Pogrążył go były wspólnik. Robert J., jeden z najbardziej znanych stołecznych złodziei samochodów, został skazany na 8 lat i 6 miesięcy więzienia za kradzież 40 aut w latach 2010-2011 – ustalił portal TVP.Info. To nieco ponad 2,5 miesiąca za każdy pojazd. J. był też sądzony za udział w zabójstwie gen. Marka Papały, a sąd oczyścił go z tego zarzutu. Robert J. ps. Dżazik był oskarżony przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie o kradzież w latach 2010-2011 43 samochodów oraz znieważenie i naruszenie nietykalności funkcjonariuszy. Mężczyzna nie przyznawał się do zarzutów. – Roberta J. interesowały „japończyki” – głównie hondy, ale nie gardził także innymi dobrymi markami. Kradł ze wspólnikiem samochody z ulicy wykorzystując specjalistyczne urządzenia, ale także metodą „na kółko” czy „na kamyk”, głównie na trasie katowickiej. Podczas akcji często byli zamaskowani np. nosili peruki oraz sztuczne wąsy czy brody –mówi portalowi TVP.Info jeden ze śledczych. Metoda „na kółko” polega na tym, że złodzieje podjeżdżają do wytypowanego przez nich auta i dają znać kierowcy, że ma usterkę. Kiedy samochód zatrzymywał się, a kierowca wysiadał, aby sprawdzić co się stało, wtedy do środka wskakiwał złodziej i odjeżdżał. Z kolei metoda „na „kamyk” to rozwinięcie powyższego patentu, poprzez rzucenie w wytypowane auto kamykiem, aby kierowca myślał, że w coś uderzył. Dalej wszystko odbywało się jak powyżej. Prokurator mazowieckich „pezetów” żądał dla Roberta J. kary 15 lat więzienia, tym bardziej, że był on wielokrotnie karany. Sąd uznał podsądnego za winnego 40 kradzieży samochodów i ataku na funkcjonariuszy. I skazał J. na 8 lat i 6 miesięcy więzienia. To średnio 2,5 miesiąca za jeden skradzione auto. Czytaj także: Autogang rozbity. Kradli na potęgę azjatyckie samochody Milion za sprawę gen. Papały Robert J. został zatrzymany, a następnie aresztowany w połowie maja 2016 r. W tym czasie był oskarżonym o udział w morderstwie gen. Marka Papały w 1998 r. Śledczy z łódzkich „pezetów” uważali, że razem m.in. z Igorem M. ps. Patyk (jeden z „najlepszych” polskich złodziei samochodów, który został świadkiem koronnym) oraz Mariuszem M. brał udział w próbie kradzieży daewoo należącego do byłego komendanta głównego policji, podczas której doszło do zabójstwa. Prokuratura twierdziła, że Robert J. stał wówczas na czatach. W listopadzie 2023 r. Sąd Apelacyjny uniewinnił wszystkich oskarżonych w wątku dotyczącym morderstwa. Robert J. ma teraz wg. „Rzeczpospolitej” domagać się miliona złotych odszkodowania za niesłuszny areszt i oskarżenie o przestępstwa, których się nie dopuścił. Z ustaleń portalu TVP.Info wynika, że Roberta J. w śledztwie mazowieckich „pezetów” pogrążył jego były wspólnik Mariusz P. ps. Pagor. Poszedł on na współpracę ze śledczymi i opowiedział o działalności wielu złodziei samochodów z Warszawy i okolic. Czytaj także: Interesował ich tylko jeden model. Gang złodziei samochodów rozbityChciał oczyścić kompana Co ciekawe to Mariusz P. próbował w 2011 r. ratować Roberta J., kiedy to obaj zostali zatrzymani przez kryminalnych z Mokotowa i policjantów stołecznego wydziału dw. z przestępczością samochodową. Namierzono ich na jednym z parkingów, gdy próbowali odjechać jedną z ukradzionych wcześniej hond. Na widok policjantów staranowali radiowóz, a potem próbowali uciekać pieszo. „Przy 34-letnim Robercie J. ps. „Dżadzik” i 35-letnim Mariuszu P. ps. „Pagór” policjanci znaleźli klucze do opla insignia, który, jak się okazało, został przez nich skradziony metodą ‘na stłuczkę’ na Pradze Południe i był wykorzystywany jako tzw. samochód roboczy do kradzieży, taką metodą, luksusowych aut na Mokotowie” – informowała stołeczna policja w 2011 r. W oplu policjanci znaleźli m.in. peruki i wąsy, rękawiczki, łamaki, komputery samochodowe, fałszywe tablice rejestracyjne i ubrania, które służyły mężczyznom w trakcie kradzieży. Funkcjonariusze odzyskali wówczas dwie hondy CR-V oraz hondę civic o wartości 320 tysięcy złotych. Robert J. i Mariusz P. zostali aresztowani. Ten drugi wziął na siebie całą winę, przekonując, że J. nie ma nic wspólnego z kradzieżami. „Dżazik” po jakimś czasie opuścił areszt, na podstawie dokumentacji medycznej, z której wynikało, że ma chory kręgosłup. Jak twierdzą śledczy, wrócił od złodziejskiego rzemiosła. Czytaj także: Kradziony mercedes za 300 tys. zł zatrzymany na przejściu w Terespolu Pech posłanki Robert J. wraz ze swoim bratem Dariuszem, to legendy stołecznego półświatka, a zwłaszcza środowiska złodziei samochodów. Za sprawą zeznań Igora M. ps. Patyk obaj spędzili wiele lat w więzieniach za udział w jednej z najbardziej pracowitych grup kradnących luksusowe samochody. Braterski duet zyskał ponurą sławę pod koniec lat 90. Szajka zajmowała się rabowaniem luksusowych aut metodami na stłuczkę i kółko i kamyk. Nie byli zwykłymi złodziejami. Nie wahali się bić kierowców, którzy postanowili bronić swej własności. To właśnie ta grupa dwukrotnie napadła na Barbarę Blidę (wówczas posłankę Sojuszu Lewicy Demokratycznej). W październiku 1998 r. Blida jadąca mercedesem, zjechała na stację benzynową, bo ktoś dał jej znak, że ma uszkodzone koło. Gdy wyszła z auta, do mercedesa wskoczył jeden ze złodziei, a polityczka została pobita. W czerwcu 2003 r. los znowu postawił ją na drodze szajki braci J. Tym razem o mało straciła toyoty land cruiser. Posłanka nie dała się oszukać sposobem na kółko. – Wtedy w karoserię auta zaczęło coś uderzać, jakby kule. Przerażona kazałam kierowcy zatrzymać się – opowiadała później Blida „Życiu warszawy”. Czytaj także: Szybcy i wściekli. Polski gang kradł porsche w Niemczech