Kredytowanie przybierało wtedy egzotyczne formy. Zakupy mieszkań na kredyt w Polsce kojarzą się z ostatnim ćwierćwieczem. To nie oznacza, że wcześniej kredytów na cele mieszkaniowe nie było. Były nawet w PRL-u. Jeżeli mówimy o kredytach mieszkaniowych w Polsce i kredytowaniu zakupu nieruchomości, to zwykle chodzi o okres ostatnich 25 lat. Upływał on pod znakiem szybkiego wzrostu zadłużenia hipotecznego rodaków, które nadal jest jednak dużo mniejsze niż w wielu krajach Europy Zachodniej. Temat kredytowania nieruchomości w latach 90. jest poruszany rzadko i najczęściej dotyczy niesławnego kredytu „Alicja” z PKO BP. Natomiast o czasach PRL-u w kontekście kredytów na lokum praktycznie się nie mówi. To nie oznacza jednak, że przed 1989 r. kredytów na cele mieszkaniowe w ogóle nie było. Portal RynekPierwotny.pl zwraca uwagę na ciekawe formy PRL-owskiego kredytowania potrzeb mieszkaniowych. Kto nie miał wkładu do spółdzielni, ten mógł pożyczyćPotrzeby te nabrały większego znaczenia wraz z rozwojem budownictwa spółdzielczego. Takie budownictwo występowało w dwóch modelach - lokatorskim i własnościowym. Model lokatorski, związany ze spółdzielczym lokatorskim prawem do mieszkania, polegał na wniesieniu wkładu mieszkaniowego odpowiadającego części kosztów budowy lokalu (np. 15- 20 proc.) i na późniejszej spłacie przez spółdzielcę preferencyjnego kredytu budowlanego. Z kolei model własnościowy przewidywał otrzymanie zbywalnego i dziedziczonego prawa spółdzielczego własnościowego w zamian za wniesienie (niekoniecznie w ramach jednej wpłaty) wkładu budowlanego finansującego całość kosztów budowy mieszkania. Spółdzielnie mogły liczyć na umorzenie kredytów budowlanych przez państwo. To skutkowało mniejszą kwotą do spłaty dla posiadaczy lokatorskich praw lub ograniczeniem wymaganego wkładu budowlanego. Przykładowo, w latach 70. kredyty na budowę mieszkań lokatorskich były umarzane w jednej trzeciej, a spłatę reszty zadłużenia rozkładano na 60 lat. Z kolei kredyty na lokale własnościowe miały okres spłaty wynoszący 30 lat, z opcją umorzenia do 30 - 40 proc. długu.Sprawdź też: Narasta problem w niemieckiej mieszkaniówce. To samo może spotkać PolskęWspomniane kredyty budowlane również można postrzegać jako formę kredytowania indywidualnych potrzeb mieszkaniowych, choć kredytobiorcami były spółdzielnie. Natomiast sami spółdzielcy mogli pożyczyć brakujące pieniądze na wkład poprzez: – pożyczki udzielane przez zakładowe fundusze mieszkaniowe,– państwowe kredyty na uzupełnienie wkładu spółdzielczego.Zasady pożyczania środków na uzupełnienie wkładów spółdzielczych zmieniały się dość często, ale wspólną cechą były preferencyjne warunki spłaty związane z niskim oprocentowaniem lub jego brakiem i ewentualnym umorzeniem części długu. Inna opcja, czyli kredyt budowlany na prywatny dom Zakładowe fundusze mieszkaniowe mogły finansować również cele związane z prywatnym budownictwem jednorodzinnym. Równocześnie istniały jednak bankowe kredyty mieszkaniowe na cele budowlane. Funkcjonowanie takich kredytów najbardziej zbliżonych do obecnego modelu kredytowania nieruchomości potwierdza publikacja GUS pod tytułem „Historia Polski w liczbach. Tom II. Gospodarka”. Zamieszczony tam zbiorczy bilans banków wskazuje, że wartość kredytów na prywatną budowę domów wynosiła:– 3,1 mld zł w 1960 r., – 9,1 mld zł w 1970 r.,– 27,3 mld zł w 1980 r., – 525,8 mld zł w 1990 r. W kontekście dużej różnicy wyników z 1980 r. i 1990 r. warto pamiętać o wysokiej inflacji. Niemniej kredyty budowlane na prywatny dom nie były zupełną egzotyką. W 1980 r. odpowiadały one za około 60 proc. niewysokiego, bankowego zadłużenia ludności. Trudniej ustalić, jaka była wartość zadłużenia Polaków względem ich zakładów pracy. Pod koniec PRL-u do zadłużania się na cele mieszkaniowe nierzadko motywowała inflacja ograniczająca faktyczną wartość długu. Przeczytaj także: Autor książki „Patodeweloperka”: Namawiam, by kupując mieszkanie, być klientem awanturującym sięPosiadacze kredytów zyskali, a oszczędności - straciliSwoistym ukłonem w stronę dość nielicznych prywatnych kredytobiorców była nowelizacja kodeksu cywilnego z 28 lipca 1990 r. Wprowadziła ona bowiem zakaz sądowej waloryzacji kredytów i depozytów. Przepisy korzystne dla kredytobiorców, jednocześnie uderzyły w posiadaczy oszczędności - zgromadzonych między innymi na książeczkach mieszkaniowych. Tutaj wchodzimy jednak w inny, równie ciekawy temat, jakim są książeczki mieszkaniowe oraz późniejsze próby zadośćuczynienia ich posiadaczom za dewaluację środków.