Kreml gotowy na współpracę gospodarczą z USA. Donald Trump, wbrew zapowiedziom, nie zakończył rosyjskiej wojny na Ukrainie w jeden dzień, ani nawet w miesiąc. Za to zaciekle walczy o kontrolę nad ukraińskimi złożami surowców kopalnych. Prowadzi też zaawansowane rozmowy na temat eksploatacji złóż z Rosjanami. Dlaczego ten obszar stał się dla niego priorytetem? – Wojna geologiczna trwa na świecie od 20 lat. Szkoda, że w niej nie uczestniczymy – mówi w rozmowie z portalem TVP.Info profesor Adam Piestrzyński z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Prezydent Stanów Zjednoczonych jeszcze w połowie lutego nazywał prezydenta Ukrainy m.in. „dyktatorem” i „nieudanym komikiem”. Czym tak bardzo Wołodymyr Zełenski zdążył się narazić przywódcy USA, skoro nie odrzucił żadnych warunków rozejmu (nic mu zresztą nie proponowano) ani sam nie stawiał ultimatum?Irytacja Trumpa na Ukraińca dziwnie zbiegła się w czasie z odmową przez Zełenskiego podpisania umowy na oddawanie Ameryce zysków z lwiej części ukraińskiego wydobycia tzw. metali ziem rzadkich. Prezydent Ukrainy znów stał się „przyjacielem” w poniedziałek 24 lutego, kiedy było już niemal pewne, że do porozumienia dojdzie (tego dnia, podczas konferencji prasowej z Emmanuelem Macronem w Białym Domu, Trump potwierdził, że spotka się w najbliższych dniach z Ukraińcem i umowa zostanie podpisana). Ostatnie stanowisko Trumpa jest takie, że Zełenski nie powinien w piątek przyjeżdżać do Waszyngtonu (na ten dzień ustalono ostatecznie wizytę), jeśli nie zgodzi się na podpisanie porozumienia. Możliwe, że także wówczas z „przyjaciela” znów stanie się dla prezydenta USA „dyktatorem”.Czytaj więcej: Deal z Trumpem wypracowany. Kijów stawia jednak ostatni warunekKanada „łakomym kąskiem” dla TrumpaTe drobne zdarzenia i nerwowe reakcje pokazują, że dostęp do złóż surowców kopalnych poza granicami kraju, stał się dla amerykańskiej administracji oczkiem w głowie.– Amerykanie mają swoje bogate złoża, ale być może wybiegają już daleko w przyszłość. Robili tak w przypadku ropy oraz gazu i chcą też tak działać teraz. Mają jakąś strategię. Proszę z kolei popatrzeć na strategię europejską. Opiera się ona na zamykaniu kopalń. Europa wykorzystuje 35 procent światowej produkcji surowców naturalnych, a produkuje pięć procent – mówi portalowi TVP.Info profesor Adam Piestrzyński z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.Nawet absurdalny na pozór pomysł – propozycja przyłączenia się do USA Kanady jako 51. stanu – nabiera innego wymiaru, jeśli weźmie się pod uwagę, że dostarcza ona Amerykanom najwięcej ropy i gazu spośród wszystkich innych państw świata.Zobacz także: Premier Kanady wbił szpilkę Trumpowi. Prezydent USA zareagował obelgąW 2023 roku – jak informuje amerykańska agencja rządowa Energy Information Administration – dzienne dostawy ropy z Kanady do USA przekraczały 3,5 mln baryłek. Jak podaje kanadyjskie stowarzyszenie producentów ropy i gazu ziemnego (CAPP), Kraj Klonowego Liścia „jest dominującym źródłem importu ropy naftowej dla Stanów Zjednoczonych – około 5 razy większym niż kolejny co do wielkości dostawca, Meksyk”. Nie powinno więc nikogo dziwić, że Kanada stała się „łakomym kąskiem” dla Trumpa.Metale ziem rzadkich – ukraińskie eldoradoKanadyjskie bogactwa są jednak niczym w porównaniu z tym, co prezydent Stanów Zjednoczonych może realnie przejąć na Ukrainie.