Ciekawostki o kultowych komediach. Komedie Stanisława Barei wciąż uznawane są za kultowe. Mają miliony sympatyków, oglądane po raz kolejny nie nudzą i wciąż bawią. Oto kilka ciekawostek na temat filmów i seriali tego reżysera, o których mało, kto wie. To nie Witold Pyrkosz miał zagrać Józefa Balcerka w „Alternatywy 4”„Alternatywy 4” to jeden z kultowych i najbardziej znanych seriali komediowych Stanisława Barei. Opowiada o perypetiach mieszkańców jednego z nowych bloków na warszawskim Ursynowie. To właśnie pod adresem „Alternatywy 4” mieszkają lokatorzy z odmiennych środowisk i o różnym statusie społecznym. Karierowicz z Pułtuska Stanisław Anioł, w tej roli Roman Wilhelmi pewnego dnia otrzymuje nominację na „eksponowane stanowisko” w stolicy. Ma zostać gospodarzem domu w jednym z bloków na Ursynowie. Już podczas przeprowadzki, która obfituje w niespodzianki i konflikty, zniechęca do siebie mieszkańców. Anioł jako gospodarz bloku czuje się jak król i nie dociera do niego, że jest zwykłym dozorcą.Jednym z bohaterów serialu „Alternatywy 4” jest Józef Balcerek, który wraz z rodziną zostaje przesiedlony z warszawskiego Targówka właśnie na Ursynów. Dzielnicę tę uważa za wieś, a przeprowadzkę za karę. Balcerek to człowiek półświatka, potrafi otwierać drzwi na tak zwaną „pasówkie”, zrobić obejście na gazomierzu czy załatwić węgiel do blokowej lokomotywy. Ma on jednak swoje zasady, do których należy m.in. nierobienie włamu we własnym domu.Okazuje się, że początkowo to nie Witold Pyrkosz miał wcielać się w postać Józefa Balcerka. Początkowo Stanisław Bareja przewidywał do tej roli niejakiego Ludwika Paka. Nakręcono nawet kilka scen z jego udziałem, ale wybuch stanu wojennego pokrzyżował plany ekipy i produkcję serialu wstrzymano. Gdy reżyser ponownie zaczął pracę, nie był już chętny do współpracy z Pakiem. Powód? Bareja bał się, że Pak „strywializuje postać”. Tak twierdziła Zofia Czerwińska, która w serialu „Alternatywy 4” zagrała żonę Balcerka, swoją imienniczkę. Zdaniem Macieja Replewicza, autora biografii Stanisława Barei powodem zakończenia współpracy z Pakiem miały być jego alkoholowe problemy oraz to, że został "niechlubnym" bohaterem incydentu, który miał miejsce jeszcze przed pierwszymi zdjęciami do serialu.Wojciech Pokora miał nie grać głównej roli w filmie „Poszukiwany, poszukiwana”Komedia „Poszukiwany, poszukiwana”, która miała swoją premierę w 1972 roku, opowiada o perypetiach historyka sztuki, Stanisława Marii Rochowicza. Pomysł na realizację tej fabuły podsunęła Barei jego żona, która była pracownikiem muzeum.Stanisław Maria Rochowicz zostaje niesłusznie posądzony o kradzież obrazu. Grozi mu 5 lat więzienia. Zdesperowany postanawia ukrywać się w przebraniu kobiety, dopóki nie namaluje kopii zrabowanego przez nieznanych sprawców płótna. Podejmuje pracę jako kobieta, by nikt go nie rozpoznał. Zatrudnia się w charakterze pomocy domowej. Nie ma jednak szczęścia do chlebodawców: pierwszy chce wykorzystać go, a raczej ją w celach erotycznych, drudzy mają rozwydrzone dziecko, trzeci pędzi w łazience bimber, a czwarty to dyrektor bez kompetencji, za którego nasz bohater pisze artykuły. Obraz odnajduje się, ale Stanisławowi, zaprawionemu w "gosposiowaniu", trudno zrezygnować z lukratywnego zajęcia i wrócić do pracy w muzeum.Podobnie, jak