Rozmowa TVP.Info. Zderzenie codziennych tragedii, stresu i pracy w trybie 24/7 to rzeczywistość, którą żyją ratownicy medyczni. Jak w tym zgiełku znaleźć przestrzeń dla siebie? Mimo rosnącej liczby ataków na służby medyczne, wciąż stawiają oni czoła wyzwaniom, które niosą ze sobą trudne interwencje. O tym, jak wygląda życie w tak ekstremalnych warunkach, opowiada Tomasz Kutycki, ekspert z 30-letnim stażem w ratownictwie medycznym. „Misja: Ratunek. Służby w akcji” – premiera serialu dokumentalnego o ratownikach – 7 kwietnia, godz. 14:55 w TVP1. Czy pamięta Pan może swoją pierwszą akcję zakończoną niepowodzeniem?Swoją pierwszą akcję, chyba najbardziej dramatyczną, pamiętam jeszcze z okresu praktyk zawodowych. To był wypadek w dużym zakładzie pracy. Osoba doznała ciężkiego urazu głowy, a pomimo starań dwóch zespołów ratownictwa medycznego, które były obecne na miejscu, nie udało się jej uratować. To chyba najbardziej zapadło mi w pamięć. Pamiętam również odprawę, którą przeprowadził szef zespołu. Powiedział wtedy, że pacjent ma prawo stracić życie, ale nigdy nie może stracić nadziei na ratunek. My, jako ratownicy i personel zawodowy zespołu ratownictwa medycznego, jesteśmy gwarantem na tej płaszczyźnie podjęcia akcji i kontynuowania jej, mimo że może się ona zakończyć niepowodzeniem.Kiedy jest się ratownikiem medycznym, praca to niemal 24/7 czuwania i gotowości. Jak to wpływa na psychikę?Oczywiście, że oddziałuje to na psychikę, a w tej kwestii trzeba obalać wiele mitów o psychotwardzielach. Każdy zgon, każda sytuacja stresowa, nawet praca w nocy, jest dużym stresem dla naszego organizmu. Trzeba umieć rozumieć swój organizm, a przede wszystkim pozwolić, by ocenił nas ktoś z zewnątrz – fachowiec, ale także rodzina i bliskie osoby. Ważne jest, by monitorować zmiany w naszym zachowaniu. To nie jest tak, że po nieudanym wyjeździe otrzymam przysłowiowy „nóż w zębach” i będę mordował sąsiadów, ale moje nastawienie do rodziny i przyjaciół może się zmieniać. Ulega na przykład procesom agresywnym, co może być wynikiem przynoszenia podświadomych zachowań z pracy. Należy o tym mówić i w skrajnych przypadkach stosować terapie. Tutaj często potrzebna jest współpraca z psychologiem, a czasem nawet psychiatrą. Nie należy się tego bać; to normalny proces w pracy w warunkach stresowych i w kontakcie z ciężkimi pacjentami. Te doświadczenia, szczególnie w przypadkach trwałego kalectwa czy zgonu, zostawiają ślad w psychice. Uważam, że specjaliści z zakresu zdrowia psychicznego, w tym psychologowie, powinni odegrać istotną rolę. Często spotykam się z moim ulubionym psychologiem, rozmawiam, a też pytam rodzinę i przyjaciół, czy zauważają jakieś zmiany w moim zachowaniu. To pozwala mi podjąć odpowiednie kroki. Czasami z tyłu głowy mam myśl, by na chwilę zrezygnować z tej pracy i zająć się czymś innym. Często żartują, pytając, czy będę hodował lamy. Jeśli miałoby to zrujnować moją rodzinę lub zrobić krzywdę innym, to rzeczywiście, wolę zrezygnować z medycyny.Czy należy otoczyć większą psychologiczną opieką ratowników?Tak, każdy ratownik medyczny powinien być okresowo poddawany obowiązkowej ocenie przez psychologa, który specjalizuje się chociażby w zespole stresu pourazowego.Z jednej strony ideały, pomoc, misja, z drugiej wysokie koszty