Żywa legenda kina. Nie miał mięśni jak Schwarzenegger czy Stallone. Nie miał też nadludzkiej siły. Na ekranie cierpiał, klął i... bawił do łez. Rolą w „Szklanej pułapce” na zawsze zmienił kino akcji. Bruce Willis kończy 70 lat. W 1988 r. „The New York Times” krzyczał w jednym z artykułów: „If Willis Gets $5 Million, How Much for Redford?” („Jeśli Willis dostaje 5 milionów, ile dla Redforda?”). Eksperci i krytycy pukali się w czoło na wieść, że ktoś płaci majątek człowiekowi znanemu głównie z telewizji. Inna sprawa, że wysokie gaże gwiazd zawsze wzbudzały emocje – podobne reakcje wywołały kontrakty Marlona Brando za „Supermana” (4 mln dolarów), Dustina Hoffmana za „Tootsie” (5,5 mln dolarów) czy Jima Carreya za „The Cable Guy” (20 mln dolarów).Ale Willis „dokuczał” szczególnie. Znano go przede wszystkim z serialu „Na wariackich papierach”, a jego wcześniejsze filmy – „Randka w ciemno” i „Sunset” – nie odniosły, delikatnie mówiąc, sukcesu. Co komediowy aktor robi w zakrwawionej podkoszulce z karabinem maszynowym? – zastanawiano się. Nie bez przyczyny. To nie był czas, gdy przejście z małego ekranu na duży następowało płynnie. Dziennikarze wyliczali przykłady, z Shelley Long, Donem Johnsonem czy Billem Cosbym na czele.Przemyślana strategiaWillis wiedział jednak, co robi. „Jeśli aktor może zagrać w filmie akcji i przekonać do siebie widzów, to może też grać w innych gatunkach, a potem wracać do kina akcji, bo publiczność zaakceptuje go jako bohatera” – tłumaczył w wywiadzie dla „Video Review”.Ponadto wytwórnia Fox desperacko potrzebowała gwiazdy do „Szklanej Pułapki”. Scenariusz odrzucili m.in. Richard Gere, Clint Eastwood, Harrison Ford, Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone i... Frank Sinatra! Fox był bowiem zobowiązany zaoferować mu rolę na mocy kontraktu z lat 60., gdy ekranizowano wcześniejszą książkę Rodericka Thorpa „The Detective”. Sinatra, mając już ponad 70 lat, przytomnie jednak odmówił. Producenci odetchnęli z ulgą.CZYTAJ TEŻ: Kto będzie nowym Bondem? Trzech wyraźnych faworytówZdjęcia rozpoczęły się w listopadzie 1987 r., a zakończyły w marcu 1988 – cztery miesiące przed premierą. Studio Fox było pełne obaw: „Czy Willis jest wystarczająco wielką gwiazdą, by pociągnąć film?” – zastanawiał się „The New York Times”. Przedpremierowe badania wskazywały, że widzowie nie mieli ochoty oglądać komediowego aktora w roli twardziela. Kampania promocyjna początkowo minimalizowała obecność Willisa w materiałach reklamowych, skupiając się na eksplodującym wieżowcu.Na szczęście film się obronił. „Szklana Pułapka” wystartowała umiarkowanie (7 mln dolarów w pierwszy weekend), ale utrzymała się w pierwszej piątce przez dziesięć tygodni, kończąc swój kinowy bieg z 83 mln dolarów w USA i kolejnymi 57 mln na świecie. To był ogromny sukces. Nie tylko dla wytwórni, ale przede wszystkim samego Willisa.Bohater nieoczywistyW przeciwieństwie do typowych bohaterów akcji lat 80. John McClane nie był niezniszczalnym superbohaterem. Jak tłumaczył Willis: „On czuje ból, jest zmęczony i się boi”.Jednym z najbardziej bolesnych momentów filmu jest scena, w której McClane wyciąga odłamki szkła ze stóp – nie jest to heroiczne samoleczenie w stylu Rambo, ale bolesna, ludzka chwila. To właśnie ta kruchość bohatera sprawiła, że widzowie się z nim utożsamili.„Szklana Pułapka” zapoczątkowała nowy rodzaj kina akcji: „Die Hard w…” – „Speed” (autobus), „Liberator” (statek), „Pasażer 57” (samolot), „Skyscraper” (wieżowiec). Ale przede wszystkim, zwiastowała koniec epoki herosów Reagana. „To był ostatni moment, w którym Ameryka mogła jeszcze wierzyć, że jest niezniszczalna” – pisał Adam Sternbergh w „The New York Times Magazine”.CZYTAJ TEŻ: Wicedyrektor „największej sceny świata”: Teatr Telewizji się odrodziłKolejne części serii – „Szklana pułapka 2” (1990), „Szklana pułapka 3” (1995), „Szklana pułapka 4.0” (2007) i „Szklana pułapka 5” (2013) – utrwaliły status Johna McClane’a jako jednej z najważniejszych postaci w historii kina akcji. Do dziś wielu widzów nie wyobraża sobie świąt Bożego Narodzenia bez obejrzenia pierwszej części kultowego filmu.Nie tylko kino akcjiWillis nie ograniczał się do jednego gatunku. Już w latach 90. udowodnił, że potrafi odnaleźć się także w bardziej wymagających rolach.W „12 małpach” (1995) zagrał Jamesa Cole’a, więźnia wysłanego w przeszłość, by powstrzymać