W domu, w pracy, czasem dla zabawy. „Wszyscy kłamią” — zwykł mawiać główny bohater serialu „Dr House”. Ekscentrycznego lekarza irytował brak prawdomówności pacjentów, chociaż po latach praktyki żadne kłamstwa usłyszane w gabinecie nie były już dla niego zaskoczeniem. Z serialowym medykiem zgadzają się psycholodzy, a także specjaliści, którzy na co dzień mają do czynienia z efektami czyichś kłamstw. Mówienie nieprawdy zdarza się wszystkim, a jego skutki bywają zaskakująco bolesne. Dwa na tydzień, a może nawet mniej — do tylu kłamstw przyznała się większość uczestników badania, które opisało pod koniec 2022 roku czasopismo „Canadian Journal of Behavioural Science”. Naukowcy postanowili zapytać o kłamstwa niemal 260 kobiet i mężczyzn. Specjaliści wytypowali 11 powodów, dla których ludzie mogą mówić nieprawdę, a potem poprosili badanych, żeby wybrali z listy te, które zwykle skłaniają ich do takiego zachowania. Okazało się, że najczęściej ludzie kłamali, żeby kogoś ochronić albo oszczędzić mu cierpienia (64 proc.) lub po to, aby coś ukryć (60 proc.). Nieco ponad 40 proc. uczestników badania chciało uniknąć negatywnej oceny lub kary, albo też lepiej wypaść w oczach innych. Około 20 proc. badanych skłamało pod wpływem impulsu, przez lekkomyślność, a także po to, żeby się przed czymś ochronić. Tylko 11 proc. przyznało się do mówienia nieprawdy bez szczególnego powodu, a 9 proc. – „dla zabawy”, bo zwyczajnie lubi oszukiwać.Oto „ofiary” naszych kłamstw Najczęściej okłamujemy przyjaciół, rodzinę i współpracowników albo szefów. Z badania, które nadzorował profesor Tony Docan-Morgan z University of Wisconsin-La Crosse wynika, że niemal 89 proc. przypadków dotyczy drobnych kłamstw, które nie wydają nam się wielką zbrodnią. Warto jednak wspomnieć, że w eksperymencie tego naukowca badani sami zapisywali i oceniali „kaliber” swoich nieszczerych zachowań. CZYTAJ TEŻ: Legenda przemysłu odzieżowego, czyli polski Hugo Boss z Leeds Czy da się w ogóle żyć bez kłamstw? — To pewnie zależy od tego, jak sobie to kłamstwo zdefiniujemy, co będziemy uważać za kłamstwo, a co nie — przyznaje psycholożka i psychoterapeutka dr Joanna Gutral. — Oczywiście możemy sięgnąć po leksykalne definicje kłamstwa, ale niektórzy ludzie rozróżniają kłamstwo w dobrej wierze, białe kłamstwo, które wynika z potrzeby sytuacji, obrony uczuć, więc chciałabym wierzyć, że się da, ale myślę, że nasza psychika i różne mechanizmy, które stoją za tym, dlaczego kłamiemy, mogą nam to skutecznie utrudniać — dodaje specjalistka. Nieszczerość dla czyjegoś dobra„Kłamstwo w dobrej wierze” brzmi jak coś wręcz pozytywnego. Czy w takim razie istnieją kłamstwa „lepsze” i „gorsze”? — Niektórzy powiedzą, że dobre kłamstwo to właściwie takie, które nigdy nie wyjdzie na jaw. Natomiast kłamstwem jest na przykład Święty Mikołaj. Wielu z nas mówi dzieciom, że jeśli będą niegrzeczne, to nie przyjdzie do nich Mikołaj, doskonale wiedząc, że to nie on przynosi prezenty. I moglibyśmy zapytać rodziców, dlaczego sprzedają taką „ściemę” młodym ludziom już od najmłodszych lat. Pewnie po to, żeby było im przyjemnie, żeby wierzyli w magię świąt, więc moglibyśmy zakładać, że to są takie kłamstwa czy przypowieści, które mają sprawić, aby koniec końców wyszło z tego coś pozytywnego. Oczywiście mamy też kłamstwa, w których ludzie mówią: „ale ja cię nie chciałem martwić”. Więc: „o czymś ci nie powiedziałem, może cię nie okłamałem, po prostu przemilczałem pewne rzeczy”. Czyli tutaj intencja była szczera, żeby ktoś się niepotrzebnie nie przejmował — mówi Gutral.CZYTAJ TEŻ: Unia zakazuje mleka