Zapytaliśmy ekspertów. Choć minister sportu Sławomir Nitras i prezes PKOl Radosław Piesiewicz nie pałają do siebie sympatią (oględnie rzecz ujmując), to obaj mają ten sam cel: zorganizować w Polsce letnie igrzyska olimpijskie. Czy inicjatywa, która pochłonie co najmniej dziesiątki miliardów złotych to opłacalny interes? Zapytaliśmy ekspertów. Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Polski Komitet Olimpijski chcą igrzysk olimpijskich w Polsce – to łączy obie instytucje. I w zasadzie tylko to. Piesiewicz mówi, że powinniśmy się starać o miano gospodarza w 2036 roku, natomiast Nitras i premier Donald Tusk podejmują starania, by olimpijski znicz zapłonął w Polsce w 2040, a być może nawet 2044 roku.Gdzie odbędą się igrzyska olimpijskie?Miastem gospodarzem miałaby być oczywiście Warszawa, choć pewnie nie we wszystkich dyscyplinach rywalizacja toczyłaby się w stolicy. To jednak szczegóły, które zostaną dopięte po ewentualnym wyborze Polski przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski.Czytaj też: „W Paryżu dochodziło do gorszących sytuacji”. PKOl odpowiada na słowa NitrasaSkąd ta rozbieżność i dlaczego Piesiewicz chce, by impreza odbyła się w 2036 roku? Powód jest prosty: to pierwszy wolny termin. Najbliższe igrzyska będą miały miejsce w Los Angeles, a w 2032 roku gospodarzem będzie Brisbane.Dlaczego więc Nitras i obecny rząd mówią o igrzyskach w 2040 roku? Po pierwsze: żeby mieć więcej czasu na przygotowanie; po drugie: to wersja bardziej realistyczna. – W 2028 roku igrzyska będą w Ameryce Północnej, w 2032 w Australii i Oceanii i wiele wskazuje na to, że 2036 rok jest zarezerwowany dla Azji – bardzo duże szanse mają Indie. Wydaje się więc, że olimpijska rywalizacja wróci do Europy w 2040 roku, dlatego celujemy w ten termin – wyjaśnia w rozmowie z portalem TVP.Info Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski i doradca ministra sportu do spraw strategii.Czy Polskę stać na organizację igrzysk olimpijskich?Letnie igrzyska olimpijskie to największa sportowa impreza na świecie, a co za tym idzie – najbardziej kosztowna. Ministerstwo sportu szacuje wydatki na poziomie co najmniej 70 mld złotych, a samorządy w latach 2025-2040 przeznaczą na ten cel aż 220 mld złotych.W tej chwili Polska wydaje na sport 2,3 proc. PKB. Więcej w Europie przeznaczają tylko Austriacy (4,12 proc.) i Niemcy (3,9 proc.). – To są naprawdę duże pieniądze. Można zatem zadać pytanie, nie czy nas stać na igrzyska, tylko dlaczego do tej pory nie było nas stać na igrzyska? Mamy naprawdę dobre budżety, tylko nieefektywnie wydajemy te pieniądze i to jest zadanie, które stoi przed nami – zaznacza Nitras. Jakie są więc wątpliwości? – Bardzo łatwo jest wydać ogromne pieniądze, ale dużo trudniej będzie je odzyskać. Zostaniemy z różnymi obiektami sportowymi, które później muszą być jakoś wykorzystywane – wskazuje w rozmowie z portalem TVP.Info dr Jarosław Kończak, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii, ekspert komunikacji sponsoringowej oraz marketingu w sporcie. Z kolei Korzeniowski wskazuje, że Polska pójdzie śladem Francji i postawi na obiekty tymczasowe. – Francuzi są specjalistami od rewolucji. Tym razem narzucili światu olimpijskiemu taką innowację i zdecydowanie chcemy iść tą drogą. Zwróćmy uwagę, że mamy w Polsce sporo obiektów sportowych, mamy świetne hale, ale one za 16 lat będą