To by zabolało bardziej niż cokolwiek dotąd. Lokalne media spekulują, że amerykański prezydent nie chce drażnić Putina, dlatego Rosja nie znalazła się na liście państw objętych cłami, a Ukraina już tak. Jednak amerykański Senat szykuje ustawę, która jest praktycznie handlową opcją atomową – jej skutki zabolałyby Rosję dużo bardziej niż cokolwiek dotąd. Donald Trump nie ustaje w wysiłkach „uczynienia Ameryki wielką ponownie”. Najnowszym ruchem prezydenta jest wprowadzenie podwyżki ceł na wymianę z szeregiem państw, co oczywiście wywołało handlowe kontry krajów, które są nimi dotknięte.Nowe cła Donalda TrumpaW przypadku Chin cła wynoszą 34 proc., Tajwanu 32 proc., Japonii 24 proc., UE 20 proc. Dotyczy to też Polski. Donald Tusk pisał, że amerykańskie cła skurczą polski PKB o 0,4 proc., ok. 10 mld zł. W dekrecie Trumpa uwzględniono też Ukrainę, ale już nie Rosję, co jest symbolicznie znaczące.Rosyjski niezależny portal Meduza, Trump nie wpisał Rosji na listę, by „nie wywołać napięcia w czasie rozmów o zakończeniu wojny”. Można to odczytać jako kolejny przypadek pobłażania Rosjanom, bo Amerykański prezydent sprawia wrażenie, że chce jak najszybciej tę wojnę zakończyć, nawet kosztem dużych ustępstw Ukrainy. Przedstawiciele Białego Domu w oświadczeniu stwierdzili, że Rosja i tak jest już objęta amerykańskimi sankcjami, więc wymiana handlowa i tak „nie jest znacząca”. Istotnie, odkąd Rosja rozpętała wojnę, obroty między oboma krajami spadły z 35 mld dol. do 3,5 mld dol. Inna sprawa, że na liście znalazły się kraje, których wartość wymiany handlowej z USA jest niższa. Przeczytaj także: Indie odwracają się od Rosji? Tankowiec nie został wpuszczony do portuNależy jednak założyć, że cierpliwość Trumpa ma swoje granice i dalsze granie na zwłokę i mnożenie przeszkód przez Rosję skłonią go do ostrzejszej reakcji. Zapowiedział, że Rosji mogą grozić „cła wtórne”, jeśli do rozejmu z jej winy nie dojdzie. Handlowa opcja atomowaRosyjski niezależny portal Meduza podaje, że Trump nie wpisał Rosji na listę, by „nie wywołać napięcia w czasie rozmów o zakończeniu wojny”. Można to odczytać jako kolejny przypadek pobłażania Rosjanom, bo Amerykański prezydent sprawia wrażenie, że chce jak najszybciej tę wojnę zakończyć, nawet kosztem dużych ustępstw Ukrainy. Przedstawiciele Białego Domu w oświadczeniu stwierdzili, że Rosja i tak jest już objęta amerykańskimi sankcjami, więc wymiana handlowa „nie jest znacząca”. Istotnie, odkąd Rosja rozpętała wojnę, obroty między oboma krajami spadły z 35 mld dol. do 3,5 mld dol. Inna sprawa, że na liście znalazły się kraje, których wartość wymiany handlowej z USA jest niższa.Należy jednak założyć, że cierpliwość Trumpa ma swoje granice i dalsze granie na zwłokę i mnożenie przeszkód przez Rosję skłonią go do ostrzejszej reakcji. Zapowiedział, że Rosji mogą grozić „cła wtórne”, jeśli do rozejmu z jej winy nie dojdzie.Zobacz też: Cła Trumpa uderzą w Polskę. Premier „ostrożnie” szacuje stratyJednak w amerykańskim Senacie przedstawiono projekt ustawy, który Rosji zabolałby dużo bardziej niż cła. Opracowało go 50 senatorów, po 25 z obu partii, nie jest to więc pokazowy pomysł jednego ugrupowania, skazany z góry na niepowodzenie.Głównym założeniem projektu ustawy przedstawionej przez senatorów Richarda Blumenthala i Lindseya Grahama jest ukaranie Rosji. „W Senacie Stanów Zjednoczonych dominuje pogląd, że Rosja jest agresorem, a ta straszna wojna i agresja Putina muszą się teraz zakończyć i zostać powstrzymane w przyszłości” – napisali senatorowie.Przepisy miałyby wprowadzić rundę nowych sankcji, a także zaostrzenie już istniejących. Senatorowie wycelowali w miękkie podbrzusze kremlowskich dochodów. Projekt zakłada, że każdy kraj, który kupuje rosyjską ropę, gaz, uran i inne produkty, z automatu zostałby objęty przez Amerykanów cłami na poziomie astronomicznych 500 proc. na całą wymianę handlową, jaką prowadzi. To oznacza, że najwięksi kupcy Rosji – Chiny oraz Indie - musieliby pogodzić się z drastycznym ograniczeniem handlu z USA i wszystkimi płynącymi z tego dla ich gospodarek skutkami. Na taki hazard mogą nie pójść. Już w tym roku ograniczyły import ze względu na rozszerzenie sankcji na flotę tankowców przewożących ropę jeszcze przez Joe Bidena. Rosja traci dochodyChińskie rafinerie gwałtownie obniżyły zamówienia na rosyjską ropę – donosi Reuters, powołując się na dane branżowej firmy analitycznej Kpler. Średnia dostaw z Rosji do Chin z ostatnich trzech miesięcy to 1,05 mln baryłek dziennie, w litym – tylko 500 tys. baryłek. Przyjaźń przyjaźnią, ale gra toczy się tu większą niż Rosja stawkę. Gospodarka Pekinu na tym nie straci, bo ma opcje – rosyjską ropę wypiera surowiec z Angoli i Brazylii.Zobacz też: Rosja wyrzucona z elitarnego klubu. „To był błąd, chciałbym, żeby wrócili”Co ciekawe, ostatnie dostawy w lutym dopinał drugi z głównych kupców – Indie. Od początku inwazji na Ukrainę zwiększyły import rosyjskiej ropy stukrotnie, a dostawy w lutym osiągnęły rekord z ostatnich miesięcy – 1,7 mln baryłek dziennie, jednak wolumen ten spadnie już w marcu, bo tę datę wyznaczył amerykański Departament Skarbu. Premier Modi odwiedził Donalda Trumpa w Białym Domu w lutym, gdzie przywódcy obiecali sobie zwiększenie współpracy i podwojenie handlu między oboma krajami. To nie oznacza zerwania stosunków z Rosją przez Indie, jednak pokazuje, z kim opłaca się bardziej trzymać. O tym, jak istotne dla Kremla mogą być takie sankcje, świadczą liczby. Tamtejszy resort finansów podał, że w 2024 r. łączny dochód z eksportu ropy i gazu wyniósł 11,13 bilionów rubli. To blisko 1/3 całego budżetu. Jednak w pierwszym kwartale tego roku przychód wyniósł 2,64 bilionów rubli, co jest spadkiem o 10 proc. w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku. Ponadto już teraz zanosi się na to, że resort finansów znacząco rozminął się w szacunkach handlu ropą – i co za tym idzie – wpływów budżetowych na 2025 r.