– Ukraina ma 52 udokumentowane złoża rud żelaza, a każde jest szacowane na więcej niż miliard ton. Ma też wiele dobrych złóż metali ziem rzadkich, choćby tytanu. Tytan jest potrzebny wszędzie. W przemyśle kosmicznym, militarnym, medycynie. Implanty czy kadłuby okrętów podwodnych są np. robione z tytanu – mówi profesor Piestrzyński.Ukraińska Służba Geologiczna szacuje, że na terytorium kraju znajduje się 5 proc. światowych złóż rzadkich surowców. Według magazynu „Forbes” są one wyceniane na 14,8 biliona dolarów.W ukraińskiej ziemi ma być zawarte m.in. 19 mln ton grafitu, co daje temu krajowi miejsce w pierwszej piątce państw na świecie pod tym względem. Ukraina posiada u siebie także jedną trzecią europejskich zasobów litu. Zarówno grafit jak i lit są wykorzystywane w produkcji baterii i akumulatorów odgrywających coraz większą rolę w światowej gospodarce.Na skutek działań wojennych część z tych zasobów trafiła obecnie w rosyjskie ręce (obwód doniecki i ługański). Według szefowej ukraińskiego ministerstwa gospodarki Julii Swyrydenko zasoby minerałów na okupowanych terenach szacowane są na 350 mld dolarów.Zobacz także: Propozycja Zełenskiego. Zrezygnuje za wejście Ukrainy do NATO Amerykanie chętni do współpracy RosjąPoczątkowo administracja amerykańska oczekiwała zysku ze sprzedaży ukraińskich surowców na poziomie 500 miliardów dolarów. Ostatnie nieoficjalne doniesienia mówią, że wymagania nieco ograniczono, ale i tak jest to suma zawrotna (nieadekwatna do „kosztów”, jakie Amerykanie ponieśli w związku z pomocą dla Ukrainy). Donald Trump ma jednak zacznie większy apetyt na dostęp do surowców kopalnych, dlatego rozpoczął też dialog w tym względzie z… Rosją.Podczas rozmów Rosja – USA na temat zawarcia pokoju w Ukrainie, które toczyły się 18 lutego w Rijadzie, oprócz polityków, rozmawiali też przedstawiciele biznesu.W rosyjskiej delegacji znalazł się (choć nie zasiadł przy negocjacyjnym stole) m.in. dyrektor generalny Rosyjskiego Funduszu Bezpośrednich Inwestycji Kiriłł Dmitriew. Po rozmowach był on w doskonałym nastroju. Przyznał, że spodziewa się postępu w relacjach gospodarczych pomiędzy Waszyngtonem i Moskwą już nawet w drugim kwartale tego roku, czyli za… kilka tygodni. Według niego amerykańskie firmy straciły 324 mld dolarów po opuszczeniu rosyjskiego rynku.Być może „efektem ubocznym” negocjacji w Rijadzie, jest też fakt, że Amerykanie nie uznają już Rosji jako agresora w wojnie na Ukrainie. Dali wyraz temu podczas głosowań na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, stając w jednym szeregu m.in. z Białorusią.Zobacz także: Rzadki widok w ONZ. Amerykanie popierają dyktaturyNa surowcowym biznesie USA może zarobić biliony dolarówW poniedziałek (24 lutego) Władimir Putin ogłosił, że Rosja jest gotowa do współpracy z Amerykanami dotyczącej wydobycia na jej terenie metali ziem rzadkich.– Amerykanie potrzebują metali ziem rzadkich. My mamy ich dużo. Mamy własne plany eksploatacji strategicznych zasobów, ale są tu całkiem duże możliwości współpracy – oznajmił rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.Rosja jest na 5. miejscu w rankingu państw, jeśli chodzi o wielkość złóż metali ziem rzadkich – po Chinach, Brazylii, Indiach i Australii.Trump „odwdzięczył się” dwa dni później pomysłem tzw. złotej karty, czyli możliwości kupienia sobie stałego pobytu w USA za sumę 5 mln dolarów. Pytany, czy z oferty skorzystać będą mogli rosyjscy oligarchowie, prezydent Stanów Zjednoczonych potwierdził.