Pisze Miłka Fijałkowska. Papież Franciszek odprawił tu na gruzach czterech sąsiadujących ze sobą kościołów mszę, modlił się za ofiary wojny i o pokój. To dało nam nadzieję, wspominają mieszkańcy, jednak odbudowa po wojnie i terrorze to długi proces a rzeczywistość nadal jest gorzka. Prawie osiem lat po wyzwoleniu z rąk ISIS iracki Mosul powstaje z ruin, traum i odbudowuje swoją wielokulturową i religijną tożsamość, którą ISIS próbowało unicestwić. Wizyta papieża w 2021 roku miała dla tej odbudowy symboliczny wymiar. Mosul przez lata był tyglem różnych religii, grup etnicznych, języków i kultur. Mieszkańcy przetrwali niejedną wojnę, ale kiedy pojawiła się organizacja Państwo Islamskie, pojawił się terror, jakiego dotąd nie znali. Potem wraz z dziewięciomiesięczną ofensywą wojsk irackich i amerykańskich, która miała odbić miasto z rąk ISIS, przyszedł głód, bomby i śmierć. Stare miasto, z którego słynął Mosul, zostało zamienione w gruzy.Choć minęło osiem lat, niektóre jego części nadal wyglądają, jakby wojna skończyła się tam wczoraj. Walka o wyzwolenie miasta z rąk islamistów według szacunków doprowadziła do śmierci 11 tys. mieszkańców. Spadło na nie 29 tys. sztuk amunicji, bomb, pocisków artyleryjskich i rakiet, a eksperci określili tę bitwę najcięższą miejską walką od czasów II wojny światowej, która według ONZ pozostawiła po sobie osiem milionów ton gruzów z niewybuchami. Dzień radości wśród gruzów zrujnowanego miastaW tych gruzach papież Franciszek 7 marca 2021 roku spotkał się z mieszkańcami. Był pierwszym papieżem, który odwiedził nie tylko Irak, ale i właśnie Mosul. Zwracając się do mieszkańców, mówił o współistnieniu, braterstwie i pokoju, które miastu wykrwawionym wojną i terrorem były bardzo potrzebne.– Żyliśmy wtedy nadal w cieniu tej wojny, był też Covid-19, częściowy lockdown, obowiązywała godzina policyjna, ale ten dzień dawał nam uczucie czegoś wyjątkowego, święta i radości, której od dawna nie zaznaliśmy. Wszyscy poszliśmy na to spotkanie, pracownicy, studenci z mojego uniwersytetu i tysiące ludzi z całego miasta – wspomina Ali Yousif Al-Baroodi, wykładowca, fotograf i historyk, który o Mosulu wie wszystko. Spotkanie odbyło się na byłym placu kościelnym otoczonym przed wojną czterema kościołami należącymi do różnych grup chrześcijańskich. Papież odprawił mszę przed dawnym katolickim kościołem obrządku syryjskiego al-Tahira. Modlił się za ofiary wojny. Prowizoryczny ołtarz ozdobiono dwoma krzyżami. Jeden został wykonany z drewna ze zrujnowanych kościołów, drugi przez artystę pochodzącego z Mosulu.Franciszek przyjechał nie tylko do chrześcijan. Tych zostało niewieluMiejsce było nieprzypadkowe. Symbolizowało tę dawną różnorodność, gdzie obok siebie mieszkali sunnici, szyici, chrześcijanie, żydzi i przedstawiciele innych mniejszości. Choć muzułmanie stanowili większość w 1,4 mln Mosulu, to przed ISIS mieszkało w nim około 15 tys. chrześcijan. Słowa otuchy papież kierował nie tylko do nich, bo po wojnie zostało ich już niewielu – szacuje się, że kilkuset. Mówił do wszystkich mieszkańców.Papież przywiózł do miasta odrestaurowany modlitewnik aramejski, uratowany z