„Rozmowy (nie)wygodne” o godz. 21.00 w TVP Info. Anna Seniuk przyznała w rozmowie z Mariuszem Szczygłem, że nie jest zawistna, a studenci nazywali ją „ciocią Anią” albo „mamuśką”. – Utarło się, że w teatrze pod kimś dołki się kopie, są zawiści, jakieś przepychanki. Ja z czymś takim się nie spotkałam, więc nie miałam żadnego powodu być zawistną. Moja droga była normalna, nie oczekiwałam niczego więcej niż dostałam, a dostałam bardzo dużo – powiedziała aktorka w programie „Rozmowy (nie)wygodne”. Na całą audycję zapraszamy w niedzielę o godz. 21.00 do TVP Info. Anna Seniuk to aktorka teatralna i filmowa, profesor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Publiczności najbardziej znana jest z roli Magdy Karwowskiej w serialu „Czterdziestolatek”. Anna Seniuk przyznaje, że granie w tym serialu to było jej „szczęście zawodowe”, które sprawiło, że jest „bardzo usatysfakcjonowana”.– Ja się bardzo cieszę. On (serial) ciągle żyje, ciągle jest powtarzany na różnych kanałach. Jak jeszcze miałam szansę rozmawiać z (reżyserem Jerzym) Gruzą, to ustaliliśmy, że to jest właściwie taki dokument epoki. Jak się te buldożery wgryzały w ziemię, rozkopany Dworzec Centralny... W autentycznych pejzażach kręciliśmy. No i te dialogi... Jakiś młody człowiek pyta: „Dlaczego tam mówicie, że musicie załatwić? Nie można było po prostu kupić?” – śmieje się aktorka.Przyznała jednak, że nie zawsze miała tak entuzjastyczny stosunek do serialu.– Zgadaliśmy się z Januszem Gajosem, który też walczył z postacią, w którą wszedł i grał w serialu (chodzi o Janka Kosa w „Czterech pancernych i psie” - red.). To wymagało dużo odwagi i determinacji. Po serialu „Czterdziestolatek” miałam dużo bardzo podobnych propozycji – współczesnych kobiet, ciotek, mam. Przykro mi, ale odmówiłam (Stanisławowi) Barei, bo stwierdziłam, że to będzie bardzo podobna postać i chciałam się wyrwać z „Czterdziestolatka” – powiedziała aktorka. „Irena Kwiatkowska była wspaniała”Dodała, że nadal kojarzy się z Karwowską, a na spotkaniach zdarza się, że jest przedstawiana jako „Madzia Seniuk”. Zdaniem Seniuk, widzowie pokochali wszystkie postacie z serialu, bo „wszyscy byli sympatyczni mimo swoich wad”.– Mieli ciepło. Tak był wymyślony ten serial. Ona (Madzia Karwowska) była naiwna dosyć, już nie mówiąc o nim (inżynier Stefan Karwowski), który był prostolinijny i wspaniały, też wzruszający. Teraz, po latach, jak oglądam, to myślę sobie: „Boże, ja z takimi wspaniałymi aktorami grałam! Nawet nie wiedziałam o tym, że oni są tacy piękni, tacy wspaniali!” - stwierdziła. Seniuk przyznała też, że granie z Ireną Kwiatkowską to było „cudowne przeżycie”. Aktorka stworzyła niezapomnianą postać „kobiety pracującej” w „Czterdziestolatku”. – Miałam zaszczyt grania z panią Ireną nie raz i to było cudowne przeżycie. Była wspaniała. Wspaniale przygotowana. Zawsze pamiętała wszystko. Pamiętam, że kiedyś na początku, kiedy jeszcze miałam tremę, zapomniałam tekstu i ona powiedziała: „Mówisz to i to”. Znała mój tekst i swój tekst. Czego się nauczyłam od niej? Obserwowałam, jak cudownie