i cukru w kawie? Nie, wyjaśniamyJak w takim razie wygląda sytuacja z nieco wymuszonymi komplementami? Czy powiedzieć kilka miłych słów koleżance z pracy, która pochwaliła się nową fryzurą, nawet jeśli jej wygląd nie do końca nas zachwyca, za to wiemy, że taki komplement ucieszy koleżankę? — I znowu: to zależy. Jeżeli nie łączy nas bliska relacja i jeżeli nie wiem, jak ta koleżanka zareaguje na ewentualną krytykę, albo właśnie wiem, że zareaguje w sposób bardzo negatywny, bo przeszła trudny okres i na przykład potrzebowała takich zmian, jest z nich zadowolona, wtedy to, że powiem: „słuchaj, świetnie”, najprawdopodobniej nie wyrządzi dużo szkody — przyznaje ekspertka. Jak jednak ostrzega, w bliższych relacjach lepiej unikać takich sytuacji. Sami sobie szkodzimy— Niektórzy ludzie mają tendencję do tego typu zachowań: tak naprawdę nie chciałam tam iść, nie chciałam czegoś zrobić, ale nie chciałam też, żeby jemu albo jej było przykro. I to odbiera kawałek siebie w relacji. Przecież możemy bez udawania powiedzieć: „słuchaj, nie chcę iść z tobą na tę imprezę, a rozumiem, że to dla Ciebie ważne” — dodaje.— To daje szansę, żebym mogła zadecydować, czy idę na tę imprezę, pomimo tego, że nie chcę. Wtedy partner, partnerka, przyjaciel, przyjaciółka mogą powiedzieć: „słuchaj, no to nie idź, jeśli masz się męczyć, ja sobie jakoś dam radę. Wolałbym/wolałabym, żebyś ze mną poszła, ale może po prostu innym razem”. Takie półprawdy odbierają już możliwość szczerej komunikacji, która jest przecież podstawą każdej relacji — przyznaje psycholożka.Specjalistka ostrzega też, że relacji może zaszkodzić również wspominane ukrywanie przed kimś złych wiadomości, zwłaszcza jeśli zdarza się to zbyt często. Jeżeli wyjdzie to na jaw, dla okłamywanej strony może to oznaczać utratę poczucia bezpieczeństwa, dlatego czasem warto powiedzieć komuś wprost, że wolimy najgorszą prawdę od braku szczerości. Takie rozwiązanie zapewne wolałoby też wielu szefów, którzy na co dzień słuchają tłumaczeń pracowników, nie wiedząc, że to kłamstwa. Taki kłamca nie musi być wcale osobą z zaburzeniami narcystycznymi czy skłonnością do manipulacji, której brak szczerości przychodzi zdecydowanie łatwiej niż pozostałym. Wystarczy, że ktoś nie przepada za swoją pracą, ale nie chce się do tego przyznać, albo też bardzo zależy mu na dobrym wizerunku.— Tutaj mamy do czynienia z teorią atrybucji. W psychologii społecznej to taki sposób postrzegania, w którym większą wagę przypisujemy czynnikom zewnętrznym, kiedy wyjaśniamy własne zachowanie, czyli: spóźniłam się nie dlatego, że za późno wstałam, tylko dlatego, że autobus za późno przyjechał. Za to w przypadku innych jest odwrotnie: koleżanka z pracy spóźniła się, bo jej się nie chciało, albo jest leniwa, a nie dlatego, że były korki na trasie. Mamy taką tendencję do widzenia siebie w pozytywnym świetle. Trudno jest czasami wziąć coś „na klatę” i powiedzieć: źle zrobiłam, nie dopilnowałam. W związku z tym, aby utrzymać to pozytywne mniemanie o nas, możemy zwracać większą uwagę na zewnętrzne okoliczności — wyjaśnia Joanna Gutral.