kościoła syryjsko-katolickiego zniszczonego przez ISIS. Został wywieziony do Rzymu i tam odrestaurowany. To księga o niezwykłym znaczeniu dla irackich chrześcijan i symboliczny gest nowego początku, odbudowy. ISIS okrutnie traktowało chrześcijan i wyznawców innych religii, zmuszając ich do przyjmowania islamu, płacenia podatków, odbierając mienie, grożąc śmiercią, niszcząc symbole religijne czy paląc święte księgi. „Praktycznie nie wychodziłyśmy z domu”– To było dla nas bardzo ważne, niezwykłe, jednak wiedzieliśmy, że jedna wizyta nie może zmienić gorzkiej i trudnej rzeczywistości, w której żyjemy – mówi Ali, bo wojna i terror są nie tylko widoczne na pierwszy rzut oka, w nieodbudowanych budynkach, leżących na gruzach, ale i w ludziach noszących w sobie traumy. Ich nie da się tak po prostu wymazać. Dwie siostry: trzydziestoletnia Marwa i dwudziestoośmioletnia Rahma mieszkają w Mosulu od urodzenia. Spotykam je na głównym targu w mieście. Dziś mogą swobodnie robić tu zakupy.– Kiedy miasto zajęli terroryści z ISIS, praktycznie nie wychodziłyśmy z domu. Jedynie w ostateczności, by zdobyć jedzenie. Wtedy musiałyśmy nosić rękawiczki, rajstopy, zakrywać twarze, tak by nie było nic widać. Policja Państwa Islamskiego cały czas obserwowała kobiety. Kiedy coś im się nie podobało, karano je chłostą, a nawet więzieniem – wspominają.Niepewność o jutro towarzyszyła im codziennie. – Śmierć była wszędzie. Nie wiedziałyśmy kiedy przyjdzie nasza kolej, bo w trakcie walk o miasto mogło się to stać w każdej chwili. Rakiety, pociski, bomby spadały wszędzie, a dookoła leżały ciała martwych ludzi. Straciłyśmy kilku członków naszej rodziny – opowiadają siostry. Rodzina przetrwała w swoim domu prawie do wyzwolenia miasta. Kiedy zbliżał się front, ISIS wypędziło ich z domu. Zamieszkali u znajomych. Do dziś pamiętają nie tylko ciągły strach o życie, ale i głód. – Mieliśmy i tak szczęście, że w domu było dużo zapasów soczewicy. Cały czas jedliśmy tę soczewicę i piliśmy wodę zagęszczoną mąką. Ludzie gotowali zupę z trawy. Nie było nic – wspominają.Zobacz także: Wyszedł z cienia i obalił reżim Asada. Oto co wiemy o przywódcy rebeliiNawet po wyzwoleniu miasta przez długi czas bały się wychodzić z domu. Pięćdziesięciotrzyletni Rahal Abbas od dwóch lat jest właścicielem restauracji, urodzonym w Mosulu. Na starym mieście zna praktycznie wszystkich. Przed wojną pracował jako rzeźnik i zawsze pomagał potrzebującym. Rozdawał mięso, jedzenie. Przyjaciele z całego Iraku przesyłali mu na to datki. ISIS zabroniło jednak takiej pomocy. Miała przechodzić przez ich organizację. Rahal nie ufał bojownikom, dlatego nawet pod groźbą więzienia przekazywał potrzebującym pomoc.Kiedy wychodzimy przed restaurację, w zasięgu naszego wzroku pojawia się plac, na którym ISIS dokonało egzekucji na jego oczach.