wymagały renowacji. Poza tym mamy jeszcze spore braki w infrastrukturze sportowej, niezależnie od tego czy będą igrzyska, czy nie. A organizacja tak wielkiej imprezy może być argumentem do skonkretyzowania tych działań – mówi doradca ministra sportu. Dr Kończak wskazuje, że nie wszystkie obiekty będą tymczasowe i podaje przykład Euro 2012. – Mamy stadiony po mistrzostwach Europy w piłce nożnej i teraz zadajmy pytanie jak są wykorzystywane obiekty w Gdańsku czy Wrocławiu i czy to się spina biznesowo? Można mieć wątpliwości, a mówimy o najbardziej popularnej dyscyplinie w kraju. Więc co będzie z tymi mniej popularnymi? – pyta retorycznie. Czytaj też: Niemcy chcą konkurować z Polską o wielką imprezę– Oczywiście jest mnóstwo przykładów, gdzie obiekty nie były zagospodarowane po igrzyskach. Wystarczy wspomnieć Ateny, Soczi czy Rio de Janeiro. Ale już np. bliski mojemu sercu stadion z Atlanty został przebudowany, część została zburzona, liczba miejsc zredukowana, a bieżnie sprzedano na kawałki jako relikwie olimpijskie. Czyli już pod koniec XX wieku budowano obiekty tymczasowe. Na pewno ustalenie tego co trwałe powinno służyć rozwojowi polskiego sportu, a co ma być właśnie tylko obiektem tymczasowym, będzie przedmiotem naszych studiów strategicznych – zaznacza Korzeniowski.Zwiększenie prestiżu i zwrot kosztów w 10 lat?W czasie igrzysk olimpijskich gospodarz jest w centrum uwagi świata. Organizacja igrzysk miałaby znacząco podnieść prestiż Polski na arenie międzynarodowej i to kolejny argument podawany przez entuzjastów tego pomysłu. – Polska przyciągnie uwagę na kilka miesięcy, bo w czasie przygotowań nikt nie będzie się interesował tym, że za kilka lat igrzyska będą w Polsce. Pytanie, czy tak olbrzymi wydatek jest wart tego, żeby przyciągnąć uwagę na tak krótki okres? – mówi dr Kończak i dodaje: – Oczywiście chciałbym, żeby był efekt Barcelony, tylko od igrzysk w tym mieście minęło ponad 30 lat i mam wrażenie, że nikt nie powtórzył takiego sukcesu. Liczniejsze są przykłady spłacania gigantycznych kredytów po igrzyskach. Według profesora ekonomii i byłego członka Rady Polityki Pieniężnej Mariana Nogi nie możemy oczekiwać natychmiastowych zwrotów, ale organizacja igrzysk długofalowo przyniesie korzyści. – Z punktu widzenia makroekonomisty oceniam starania o organizację igrzysk pozytywnie. Uważam, że w 10 lat zwrócą nam się wszystkie koszty – zauważa. Prof. Noga podaje przykład Francji, która oszacowała wydatki na igrzyska na 8,8 mld euro i prognozuje, że do 2034 roku zarobi na infrastrukturze związanej z imprezą mniej więcej 13 mld euro. – Oczywiście we Francji mieli znacznie bardziej rozbudowaną infrastrukturę sportową przed startem, więc u nas te koszty byłby większe. Biorąc pod uwagę inflację myślę, że byłoby to ok. 15 miliardów euro – mówi prof. Noga. Sukces wizerunkowy? Igrzyska byłyby wielkim testem dla Polski i olbrzymią szansą na promocję. – Oczywiście będzie to duży wymiar promocyjny dla Polski, ale czy okaże się sukcesem, pokażą to dopiero igrzyska – tonuje nastroje dr Kończak. Czytaj też: Medalistka olimpijska: Jestem uzależniona od dawania sobie w kość– Nie wierzę też w budowanie trwałej marki Polski na arenie międzynarodowej, tylko poprzez to wydarzenie. Wątpię również, że wydanie miliardów zbuduje tożsamość Polaków wokół igrzysk. Prędzej widzę zagrożenia, że jak niemal wszystko, przygotowania