w przypadku serialu „Alternatywy 4” i Balcerka, tak i tu, ale tym razem głównego bohatera, miał zagrać inny aktor. Początkowo Bareja myślał nie o Wojciechu Pokorze, ale Jacku Fedorowiczu. O tym, że satyryk i aktor nie zagrają, zadecydował jeden szczegół. Fedorowiczowi po goleniu zarost na twarzy odrastał zbyt szybko i dlatego nie byłby przekonujący w roli kobiety. Kolejnym wyborem Barei był Janusz Gajos, ale on z kolei miał zbyt atletyczną budowę ciała. Padło, więc na Wojciecha Pokorę. Okazało się, że jako kobieta wygląda dobrze, ale nie umie gotować. Podczas kręcenia jednej ze scen Bareja postanowił pokazać Pokorze, jak się to robi. Efekt był opłakany. Kotlety się przypaliły, spaliła się też patelnia. Pokora grał Marysię w ubraniach oraz peruce pożyczonej od żony. Widzowie do dziś uwielbiają to wcielenie aktora, on nienawidził. Uważał to za swoje przekleństwo. Ze swoich filmowych wcieleń najbardziej lubił hrabiego Żorża Ponimirskiego z serialu "Kariera Nikodema Dyzmy".Czytaj też: Cytrusy w PRL. Gomułka ich nienawidził, Polacy kochaliOstatnia paróweczka z „Misia” miała być ostatnią baryłeczkąKomedia „Miś” to najbardziej znana produkcja Stanisława Barei. Film miał premierę w 1980 roku. Bohaterem jest prezes klubu sportowego "Tęcza", Ryszard Ochódzki zwany Misiem. W tę postać wcielił się Stanisław Tym. Ochódzki ma wyjechać do Londynu. Zostaje jednak zatrzymany, bo z jego paszportu wyrwano kilka kartek. Podejrzewa żonę Irenę, która chciała uniemożliwić, a przynajmniej opóźnić jego wyjazd i dotrzeć do Londynu przed nim. Małżonkowie założyli bowiem przed laty konto w jednym z londyńskich banków. Odejście Ireny zmusiło ich do podzielenia posiadanych dóbr. Pieniędzmi zdeponowanymi za granicą żadne z nich nie chce się jednak dzielić z drugim małżonkiem. Całą sumę zagarnie więc ten, kto pierwszy dotrze nad Tamizę. Ochódzki nie poddaje się jednak łatwo i usiłuje wszelkimi sposobami udaremnić plan małżonki, a jednocześnie zdobyć dla siebie inny paszport.W filmie nie brakuje kpin z milicjantów, parodii z urzędniczych rytuałów albo zachowań w placówkach zbiorowego żywienia, gdzie talerze przyśrubowane są do blatu stolika, a łyżki przykute doń wspólnym, przesuwającym się w rytm jedzenia łańcuchem. Mowa jest o dziecku, które otrzymuje imię „Tradycja”, prowadzone dochodzenie w sprawie skradzionych parówek, które miały „zagrać” w filmie, w którym Ochódzki gra główną rolę, czyli „Ostatniej paróweczce hrabiego Barry Kenta”.Okazuje się, że tytuł tego filmu z „Misia” był jedną z ponad 30 uwag, jakie zgłosiła cenzura. Pierwotnie tytuł brzmiał "Ostatnia baryłeczka hrabiego Barry Kenta", którą Bareja musiał zmienić na "Ostatnią paróweczkę hrabiego Barry Kenta". Cenzura miała również zastrzeżenia, co do sceny w barze mlecznym i wspomnianych wcześniej sztućców przytwierdzonych łańcuchami do stołu. Choć to również miało zostać usunięte, ostatecznie zostało.Cenzura nie zgodziła się jednak na wydrukowanie fikcyjnego numeru gazety, w którym pojawiłoby się ogłoszenie o poszukiwaniu sobowtóra Ryszarda Ochódzkiego do zagrania w „Ostatniej paróweczce…”. Produkcja musiała wykupić prawdziwe ogłoszenie w „Życiu Warszawy”. Gazeta, która „zagrała” w „Misiu” była prawdziwym egzemplarzem.Stanisław Tym pokłócił się ze Stanisławem Bareją przy pracy nad filmem „Brunet wieczorową porą”„Brunet wieczorową porą” to komedia Barei, którą widzowie pierwszy raz mogli zobaczyć w 1976 roku. Cyganka przepowiada Michałowi Romanowi, że zabije bruneta, który zjawi się wieczorem w jego mieszkaniu. Prawdziwy niepokój ogarnia Michała, gdy sprawdzają się dwie inne wróżby - bohater odnajduje zaginiony zegarek, a w totolotku padają przepowiedziane liczby. Aby zapobiec grożącemu nieszczęściu, bohater na cały dzień wychodzi z domu. Wraca dopiero nocą. Wtedy odwiedza go niejaki Dzidek Krępak, proponując podejrzane transakcje walutowe. Nagle gaśnie światło. Krępak ginie od ciosu nożem. Michał zdaje sobie sprawę, że wszystkie okoliczności przemawiają przeciwko niemu. Usiłuje rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci. Przyjaciel Kazik, który mu w tym pomaga, dochodzi do wniosku, że zabójstwa musiał dokonać ktoś z sąsiadów.Z Bareją nad tym filmem miał początkowo pracować Jacek Fedorowicz. Wspólnie zrealizowali dwie komedie - "Poszukiwany, poszukiwana" (1972) i "Nie ma róży bez ognia" (1974). Fedorowicz, gdy zapoznał się z pomysłem Barei na „Bruneta…” stwierdził, że nie będzie szans na realizację tej produkcji.Współautorem scenariusza został niejaki Andrzej Kill. To pseudonim Stanisława Tyma, który zgodził się na współpracę z Bareją. Było ciężko. Panowie mocno kłócili się między sobą o to, jak mają wyglądać sceny tej produkcji. Zarzuty ze strony Tyma dotyczyły m.in. niedopracowanej fabuły. Bareja się z tym nie zgadzał i jako reżyser filmu, to on decydował. Tym postanowił nie podpisywać się pod „Brunetem…” swoim nazwiskiem i wybrał pseudonim "Andrzej Kill". Szybko się pogodzili i razem stworzyli kolejne dwa filmy czyli "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" (1978) oraz "Miś" (1980).Czytaj też: „U Maxima w Gdyni…”, czyli legendarne lokale czasów PRLW serialu „Zmiennicy” to nie Ewa Błaszczyk miała zagrać Kasię PióreckąSerial „Zmiennicy” swoją premierę na antenie Telewizji Publicznej miał jesienią 1987 roku. Oglądało go ponad 18 milionów widzów. To historia Kasi Pióreckiej, młodej dziewczyny, która szuka pracy. Wpada na pomysł, który pozwala jej podjąć zatrudnienie i zasiąść za kierownicą taksówki. Dokleja młodzieńczy wąsik, zakłada ciemne okulary, czapkę z daszkiem i przedstawia się jako Marian Koniuszko. Nawet jej zmiennik – Jacek Żytkiewicz – nic nie podejrzewa. Kolejne dni w żółtej taksówce o numerze bocznym 1313 mijają. Jednak Kasi coraz trudniej utrzymywać swój sekret w tajemnicy. Jej losy splotą się jeszcze bardziej z Jackiem, a w historii pojawi się wątek kryminalny.Taksówek, którymi na planie jeździła Ewa Błaszczyk i Mieczysław Hryniewicz było aż cztery. Okazuje się, że to nie aktorka początkowo była przez Bareję planowana do roli Kasi. Chciał, by zagrała ją zmarła niedawno Jadwiga Jankowska-Cieślak. Aktorka odmówiła. Powodem była praca nad inną produkcją.