– Złapali rodziny, które chciały uciec z miasta. Zabrali im pieniądze, wartościowe rzeczy. Z kobiet zdjęli biżuterię i odesłali je do domów. Mężczyzn zamknęli w jednym ze sklepów, rano wyprowadzili ich na to skrzyżowanie, był przy nim taki czterometrowy krater po bombie, kazali im do niego wejść i zastrzelili ich. Było ich dwudziestu sześciu. Żyliśmy w tym terrorze codziennie przez trzy lata – opowiada mężczyzna. Ten zawód praktykują od pokoleń. Nie chce, by jego syn kontynuował tradycjęJedenastu członków najbliższej rodziny, w tym brata, córkę i jej pięcioro dzieci w trakcie walki o miasto stracił Yusef Abdallah, czterdziestodziewięcioletni i chyba już ostatni w Mosulu rzemieślnik wykonujący drewniane kołki do siekier, młotków, mioteł.Ma swoje stanowisko na starym bazarze w sektorze rzemieślniczym. Pracuje tu od dziecka, wszystko wykonując ręcznie, chociaż już nikt nie pracuje tak jak on. Dziś ręce zastąpiły maszyny. Kiedy ISIS przejęło miasto, mógł pracować, bo mu nie zabronili.– Było dużo drewna, które przysyłali z Syrii. Miałem co robić, ale niewiele zarabiałem, bo ludzie mało kupowali. Był głód. Nic nie funkcjonowało, wszystko było zabronione, dzieci też nie chodziły do szkoły. Po wojnie odzyskaliśmy wolność, ale nadal żyjemy w biedzie. Zarabiam teraz 5 dolarów dziennie – mówi Yusef i dodaje, że nie chce, by jego syn przejął po nim ten warsztat, pomimo tego, że ten fach w jego rodzinie to tradycja przekazywana z dziada pradziada.Nie widzi dla syna przyszłości w tym zawodzie. – Przed wojną mieliśmy samochody, mieszkania. Teraz żyjemy jak nędznicy, z dnia na dzień. Na nic nas nie stać. Najpierw był terror, teraz jest bieda. Nadal jesteśmy ofiarami tej wojny – mówi. Zobacz także: Amerykanie wycofują wojska z IrakuTo tam al-Baghdadi ogłosił powstanie kalifatuOfiarą tej wojny jest też miasto, jego piękno, zabytki. Dziś po ośmiu latach nadal odbudowuje się z gruzów. Tak jak meczet Al-Nur wraz z 45-metrowym minaretem z 1172 roku, który przed wojną był symbolem miasta. To w nim w 2014 roku przywódca ISIS Abu Bakr al-Baghdadi ogłosił powstanie kalifatu. Pod koniec ofensywy meczet i minaret zostały wysadzone w powietrze. Dzięki projektowi UNESCO o wartości 115 milionów dolarów, współpracy 15 partnerów, w tym Unii Europejskiej, udało się go odbudować. A wraz z nim także 124 historyczne budynki, bo w wyniku ofensywy 80 procent starego miasta zostało obrócone w gruzy. Ali Yousif Al-Baroodi zabiera mnie na spacer, po kiedyś najpiękniejszej części starego miasta Maydan, ostatniej wyzwolonej z rąk ISIS 7 czerwca 2017 roku. Nadal trwają prace rozminowywania tego terenu. To długi i trudny proces. Niektóre budynki oznaczone są już jako bezpieczne. Są na nich też inne napisy.– Zielone graffiti ze słowem „zrobione” było wykonane przez ISIS – związane było kampanią konfiskowania anten satelitarnych, żeby ludzie nie oglądali informacji. Kiedy już z danego domu zabrali antenę, oznaczali go właśnie tak. „Nun” oznaczano domy chrześcijan, od arabskiego słowa chrześcijanin. Słowem „zamieszkany” – dom skonfiskowany przez ISIS i zajęty przez jej członka – tłumaczy Ali.Dom każdej rodziny, która opuściła miasto, był zajmowany przez bojowników. Kiedy potem zbliżała się armia, ISIS zajmowało też domy zamieszkane, wypędzając mieszkańców. Z niektórych domów wystają spod gruzów spalone, popękane fragmenty zdobionych murów, portali, przedsionków, pokazujące, jak były piękne. W tych domach mieszkali głównie chrześcijanie, cała