apokalipsę. Film, w reżyserii Terry’ego Gilliama, był mroczny i niepokojący, a Willis pokazał się z zupełnie nowej strony – jako aktor zdolny do kreowania skomplikowanych, niejednoznacznych postaci.Rok później ponownie zaskoczył widzów, wcielając się w postać Korbena Dallasa w „Piątym elemencie” (1997) Luca Bessona. Ta barwna i absurdalna space opera do dziś uchodzi za jeden z najbardziej oryginalnych filmów science-fiction lat 90.CZYTAJ TEŻ: Fryderyki coraz bliżej. Plejada gwiazd wystąpi na galiNajwiększym zaskoczeniem w jego karierze była jednak rola w „Szóstym zmyśle” (1999), psychologicznym thrillerze, który stał się jednym z największych hitów dekady. Willis jako dr Malcolm Crowe, psycholog dziecięcy pomagający chłopcu widzącemu zmarłych, stworzył jedną z najbardziej subtelnych i przejmujących ról w swoim dorobku. Film okazał się gigantycznym finansowym sukcesem, zarabiając ponad 670 mln dolarów i na zawsze zapisując się w historii kina dzięki jednemu z najbardziej szokujących zwrotów akcji. Sam Willis stał się pierwszym w dziejach kina aktorem, który za pojedynczą rolę otrzymał ponad 100 milionów dolarów.Smutne pożegnaniePo latach wielkich sukcesów, w XXI wieku Bruce Willis szybko przeistaczał się w aktora kojarzonego głównie z filmami klasy B. Sporo pieniędzy przyniósł mu sequel hitu „Jak ugryźć 10 milionów” (2004), nieźle wypadł w „Sin City – Mieście grzechu” (2005), ale potem było już tylko gorzej.O aktorze głośno zrobiło się, niestety, nie z powodu dokonań na planie filmowym. Zmiany w jego zachowaniu niektórzy dostrzegli już podczas prac nad filmem „Glass” w 2017 roku. Członkowie ekipy wspominali, że gwiazdor wydawał się momentami zagubiony i miał problemy z zapamiętywaniem kwestii. „Wydawał się trochę niespokojny. Myśleliśmy, że przyczyną może być cokolwiek – od starzenia się po zwykłe zmęczenie” – tłumaczono. Diagnoza afazji, którą ujawniono dopiero kilka lat później, pozwoliła zrozumieć, co działo się wtedy z aktorem.W kolejnych latach stan zdrowia Willisa stopniowo się pogarszał. Współpracownicy zaczęli zauważać, że nie tylko trudniej mu zapamiętać tekst, ale coraz częściej wygląda na zdezorientowanego. Reżyser „White Elephant”, Jesse V. Johnson, który pracował z aktorem w 2021 r., przyznał, że „to nie był już Bruce, którego pamiętał”. Na planie zdarzało się, że Willis wypytywał ekipę filmową, dlaczego w ogóle się tam znajduje.CZYTAJ TEŻ: Wiosna w Teatrze Telewizji. Premiery wielkich sztuk na małym ekranieZ czasem problem stał się na tyle poważny, że aktor nie był w stanie zapamiętać swoich kwestii. Według relacji współpracowników na planie filmowym korzystał z tzw. „earwiga” – słuchawki, przez którą asystent podpowiadał mu jego kwestie. Niektórzy twierdzą, że Willis bywał na planie „niczym marionetka” – odgrywał sceny, ale nie zawsze rozumiał kontekst.Jeden z producentów, Randall Emmett, mimo zauważalnych trudności aktora, angażował go do kolejnych niskobudżetowych produkcji. Dla twórców tych filmów sam fakt posiadania Willisa w obsadzie był gwarancją zainteresowania dystrybutorów, nawet jeśli jego rola była minimalna. Zdarzało się, że scenariusze były zmieniane na ostatnią chwilę, by ograniczyć kwestie gwiazdora do kilku prostych zdań.Czym jest afazja?Afazja to schorzenie neurologiczne, które może być nabyte lub pojawić się nagle, często w wyniku urazu głowy lub udaru mózgu. Choroba ta wpływa na zdolność mówienia, rozumienia mowy, czytania i pisania. W zależności od rodzaju afazji – problemy mogą dotyczyć formułowania zdań, rozumienia wypowiedzi innych osób lub obu tych aspektów jednocześnie.W przypadku Bruce’a Willisa podejrzewa się, że jego stan może mieć związek z urazem głowy, którego artysta doznał w 2003 r. na planie filmu „Łzy Słońca”. Doszło wtedy do wypadku, po którym aktor miał skarżyć się na przewlekłe bóle głowy i inne neurologiczne dolegliwości. Choć nie można jednoznacznie stwierdzić, że był to bezpośredni czynnik wywołujący afazję, lekarze zwracają uwagę, że urazy głowy mogą prowadzić do tego typu schorzeń nawet wiele lat później.Obecnie Bruce Willis pozostaje pod opieką swojej rodziny. Chociaż stan zdrowia uniemożliwia mu powrót do aktorstwa, dla fanów na zawsze pozostanie legendą kina akcji i jednym z najbardziej charyzmatycznych aktorów swojego pokolenia.CZYTAJ TEŻ: Nowe odcinki hitowych seriali. Gratka dla miłośników komedii i sensacji