staną się areną rozgrywek politycznych, oskarżeń o nieuczciwość w przetargach, czyli nasze „polskie piekiełko”, w którym może utonąć nasza duma narodowa z igrzysk – dodaje.Wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że coraz mniej jest krajów, które chcą organizować igrzyska i nie jest to przypadek. – Po prostu zdają sobie sprawę z tego, że to gigantyczny wysiłek, który wcale nie daje oczekiwanej promocji, nie daje szybkich zysków finansowych, poza tym niszczy się środowisko, bo jednak ingerencja jest duża – wskazuje. Inaczej do sprawy podchodzi Korzeniowski. – Po Euro 2012 kilkakrotnie wzrosła liczba Hiszpanów odwiedzająca Trójmiasto. Dlaczego? Ponieważ W Gdańsku grała tamtejsza drużyna narodowa, a w nieodległym Gniewinie miała ona swą bazę treningową, więc, jak widać tylko po tym regionalnym przykładzie turystycznym, do dzisiaj tamta impreza wpływa na nasz rozwój – zauważa.Turystyka to nie jedyna szansa dla Polski. Organizacja igrzysk na pewno zwiększyłaby liczbę miejsc pracy i dałaby szansę na wzrost inwestycji zagranicznych. Z drugiej strony pojawia się też ryzyko zadłużenia, przeciążenia infrastruktury w życiu codziennym czy zakłóceń związanych z imprezą.Prof. Noga zwraca uwagę, że do sprawy trzeba podejść mądrze i uczyć się na błędach innych. – Paryż jest dobrym przykładem, ale z drugiej strony mamy Londyn, w którym wydano dwa razy więcej. W Anglii popełniono mnóstwo błędów, było wiele niedoszacowań. Więc żeby odnieść korzyść, trzeba się dobrze przygotować – ocenia.Sportowy punkt widzeniaO ile można się spierać czy organizacja igrzysk jest dobra z punktu widzenia ekonomicznego, to nie ma wątpliwości, że sportowo Polska tylko by zyskała.Faktem jest, że sportowcy z kraju gospodarza niemal zawsze wypadają lepiej niż w delegacji, bowiem organizacja igrzysk jest świetnym pretekstem do rozpoczęcia programów rozwojowych.– Chciałbym obiecać rodzicom dwunastolatków, że będziemy mieć taki system, że talent ich dziecka nie zostanie zgubiony, a jednocześnie, że będąc sportowcem wyczynowym, będzie miał normalny, godny zawód, który będzie mu dawał pozycję społeczną po zakończeniu kariery i nie będzie na marginesie, jeśli skończy karierę z kontuzją w wieku 33 lat. Poza tym nawet ci młodzi ludzie, którzy zasmakowali sportu w swojej ścieżce edukacyjnej, jako pracujący w Polsce np. inżynierowie, informatycy, logistycy czy lekarze, w jakimś sensie staną się częścią jednej wielkiej, polskiej drużyny olimpijskiej – mówi Korzeniowski – Jeśli mówimy o zyskach, to trzeba też mówić o zyskach społecznych, cywilizacyjnych, o zdrowym społeczeństwie. Być może odwrócimy ten trend, że dzisiaj mamy sześć razy więcej wydawanych pieniędzy na alkohol niż na sport. Chcemy zahamować wzrost otyłości, chcemy, żeby uprawianie sportu było domeną nie tylko dzieci w wieku wczesnoszkolnym czy młodzieżowym, ale przez całe życie, ponieważ to się nam wszystkim opłaci nie tylko ze względów zdrowotnych, ale także biznesowych i makroekonomicznych. Bo sport to ogromna część biznesu, która dobrze zbudowana, będzie dawała miejsca pracy i będzie realnie wpływała na wzrost PKB. I to jest idea olimpijska – puentuje czterokrotny mistrz olimpijski.Jeszcze nie wiadomo kiedy zostanie ogłoszony gospodarz igrzysk olimpijskich w 2036, 2040 i 2044 roku. Być może pierwszego organizatora poznamy podczas zimowych igrzysk we Włoszech w 2026 roku.