ta okolica nie została odbudowana. To oznacza – mówi Ali – że do miasta nie wrócili i może już nigdy nie wrócą. Kilkadziesiąt metrów dalej mijamy już odbudowane częściowo domy, do których wrócili mieszkańcy. Na podwórku bawią się małe dzieci między stertami gruzów i śmieci. Jedno żarno wykarmiło 40 rodzinTo z myślą o nich powstało muzeum Fundacji Betna w uliczce naprzeciwko wielkiego meczetu al-Nuri. Zostało założone 21 czerwca 2022 roku. Dokładnie pięć lat wcześniej tego dnia bojownicy ISIS wysadzili minaret, zaczyna opowiadać Osama Mustafa, dyrektor muzeum. – To była nasza walka z ISIS, które chciało zniszczyć naszą tożsamość, tożsamość Mosulu. Najpierw w 2018 roku otworzyliśmy tę ulicę, a potem to miejsce – mówi. ISIS niszczyło wszystko, co było związane z różnorodnością miasta, jego kulturą, muzeum narodowe, meczety, kościoły, klasztory.W niewielkim, jednopokojowym muzeum znajdują się przedmioty podarowane przez mieszkańców, kolekcja strojów z całej prowincji Niniwa, ponad 200-letnie naczynie służące kiedyś do picia wody lub wina należące do żydowskiej rodziny czy stare żarno. – W trakcie oblężenia Mosulu, ludzie używali go, by zrobić mąkę z ziaren, które mieli. Był głód i nie było tu nic, więc by przeżyć, mieszkańcy zmuszeni byli cofnąć się do najbardziej tradycyjnych metod. Wiemy, że dzięki temu jednemu żarnu w trakcie największego głodu udało się przeżyć czterdziestu rodzinom – opowiada Osama.On sam całą wojnę i oblężenie spędził z rodziną w Mosulu. Został ranny. W trakcie próby ucieczki z miasta ISIS zatrzymało ich jako żywe tarcze, ale uczucie głodu pamięta do dziś. – Nie mieliśmy z czego żyć. Kiedy ISIS przejęło miasto, chciałem sprzedawać frytki na ulicy, ale ludzie nie kupowali, bo nie mieli pieniędzy. Pamiętam, jak raz szedłem ulicą i pojawił się ktoś sprzedający paszę dla zwierząt. Została wyprzedana w ciągu kilku minut. Ludzie rzucili się na nią wygłodniali. To było tak smutne, tak dramatyczne. Nigdy tego obrazu nie zapomnę. Przez ostatnie 30 dni oblężenia prawie nie mieliśmy wody, jedynie trochę do picia. Nie myliśmy się. Nie było jedzenia, ludzie gotowali zupę z liści – wspomina. Dlatego tak ważne jest dla niego opowiadanie o historii miasta, by – jak mówi – nowa generacja dzieci i młodzieży, o niej pamiętała. O tym, przez co przeszło, ale też jaka była jego tożsamość: ta wieloreligijna, różnorodna. I pokazuje biblię oraz krzyż.– Należały do jednej z chrześcijańskich rodzin. Opuszczając Mosul, nie mogła ich wziąć ze sobą. Przekazała na przechowanie zaprzyjaźnionej muzułmańskiej rodzinie. To było dla niej niezwykle niebezpieczne, ale ta muzułmańska rodzina mimo tego zagrożenia zdecydowała się je przechować. To pokazuje, jak te rodziny były ze sobą przed wojną połączone, jak ze sobą współistniały – opowiada Osama. To miejsce to odbudowywanie tożsamości miasta, jego różnorodności i pamięci, a to proces, który jest znaczenie trudniejszy niż odbudowa ulic czy budynków, mówi Osama. I dodaje: Zostaliśmy wyzwoleni prawie osiem lat temu, ale nadal czujemy, jakby ta wojna skończyła się wczoraj.Zobacz także: Konklawe zdominują Amerykanie. Chcą dyktować linię głosowania