– Trafiłam więc tak trochę z łapanki, mój mąż Jacek Janczarski pisał wraz ze Staśkiem Bareją scenariusz. Byłam w domu przy jego tworzeniu i Jacek mi zaproponował rolę Kasi – wspominała Ewa Błaszczyk.Bareja, który lubił żartować, obsadził w jednym z epizodów jej męża – Jacka Janczarskiego, który był literatem. Można go zobaczyć w scenie w windzie. Gra natręta, który przeszkadza Kasi przebrać się w damskie ubrania.Rekwizytem, który grał w serialu była kiełbasa. To przez nią członkowie ekipy trafili do więzienia. Serial powstawał w latach 80., kiedy brakowało wszystkiego. Realizatorzy wybrali się na bazar, by wspomnianą kiełbasę, nabyć na czarnym rynku. Pech chciał, że złapała ich milicja i aresztowała. Zostali uwolnieni dzięki interwencji kierownika produkcji Tadeusza Bajlona. Większość produktów do jedzenia, które pojawiają się w serialu powstałą ze steropianu.„Yogi baboo!”, słynne powiedzonko z „Nie ma róży bez ognia”. Tylko autor wiedział, co ma na myśliFilm „Nie ma róży bez ognia” to jeden z dwóch zrealizowanych przez Bareję razem z Jackiem Fedorowiczem, którego możemy oglądać w jednej z głównych ról w tej komedii z 1974 roku.Jan i Wanda Filikiewiczowie gnieżdżą się w starej willi w ciasnym pokoju, resztę pomieszczeń zajmują biura. Pewnego dnia odwiedza ich niejaki Malinowski i proponuje zamianę swego dwupokojowego mieszkania spółdzielczego na ich klitkę. Szczęście małżonków nie trwa długo. Pojawia się Jerzy, poprzedni mąż Wandy, i oświadcza, że należy mu się jeden pokój, ponieważ nie wymeldował się jeszcze od byłej żony. Jan stara się go pozbyć, ale mu to nie wychodzi. Jerzy sprytnie wykorzystując absurdalne przepisy, wprowadza do mieszkania Filikiewiczów jeszcze trzy osoby. Administracja cofa decyzję o zamianie lokali. Jan nie wytrzymuje nerwowo i ląduje w szpitalu. Z willi zostają usunięte biura i Filikiewiczowie stają się właścicielami aż czterech pokoi. W piątym pojawia się Jerzy…W postać Jerzego Dąbczaka w filmie „Nie ma róży bez ognia” wcielił się Jerzy Dobrowolski. W pierwotnej wersji scenariusza, gdy film miał tytuł „Lawina” Dąbczak był mało sympatycznym bohaterem. Miał mieć powiązania z ORMO.– Dobrowolski ocieplił wizerunek Dąbczaka. Wykreował postać mieszkaniowego kombinatora budzącego jednak cień sympatii, a nie odrazę. Do potocznej polszczyzny weszły jego ulubione powiedzonka "Brawo Jaś!" czy "małe Miki!" – mówiła w rozmowie z PAP historyk z UAM prof. Dorota Skotarczak.Jednym z jego powiedzonek, które na stałe weszło do języka potocznego, jest słynne „Yogi baboo!”. Okazuje się, że wymyślił je sam Jerzy Dobrowolski. Co autor miał na myśli? Najprawdopodobniej było nawiązaniem do kreskówki Hanna-Barbera o misiu Yogim i jego przyjacielu Boo-Boo. W Polsce pierwsza seria tego animowanego serialu była emitowana na początku lat 70. w programie „Zwierzyniec”.Stanisław Bareja grywał w swoich filmach. Ten, w którym nie zagrał to „Nie ma róży bez ognia”Stanisław Bareja nie tylko reżyserował swoje filmy, ale także pojawiał się w nich w epizodycznych rolach. Czujne oko widza dostrzeże go jako dzielnicowego Parysa w serialu „Alternatywy 4”, pana Jana, właściciela sklepu w Londynie w „Misiu”, mężczyznę z walizką spieszącego się na Dworzec Centralny w „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”, pijaczka w „Brunecie wieczorową porą” oraz mężczyznę goniącego samochód Rechowicza w „Poszukiwany, poszukiwana”.„Nie ma róży bez ognia” to jeden z nielicznych filmów Stanisława Barei, w którym reżyser się nie pojawił. Tu można natomiast zobaczyć w roli uczennicy Jana Filikiewicza, mylącą Mickiewicza z Sienkiewiczem – córkę reżysera – Katarzynę Bareję.Czytaj też: Stacz kolejkowy, kartki, towar spod lady. Tak wyglądał handel w czasach PRL