pointuje, jak nie szarżuje w swoim graniu, jest naturalna, chociaż to była prawie groteskowa postać, prawda? Kiedy graliśmy w Kabarecie „Dudek”, pani Irena mówi: „Chodź, przepytasz mnie”. Brałam ten tekst i mówi mi: „Powiedz mi, czy dobrze?” Mówię: „Pani Ireno, przecież jest cudownie”. A ona: „Nie, im starsza, muszę być coraz lepsza”. Nie byłam, żeby ona chwilę siedziała, czekała na swoje wejście. Zawsze była z tekstem, zawsze sobie powtarzała albo brała kolegów, którzy byli wolni, żeby ją przepytywali – opowiada aktorka. Czytaj także: „Grożą, szczują psami”. Maja Ostaszewska o sytuacji na granicy z BiałorusiąSpotkanie z WajdąAnna Seniuk przyznała, że kiedy próbowała odejść od postaci Madzi Karwowskiej, miała prawie dwuletni przestój, bo odmawiała podobnych ról. Przełom nastąpił, kiedy zagrała w „Bilecie powrotnym” kobietę, która traci wszystko z miłości do syna.– Trudno mnie zidentyfikować jako Madzię w tej postaci, Po tym filmie zadzwonił do mnie po raz pierwszy Andrzej Wajda. Zawsze osobiście dzwonił do aktorów, z którymi chciał pracować. O mało nie zemdlałam. Powiedział, że mu się bardzo podobał „Bilet powrotny”, dużo pięknych słów. „Chciałbym, żeby pani się zgodziła zagrać u mnie w Pannach z Wilka”. Ile trzeba mieć wyobraźni, żeby sobie mnie wyobrazić panią z dworku po „Bilecie powrotnym”! Zawsze, ile razy się spotykaliśmy, mówił, zresztą publicznie też, że scena, którą kręciłyśmy z Mają Komorowską na końcu, to jest najlepsza scena, jaką udało mu się nakręcić w filmie…- relacjonuje aktorka.Dodała, że było to miłe, chociaż – jej zdaniem – Wajda przesadził. Mariusz Szczygieł przyznał, że w filmie „Panny z Wilka” aktorka zagrała ucieleśnienie seksapilu.– Wajda nigdy nie rozmawiał długo z nami na temat (roli). W jednym zdaniu tylko mówił, że to trzeba i tak dalej. Kiedy była rozmowa na temat mojej postaci, mówi: „Chciałbym, żeby Julcia była motylem”. I to mi dało dużo do myślenia, ponieważ ja byłam wtedy puszysta, taka troszeczkę matka dwójki dzieci. Chodziło mu o to, żeby wewnątrz ona by była motylem, który chciał wzlecieć, ale jakoś nie mógł – opowiada Seniuk.„Nie jestem zawistna”Dziennikarz stwierdził, że Anna Seniuk nie jest osobą zawistną, a studenci szkoły teatralnej nazywali ją nawet „ciocią Anią”.– Albo Mamuśką. (śmiech). Nie jestem zawistna. Tak się utarło, że w teatrze pod kimś dołki się kopie, są zawiści, jakieś przepychanki. Ja z czymś takim się nie spotkałam, więc nie miałam żadnego powodu być zawistną. Muszę powiedzieć, że moja droga w teatrze była normalna, nie oczekiwałam niczego więcej niż dostałam, a dostałam bardzo dużo – przyznała.Czy nie była zawistna, bo odnosiła sukcesy w zawodzie?– Nie zawsze odnosiłam sukcesy. O sukcesach się mówi przy takich spotkaniach jak dzisiaj, nie mówi się o klęskach, bardzo rzadko się je wspomina, ukrywa się. Były klęski, niepowodzenia, ale muszę powiedzieć, że w teatrze byłam pod kloszem, opiekowali się mną. Bardzo byliśmy zżyci, to była naprawdę rodzina – podsumowała.Czytaj także: „Pracoholizm to mój nałóg”. Celińska o życiu i postanowieniach