prywatne i psychiczne. Ale chyba również ogromna satysfakcja, gdy uda się uratować człowieka w potrzebie?Myślę, że większość z nas wykonuje ten zawód, by być skutecznymi. Ogromną radość przynosi uratowanie życia ludzkiego i poprawa zdrowia. To jest mój główny motyw. Staram się non-stop kształcić i doskonalić swój warsztat, aby osiągać wysoką skuteczność. Chcę mieć przekonanie, że moja skuteczność wynika z perspektywy uratowania czyjegoś życia, ponieważ jak wiadomo, kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat. Czytaj też: Rzucił się na ratownika. Szybki wyrok dla agresywnego pacjentaIle czasu potrzeba na wypoczynek w sytuacji ciągłego natłoku pracy?Myślę, że to mocno zależy od wieku i predyspozycji osobistych. Uważam, że aby dobrze wypocząć, trzeba mieć możliwość 8-10 godzin dobrego snu, plus dodatkowe 5, 6 czy 7 godzin, aby zająć się sobą i swoimi sprawami, tak by utrzymać równowagę między pracą a życiem prywatnym. Ze względu na pracę nocną, dla nas bardzo ważne jest zbilansowanie organizmu w zakresie odpoczynku, zwłaszcza snu, którego brak wpływa m.in. na gospodarkę hormonalną.Człowiek nie jest maszyną, a wy jesteście czasem testowani do granic możliwości. Czy zdarza się ucieczka w alkohol, narkotyki, leki czy inne uzależnienia?Tak, znam takie sytuacje. Osobiście uczestniczyłem w walce moich znajomych i przyjaciół z różnymi nałogami. Alkohol jest bardzo problematycznym czynnikiem, ponieważ mamy olbrzymie społeczne przyzwolenie na jego nadużywanie, a często nie postrzegamy tego jako problemu. Jest to narkotyk powszechnie dostępny, mocno zakorzeniony w naszej kulturze, traktowany często jako coś normalnego. Dlatego osoby z wysokim poziomem stresu mogą uciekać w tę prostą ścieżkę zapominania pod wpływem alkoholu. Niestety, to zawsze kończy się tragicznie. Znam takie sytuacje i uczestniczyłem w pomaganiu w leczeniu tych osób, wspierając ich w terapii. To dotknęło mnie na wielu płaszczyznach.A teraz pytanie trudniejsze, niemal osobiste. Co dzieje się w głowie, gdy przyjeżdżacie ratować najmłodszych? Czy to cięższe sytuacje?I tak, i nie. Cięższe fizycznie one nie są. Dzieci to nie po prostu mniejsi dorośli; wymagają innego podejścia sprzętowego oraz terapeutycznego. Ta grupa wiekowa jest dynamiczna, co wymaga dużej wiedzy i doświadczenia. Z pewnością jest to duże obciążenie psychologiczne, ponieważ dziecko budzi w nas wiele dodatkowych emocji. Czwartym czynnikiem jest często działająca na nas presja rodziny, rodziców i opiekunów. Dlatego dla mnie osobiście mały pacjent w postępowaniu jest rzeczywiście trudniejszy niż postępowanie z osobą dorosłą.Coraz więcej słyszy się o atakach na was. Czy wywołuje to jakieś stany lękowe? Obawę, że spotkacie nietrzeźwego, agresywnego?Każdy wyjazd to pewien rodzaj zagrożenia. Nigdy tak naprawdę nie wiemy, czy wywiad, który został zebrany, jest prawidłowy, czy nie zostały dodane jakieś istotne informacje. Zawsze istnieje ryzyko, a sytuacja z osobą w odmiennym stanie świadomości, związaną nie tylko z używkami, ale również z zaburzeniami psychicznymi, może stanowić potencjalne zagrożenie dla zespołu. Boję się takich wyjazdów, ale staram się wprowadzać prewencję. Jeśli jest to wyjazd wysokiego ryzyka, wdrażam rozwiązania systemowe i proszę o wsparcie jednostek porządkowych, takich