– Tak, to możliwe. Znam trochę rosyjskich oligarchów i są to bardzo mili ludzie (...) nie są tak bogaci, jak kiedyś, ale myślę, że stać ich na 5 mln. Więc wielu ludzi będzie chciało przyjechać do tego kraju – stwierdził Trump.Wielu analityków ocenia propozycje Putina jako zagrywkę czysto polityczną, ale gdyby rzeczywiście doszło do współpracy dotyczącej wydobycia surowców naturalnych w Rosji i podpisania umowy z Ukrainą, to korzyści Amerykanów na tym polu mogłyby być liczone w bilionach dolarów.– Oby na tym nie wyszli jak przysłowiowy Zabłocki na mydle. Chodzi o to, że Rosjanie w dużej mierze nie mają zbudowanej infrastruktury do wydobywania surowców – przestrzega amerykańskich biznesmenów profesor Piestrzyński.Zobacz także: „Falstart na samym początku”. Surowa ocena propozycji TrumpaSceptycznie też do współpracy USA z Rosją podchodzi politolog Zbigniew Pisarski.– Rosja nie jest priorytetem handlowym dla Stanów Zjednoczonych i nigdy nie powinna być. Porównujemy gospodarkę europejską, która jest 12 do 14 razy większa od rosyjskiej. W związku z czym „zamienił stryjek siekierkę na kijek”. Żeby nie doszło do tego, że Amerykanie będą mieli olbrzymi wzrost relacji handlowych z Federacją Rosyjską i ogromny spadek relacji handlowych z Europą. Jaka tutaj korzyść? Bo ja jej nie widzę – mówił w TVP Info Zbigniew Pisarski, prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.Grenlandia, czyli prawdziwa wyspa skarbówO ile propozycje Trumpa względem Kanady świat potraktował z przymrużeniem oka, to o wiele poważniej politycy podeszli do roszczeń prezydenta USA względem Grenlandii. Tym bardziej że za jego słowami poszły konkretne czyny. Siódmego stycznia odwiedził tę wyspę, będącą pod jurysdykcją Duńczyków, jego syn, biznesmen Donald Trump junior, zachwalając amerykański porządek i zachęcając do współpracy.Działanie to spotkało się z protestami Danii i całej Unii Europejskiej, ale na prezydencie USA nie zrobiło to żadnego wrażenia.„Oni i wolny świat, potrzebują bezpieczeństwa, ochrony, siły i pokoju. To umowa, która jest koniecznością. MAGA. Make Greenland Great Again” – napisał Trump, nawiązując do wcześniejszej propozycji odkupienia Grenlandii od Danii.– Zmiany klimatyczne sprawiają, że na Grenlandii odsłaniane są wciąż nowe obszary, gdzie metale ziem rzadkich występują. Jest tam molibden, złoto, uran, polimetale. Tam powinna Europa siedzieć i pilnować tego, skoro u siebie ma ograniczenia, które zresztą sama sobie narzuciła – mówi portalowi TVP.Info profesor Piestrzyński, geolog i wykładowca w Akademii Górniczo-Hutniczej.Na Grenlandii znajduje się 1,5 do 2 mln ton pierwiastków ziem rzadkich, co daje wyspie miejsce w światowej czołówce wśród państw pod tym względem. Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) zwraca też uwagę za grenlandzkie pokłady: „12,1 tys. ton tytanu, 11,5 tys. ton fosforu, a także zauważalne ilości niobu, tantalu, wanadu, grafitu oraz platynowców. Pierwiastki te znajdują się także na listach tzw. surowców krytycznych i strategicznych Unii Europejskiej i Polski”.Zobacz także: Zemsta za Grenlandię. Dania chce kupić Kalifornię. „Bo dlaczego by nie?”Donald Trump proponował już Danii odkupienie wyspy w 2019 roku, podczas pierwszej swej kadencji prezydenckiej.Chiny rządzą rynkiem surowców strategicznych– Europejczycy nie odrobili lekcji. Przespali sprawę. Od 20 lat powtarzam, że geologia poszła na wojnę i trzeba się rozglądać za surowcami, bo się obudzimy, jak będzie po wszystkim. Nic nie będziemy mieli. I tak się dzieje – mówi nam prof. Piestrzyński.Obecnie na świecie Chiny odpowiadają za 60 proc. wydobycia metali ziem rzadkich, a ich udział w przetwarzaniu tych surowców to 90 proc. Dominująca rola na rynku sprawia, że Państwo Środka może nim sterować i stosować różnego rodzaju naciski. W 2023 r. Chińczycy ogłosili np. restrykcje eksportowe na wywóz grafitu, galu i germanu, wywołując spore zamieszanie.