„Bo dojdzie do eskalacji”. Radzę innym krajom, by wzięły głęboki oddech i nie odpowiadały od razu na nowe cła, bo właśnie tak dojdzie do eskalacji i pełnoskalowej wojny handlowej – ostrzegł sekretarz skarbu USA Scott Bessent. Przekonywał przy tym, że obliczone stawki ceł dla krajów są mocno uzasadnione w danych, wbrew twierdzeniom ekspertów. – Jedną z wiadomości, którą chciałbym przekazać, jest to, aby wszyscy usiedli wygodnie, wzięli głęboki oddech, i nie odpowiadali od razu. Zobaczymy, co z tego wyniknie, a jeśli odpowiecie, to właśnie tak dojdzie do eskalacji, a potem stanie się to pełnoprawną wojną handlową – powiedział Bessent w wywiadzie dla CNN, pytany o ewentualny odwet na ogłoszone w środę przez prezydenta Trumpa „cła wzajemne”.Bessent sugerował, że w takim wypadku nałożone cła mogą zostać podwyższone jeszcze bardziej. Nie potrafił jednak udzielić konkretnej odpowiedzi na to, czy prezydent Donald Trump może zgodzić się na obniżenie ceł w drodze negocjacji z liderami państw. Stwierdził, że dalsze kroki zależą od tego, co Trump usłyszy od szefów firm na temat ich planów przeniesienia produkcji do Stanów Zjednoczonych.Szef resortu finansów przyznał, że w wyniku ceł mogą wzrosnąć ceny dóbr w USA, lecz sugerował, że będzie to wzrost niewielki, bo część podwyżek zostanie przyjęta przez sprzedawców, a część zniwelowana przez umocnienie się kursu dolara.Sekretarz odpowiadał też na krytykę wyliczonych przez Biały Dom stawek ceł dla poszczególnych krajów, które według słów Trumpa miały odpowiadać połowie zsumowanych ceł i innych barier handlowych stosowanych przez inne państwa wobec USA.Deficyt handlowyBessent przekonywał, że liczby te opierały się mocno na danych urzędu Przedstawiciela USA ds. Handlu (USTR) i jeśli zostaną zakwestionowane w drodze sądowej, administracja będzie w stanie je obronić. Jak jednak przyznał USTR, stawki ceł nie odpowiadają cłom innych krajów, lecz proporcjonalnej wielkości deficytu handlowego z poszczególnymi krajami.Państwa zaś, które więcej z USA importują, niż eksportują i tak jednak otrzymają 10 proc. cło minimalne (na przykład Wielka Brytania i Australia). W efekcie cła stosowane przez inne państwa nie mają żadnego znaczenia dla stawki, którą nałożyły USA, a jedynym kryterium jest bilans handlowy.We wcześniejszym wywiadzie dla Fox News Bessent odpowiadał też na pytanie o to, dlaczego na liście oclonych państw nie znalazły się Rosja i Białoruś. Odpowiedział, że USA „nie prowadzą handlu” z tymi krajami, bo podlegają one sankcjom. W rzeczywistości, choć import rosyjskich dóbr do USA radykalnie zmalał ze względu na sankcje i embarga na rosyjskie surowce, w 2024 roku wartość importowanych towarów wyniosła 3 mld dolarów.Czytaj więcej: Na co połasił się Donald Trump? Oto co kryje grenlandzka ziemiaNa liście tymczasem znalazły się inne objęte sankcjami USA państwa takie jak Iran, a także nawet terytoria zamorskie Francji, Australii czy Nowej Zelandii, w tym niezamieszkałe australijskie wyspy Heard i McDonald, czy liczący niecałe 3 tys. mieszkańców norweski Svalbard.Prezydent oświadczył, że uniwersalne 10-proc. cło wejdzie w życie 5 kwietnia, cła na poszczególne kraje – 9 kwietnia. Cła na Chiny będą wynosić 34 proc., Tajwan – 32 proc., Koreę Południową – 25 proc., Japonię – 24 proc., Unię Europejską – 20 proc. – zapowiedział Trump, który obłożył podatkiem masę towarów. Nazwał to „wyzwalaniem” Ameryki.Na co Trump nałożył cła?25-procentowe cło dotyczy importowanych samochodów i lekkich ciężarówek, przy czym częściowo wyłączone są auta z Meksyku i Kanady, w krajach tych swoje fabryki mają bowiem amerykańscy producenci. Zaś podatek od importu części samochodowych i komputerów ma zostać wdrożony 3 maja.Według danych portalu Tradeimex największym eksporterem samochodów do USA jest Meksyk, który odpowiada za niemal 25 proc. sprowadzanych tam samochodów i który, podobnie jak Kanada (13 proc.), ma na swoim terytorium fabryki amerykańskich producentów aut. Na kolejnych miejscach są Japonia (18,6 proc.), Korea Południowa (17,3 proc.). Z krajów europejskich największymi eksporterami są Niemcy, Wielka Brytania, Słowacja, Włochy i Szwecja.Polska nie jest dla Ameryki znaczącym źródłem importowanych gotowych samochodów, lecz eksportuje dużą ilość części i akcesoriów, których wartość w 2024 roku wyniosła 311 mln dolarów.Wyłączone z tych taryf mają być stal, aluminium, samochody i części samochodowe, będące również przedmiotem osobnych 25 proc. ceł, a także miedź, leki, półprzewodniki i drewno (te mają zostać dodatkowo oclone w przyszłości), a także nośniki energii i minerały niedostępne w USA.