„Podrasowane” CV? Fatalny pomysł Czasem kłamstwa mają równocześnie pokazać nas w dobrym świetle i przynieść konkretne korzyści, a to już mieszanka wybuchowa. Wiele osób „mija się z prawdą” podczas poszukiwania pracy, najczęściej wpisując w CV rzeczy, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, choćby umiejętności, których jako kandydaci nie posiadają. CZYTAJ TEŻ: Pikachu, Batman i Joker na demonstracji? SprawdziliśmyCzy warto tak ryzykować? Magda Mucha, specjalistka od rekrutacji i managerka IT, autorka instagramowego profilu „Kariera lidera” mówi wprost: — Teoretycznie i krótkoterminowo może się wydawać, że tak. Natomiast w praktyce i na dłuższą metę na pewno nie. Wszystko jest do zweryfikowania. Nawet jeśli nie przez rekrutera czy osoby, które sprawdzają nasze umiejętności praktyczne podczas takiego procesu rekrutacji, to mamy jeszcze okres próbny i faktyczną pracę w zespołach czy projektach. Tam już jesteśmy w stanie relatywnie szybko wykryć nieścisłości. Na bazie tego, co piszemy w CV, jesteśmy zatrudniani, więc wszelkie odchylenia od normy, kiedy już dostaniemy faktyczną pracę, można bardzo łatwo wyłapać. Tak oszukują kandydaci do pracyEkspertka pracuje akurat w dość specyficznej branży. W IT można bowiem często przejść cały proces rekrutacji zdalnie. To — przynajmniej na chwilę — ułatwia zdanie oszustom, którzy próbują na przykład korzystać ze sztucznej inteligencji przy pisaniu kodu podczas rozmowy technicznej. Inni stawiają z kolei na tę „żywą” inteligencję. — Zdarzały się przypadki, że kandydat brał udział właśnie w takiej rekrutacji online i było widać, że ma obok drugą osobę, która mu podpowiada. Ten „pomocnik” nie pokazywał się nawet w kamerze, ale wiadomo było, że coś jest nie tak. Widać to po oczach, po twarzy, po zachowaniu takiego kandydata, z którym się rozmawia. Takie nieczyste zagrywki podczas rekrutacji też się zdarzały — opowiada Mucha. — Są nawet takie badania, które mówią, że około 40-60 proc. osób podczas procesu rekrutacyjnego kłamie. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że to mniej więcej właśnie tak wygląda. Podczas rozmów okazuje się, że średnio co druga osoba nie ma tak naprawdę kompetencji czy tego doświadczenia, które deklarowała w złożonych dokumentach — dodaje menedżerka. CZYTAJ TEŻ: Bunt burmistrza. Podwładni za długo pili kawę, więc… usunął automatyNiektórzy „rekrutacyjni oszuści” już na wstępie weryfikacji technicznej są przyłapywani na mówieniu nieprawdy. Magda Mucha przyznaje: — Jest kilka pytań, które zadajemy, choćby: „proszę opowiedzieć o swoim doświadczeniu, opisać swoją wiedzę, np. odnośnie jakiejś technologii”. I tutaj często od razu wychodzą kłamstwa. Zdarza nam się już po pierwszych zadaniach technicznych przerywać rozmowę, bo czasem nie ma sensu tego przedłużać. Zła opinia jak najgorsza karaJak zapewnia specjalistka, rekruterzy mają swoje sposoby na wyłapywanie kandydatów-kłamców, a ci, którym mimo wszystko uda się przejść przez gęste sito i „wpadną” dopiero później, muszą się liczyć z kłopotami w branży. Bo nawet na dużym rynku sprawdza się powiedzenie, że „świat jest mały”. Opinia może ciągnąć się za oszustem, można też ponownie trafić na tego samego rekrutera, poza tym na kolejnych rozmowach trzeba się tłumaczyć z luk w zatrudnieniu albo częstych zmian firm — a to nie jest już takie proste. Menedżerka zwraca uwagę na jeszcze jeden problem, z którym czasami mierzy się między innymi branża IT, a który nie istniałby bez pracy zdalnej. Okazuje się, że niektórzy potrafią pracować dla kilku firm równocześnie, przy czym każdą z nich zapewniają, że jest „tą jedyną” i to jej poświęcają całą swoją energię w umówionym czasie. Kłopot zaczyna się, kiedy taki pracownik nie pojawia się na przykład na spotkaniu z klientem, bo w tym czasie robi coś dla innego kontrahenta. Czasem takie oszustwo przybiera ogromne rozmiary. — Akurat nie na moim podwórku, aczkolwiek słyszałam o takim przypadku, że pewna osoba była zatrudniona na kontraktach, bodajże w trzech firmach jednocześnie. Oczywiście każdemu pracodawcy mówiła, że jest