jak policja. Czasami stajemy twarzą w twarz z trudną, niebezpieczną sytuacją, co jest integralną częścią tego zawodu, i myślę, że całkowicie nie da się tego wyeliminować.Czytaj też: Brutalny atak na ratownika medycznego. Doznał poważnych obrażeńJakby ta decyzja należała do Pana, jakie kroki powinny zostać podjęte, aby unikać tego typu sytuacji, na przykład śmierci, tak jak miało to ostatnio miejsce w Siedlcach?Zacząłbym od samego zbierania informacji i wywiadu. Jeżeli na tym etapie dyspozytor ma podejrzenia, że sytuacja jest niebezpieczna, powinien z automatu podejmować przewidziane protokołem działania. Po drugie, kluczowe jest właściwe kształcenie i szkolenie ratowników w zakresie rozpoznawania takich sytuacji oraz zapobiegania eskalacji zagrożenia. Po trzecie, ratownicy powinni być dobrze przygotowani fizycznie do sytuacji szczególnych. Po czwarte, niezwykle ważne są szkolenia miękkie, kompetencyjne, które mają na celu zminimalizowanie napięć na miejscu zdarzenia oraz deeskalację agresji. Nie ukrywam, że w sytuacjach dramatycznych i nagłych część ratowników nie potrafi się właściwie zachować, co może prowadzić do niepotrzebnych konfrontacji.Pracujecie dla ludzi, jesteście rozdysponowani w różnych miejscach. Macie również kontakt, siłą rzeczy, z lekarzami. Czy między wami istnieje dobra współpraca? Jak to wygląda na płaszczyźnie prywatnej i służbowej?Staram się współpracować z wszystkimi. Utrzymuję mocny kręgosłup etyczny w kontaktach zawodowych. Bardzo lubię pracować z lekarzami różnych specjalizacji. Śmieję się, że jestem fizycznym pracownikiem ochrony zdrowia. Tak naprawdę moim celem jest dostarczenie pacjenta w jak najkrótszym czasie i w jak najlepszym stanie do specjalisty, którym dla mnie jest lekarz. Lekarze kształcą się dłużej, mają większy kontakt ze specjalistycznym sprzętem i lekami. Moje działanie jest dosyć ograniczone, ale czerpię z doświadczeń lekarskich, lubię rozmawiać o pacjentach z lekarzami i śledzić dalsze losy pacjentów. Współpraca między lekarzem na SOR a mną w karetce musi być bardzo dobra, jeżeli chcemy, aby system działał na rzecz pacjenta, a nie przeciwko niemu. Oczywiście w środowisku mogą pojawiać się różne animozje, ale zazwyczaj wynikają one z osobistych niechęci. Nie dostrzegam tu żadnego konfliktu zawodowego. Takie sytuacje tworzą raczej osoby niedowartościowane w pracy, które szukają sposobu na zaistnienie, pokazując swoją dominację. To jednak nie jest powszechne zjawisko, a moi koledzy i ja dobrze współpracujemy z lekarzami, co owocuje pozytywną atmosferą.Czyli w skrócie, jeżeli pracują porządni ludzie, to i atmosfera jest porządna?Oczywiście, że tak.Co zatem napędza Pana w pracy?Napędza mnie na pewno tempo pracy oraz zmienność dnia – nigdy nie robię tego samego. Napędza mnie kontakt z ludźmi, ponieważ bardzo lubię pracować z innymi. Adrenalina, która pojawia się w wyzwaniach, również mnie motywuje. Cenię sobie nową wiedzę, której nabywam, oraz to, jak szybko zmienia się medycyna. Myślę, że to wszystko utrzymuje mnie w takiej, nazwijmy to, umysłowej młodości. Lubię nowe wyzwania, a ten zawód ciągle mi je stawia, co zdecydowanie przyczynia się do mojego zdrowia fizycznego i psychicznego.Czytaj też: Zabójstwo ratownika medycznego. Ratownicy pójdą na kurs samoobrony?