„Systemowa obsesja”. Teoretycznie znieczulenie zewnątrzoponowe jest szeroko dostępne. To świadczenie refundowane przez NFZ. W praktyce pacjentkom trudno je uzyskać: w 2024 roku było dostępne dla zaledwie 23 proc. rodzących. – To systemowa opresja – mówi Joanna Pietrusiewicz, prezeska Fundacji Rodzić po Ludzku. Fundacja niedawno ruszyła z kampanią „Usłysz głos bólu”. „Usłysz głos bólu” to kampania zorganizowana przez Fundację Rodzić po Ludzku i Fundację Medicinae, której celem jest zwiększenie dostępności do znieczulenia zewnątrzoponowego, poprawa świadomości społecznej na ten temat oraz zmiana głęboko zakorzenionych stereotypów, które skazują kobiety na rodzenie w bólu. I cierpieniu. „Została we mnie trauma”„Myślałam, że umrę (...) Dawali mi, co prawda, znieczulenie, ale mówiąc wprost, czułam się jak naćpana. I nadal czułam ból. Nadal nie było postępu. Skończyło się nagłym CC. Nie wiem, czy byłoby inaczej, gdybym dostałam w kręgosłup ZZ, może bym się rozluźniła, może by mnie nie bolało. Nie znam się na tym od strony medycznej i nigdy się nie dowiem. O godzinie 14:34 moja córka przyszła na świat. Uważam, że zabrano mi i mojej córce piękny dzień narodzin” – opisuje swoje doświadczenie jedna z kobiet, która podzieliła się swoim doświadczeniem z Fundacją RpL. Inna: „Dwa razy rodziłam w tym samym szpitalu. Raz Dolargan, po którym wymiotowałam. Drugi raz – znieczulenie, które nie pomogło. A znieczulenie zewnątrzoponowe? Nie było anestezjologa... Za każdym razem ból był nie do zniesienia”. I dodaje: „Została we mnie trauma”.Czytaj też: Pieniądze z Funduszu (nie)Sprawiedliwości. Nie dla kobiet i dzieciChoć znieczulenie zewnątrzoponowe jest świadczeniem refundowanym, wciąż jest trudno dostępne. W 2024 roku tylko 23 proc. kobiet miało do niego dostęp, co – jak podkreślają organizatorzy kampanii – i tak jest postępem, bo rok wcześniej ten wskaźnik wynosił zaledwie 17 proc. Powodem są zaniedbania organizacyjne placówek, co powoduje brak dostępnych anestezjologów, oraz anachroniczne przekonanie, że porodowi musi towarzyszyć ból i cierpienie. Kobiety tak bardzo boją się porodu i związanej z nim traumy, wciąż obecnej w narracji, że aż 50 proc. z nich, chcąc jej uniknąć, decyduje się na cesarskiej cięcie. To o wiele większy odsetek niż ten rekomendowany przez Światową Organizację Zdrowia. Systemowa niesprawiedliwośćTo dlatego fundacje apelują o dostępność anestezjologów 24 godziny na przez siedem dni w tygodniu, zmiany organizacyjne w szpitalach i traktowanie rodzących kobiet jako pełnoprawnych pacjentek. „To systemowa niesprawiedliwość” – podkreślają fundacje. „Dostęp do znieczulenia zależy od regionu i organizacji opieki, co prowadzi do systemowej niesprawiedliwości. Sytuacja, choć powoli się poprawia, nadal jest dramatyczna i nie powinna mieć miejsca w nowoczesnym systemie ochrony zdrowia” – piszą fundacje, dodając: „W innych dziedzinach medycyny znieczulenie jest standardem i pacjenci nie muszą o nie zabiegać. Dlaczego więc poród, jedno z najbardziej wymagających doświadczeń w życiu kobiety, jest traktowany inaczej?”. Podkreślają, że czas na realne zmiany, bo każda kobieta ma prawo do porodu bez zbędnego cierpienia. Czytaj też: Matki samotne i samodzielne. Polska ich nie lubiJoanna Pietrusiewicz, prezeska Fundacji Rodzić po Ludzku: Wszyscy jesteśmy ofiarami patriarchalnego systemu, w którym panuje przekonanie, że kobiety muszą rodzić w bólu, bo przecież zawsze tak było, a poród po prostu tak wygląda. To dlatego są traktowane jak pacjentki gorszej kategorii – przecież nikt nie odmawia obecności anestezjologa i znieczulenia innym pacjentom, których stan tego wymaga, prawda? Innym pacjentom się nie mówi, że ma boleć. Loteria w szpitaluDodaje, owszem, poród naturalny to proces, któremu towarzyszy ból, ale kluczowe w jego łagodzeniu jest zarówno wsparcie kobiety, właściwe przygotowanie do porodu, jak i pewność, że w razie potrzeby będzie mogła skorzystać ze znieczulenia. Dziś w polskich szpitalach to loteria, w której wygrana – dostęp do refundowanego świadczenia – zależy właściwie od dobrej woli lekarzy i organizacji pracy w placówce. W wielu po prostu nie ma dostępnych anestezjologów. – Szpitala nie może działać bez anestezjologa, on po prostu musi być – podkreśla Joanna Pietrusiewicz.Statystyki, którymi dysponuje Fundacja, gromadząc informacje na polskich porodówkach od ponad 30 lat, przerażają: ponad 50 proc. kobiet doświadcza różnych rodzajów przemocy, wskaźnik porodów przez cesarskie cięcie wynosi 50 proc., 40 proc. porodów jest indukowanych (co oznacza podanie rodzącej kroplówki z syntetyczną oksytocyną, która powoduje silniejsze, bardziej intensywne i bolesne skurcze), a 9 proc. uważa poród za najgorsze doświadczenie w życiu. Do tego zaledwie 23 proc. miało dostęp do znieczulenia, co dziwi o tyle, że szpitale, które je stosują, mogą liczyć na dodatkową premię. Wniosek? To kwestia kultury organizacyjnej i przekonania, że kobieta ma być skazana na łaskę lekarzy.Pietrusiewicz: – Naszą kampanią mówimy: Dość tego! Dość opowieści kobiet, które mówią, że bały się, że umrą z bezradności, bezsilności, strachu i bólu. Nie jesteśmy skazane. Możemy być autorkami tego doświadczenia. Czytaj też: Polska coraz większa. Tycie kosztuje nas zdrowie i miliardy złotych