jedyny. Aż któregoś pięknego dnia ten człowiek wstawił do sieci post, opisując jak to się, kolokwialnie mówiąc, obija w pracy. Skończyło się zwolnieniem dyscyplinarnym, a nawet wytoczonym procesem, bo w grę wchodziło też nadszarpnięcie reputacji firmy. Na zdjęciu zrobionym w pracy było widać logo i chyba nawet jakieś dane pracodawcy, więc było to już poważne wykroczenie. Okłamać wariograf? Śmiałków nie brakujeJeśli ktoś myśli, że wspomniany pracownik zachował się co najmniej lekkomyślnie, to zapewne mocno się zdziwi, kiedy dowie się, że niektórzy z pełną świadomością potrafią okłamać… policję. I nie chodzi wcale o przesłuchanie. Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości stale rekrutuje funkcjonariuszy. Żeby dostać się do służby, trzeba między innymi złożyć kwestionariusz osobowy, odbyć rozmowę z psychologiem i zdać test wiedzy związanej z informatyką. O ile to właśnie na teście kończy swój proces rekrutacyjny wielu kandydatów, o tyle nie brakuje osób, które swoje szanse na zatrudnienie potrafią pogrzebać w zupełnie innym momencie. Okazuje się, że niektórzy wpisują nieprawdę w kwestionariuszach — i to mimo świadomości, że później zostaną o to samo zapytani podczas badania wariografem. CZYTAJ TEŻ: Za Trumpa „kury znoszą lepsze jajka”? To tylko internetowa pastaJak przyznaje podkomisarz Marcin Zagórski z biura prasowego CBZC, przyszli funkcjonariusze będą musieli umieć dochować tajemnicy, będą też mieć dostęp do wielu chronionych informacji. Stąd konieczność wykonywania badań poligrafem. — To badanie ma pomóc zweryfikować prawdomówność takiej osoby, żebyśmy wiedzieli, z jakim kandydatem mamy do czynienia. Czy jest to osoba, która jest godna zaufania? Badanie ma sprawdzić, czy ten człowiek szczerze, otwarcie mówi o pewnych wydarzeniach ze swojego życia — wyjaśnia policjant. Badanie poligraficzne nie jest wymagane dla każdego stanowiska w CBZC. Jednak kandydaci, którzy starają się o przyjęcie do służby, żeby w przyszłości zwalczać cyberprzestępczość, muszą to badanie przejść. — Specjaliści, którzy wykonują takie badanie, przekonują, że nie da się go oszukać. Każda reakcja przy odpowiedziach jest odnotowywana, rejestrowana przez urządzenie i później zostaje tylko kwestia interpretacji tych wskaźników — mówi Zagórski. Wypaść jak najlepiej w oczach innych Podkomisarz nie potrafi wyjaśnić, dlaczego kandydaci — i to akurat do pracy w policji — próbują oszukiwać. — To jest dobre pytanie. Chyba trzeba by je zadać samym kandydatom. My tego nie sprawdzamy, bo takie badania wariograficzne też są objęte tajemnicą — przyznaje funkcjonariusz. Dr Joanna Gutral dopowiada: — Chodzi o motyw autoprezentacji, który jest bardzo silnym motywem społecznym. Chcemy się prezentować dobrze. Sam fakt tego, że coś jest na papierze, że to może gdzieś zostanie, że przeczyta to jakaś osoba przy wariografie, może motywować nas do tego, żeby pokazać się w tym kwestionariuszu w sposób pozytywny. Taki, który wpisuje się w profil danego kandydata, albo przedstawia informacje, które są społecznie pożądane, czy premiowane — podsumowuje psycholożka. Bez mrugnięcia okiem Ekspertka radzi na koniec, żeby nie przesadzać z kłamstwami, nawet tymi drobnymi i mówionymi w dobrej wierze, bo w tym przypadku praktyka czyni mistrza. — Oczywiście, że im częściej się eksponujemy na dany bodziec, tym mniejsze wrażenie na nas robi. Zatem im częściej kłamiemy, ten bardziej próg kłamstwa zaczyna nam się przesuwać, a takie zachowanie normalizować — ostrzega Gutral. CZYTAJ TEŻ: Nastolatka większym geniuszem niż Einstein. W jej żyłach płynie polska krew