– Chiny zaczęły podbijać rynki, bo zaczęły robić dobre technologicznie rzeczy, mając do tego zaplecze surowcowe. Poza tym dołożyła się do tego jeszcze stosunkowo tania siła robocza oraz liberalne przepisy w zakresie ochrony środowiska – wylicza profesor Piestrzyński.Amerykanie próbują zmienić ten układ sił, ale teraz nie jest to takie proste. Obecnie USA sprowadzają z zagranicy około 74 proc. potrzebnych surowców, a ich udział w globalnej produkcji przemysłowej wynosi tylko 15 proc. Chińczycy w sumie kontrolują 95 proc. światowej produkcji pierwiastków ziem rzadkich i odpowiadają za 31 proc. globalnej produkcji przemysłowej.Zobacz także: Odkryto największe złoża. Norwegia siedzi na prawdziwym bogactwieWielka wojna o cenne metale a sprawa polskaUS Geological Survey ocenia, że liderem w rankingu państw-posiadaczy rezerwy metali ziem rzadkich są Chiny (44 miliony ton). Dalej jest Wietnam (22 miliony ton), Brazylia (21 milionów ton), Rosja (10 milionów ton) i Grenlandia (2 miliony ton).Polski w tym zestawieniu nie ma i raczej nie będzie, ale profesor Piestrzyński uważa, że moglibyśmy w tej wojnie o surowce strategiczne odgrywać istotną rolę poprzez sojusz z gigantem – Wietnamem.– Na północy Wietnamu jest pięć złóż surowców tzw. ziem rzadkich. One nie są eksploatowane, ale są przymiarki, by to się zmieniło. Dlaczego, mając tak dobre kontakty z Wietnamem, nie ma nas przy tych złożach? Myśmy wykształcili mnóstwo Wietnamczyków. W latach 60. i 70. były u nas setki obywateli tego kraju, którzy uczyli się na naszych uniwersytetach. Teraz u siebie w kraju pracują na wysokich stanowiskach. Pełnią funkcje ministerialne, są profesorami w wyższych szkołach. Oni z pewnością pomogliby tam zabezpieczyć pewne rzeczy w kwestiach naszych interesów i pomóc w rozwinięciu współpracy – mówi wykładowca z Akademii Górniczo-Hutniczej.Były dziekan Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH podkreśla, że obecnie nie odczuwamy jeszcze w Polsce problemów wynikających z ograniczonego dostępu do złóż surowców strategicznych, ale z biegiem czasu coraz bardziej nas to ograniczać.14 ton na każdego Polaka– U nas się zapomina o pewnych rzeczach. My te rzadkie metale też potrzebujemy. Na każdego Polaka przypada rocznie około 13-14 ton surowców. Skądś je trzeba wziąć, skoro nikt nie chce mieć kopalni obok siebie – tłumaczy profesor Piestrzyński.Metale ziem rzadkich stają się coraz mocniejszą kartą przetargową w rywalizacji światowych mocarstw. Najlepiej świadczą o tym właśnie ostatnie działania Stanów Zjednoczonych względem Ukrainy, czy chińskie próby „regulacji” niektórych obszarów światowej gospodarki. Rola surowców strategicznych będzie rosnąć, bo z biegiem czasu będą się wyczerpywać.Zobacz także: Minerały albo odcięcie od sieci. Tak Amerykanie grozili Ukrainie– To jest odwieczny problem. Z raportu Klubu Rzymskiego (prognozy z 1972 r. dotyczące m.in. zużycia światowych złóż – red.) wynika, że ropy już dawno nie powinno być. Trzeba wziąć pod uwagę, że co chwilę znajduje się nowe złoża. Często ta dostępność wynika ze zmian na arenie politycznej. Czasami niektóre złoża nie były dostatecznie przebadane. Do tego dochodzi jeszcze efekt klimatyczny – uspokaja w rozmowie z portalem TVP.Info profesor Adam Piestrzyński.