Meldował nawet oszustom swoje kolejne kroki. Zlecał przelew za przelewem. Poseł na Sejm RP dał się nabrać oszustom, który wyłudzili od niego pieniądze metodą „na policjanta”. Parlamentarzysta na bieżąco raportował złodziejom, co robi. Dopiero po fakcie zorientował się, że coś jest nie tak. Stracił 150 tysięcy złotych. 7 listopada poseł odebrał telefon od „inspektora Boronia”. Mężczyzna sprawdził, że takie nazwisko nosi komendant główny policji. To uśpiło jego czujność, podobnie zresztą jak „weryfikacja”, którą parlamentarzysta przeprowadził za radą oszustów. Nie wiedział tylko, że tożsamość rzekomego policjanta potwierdzają dla niego również złodzieje. Poseł przelał oszustom 150 tys. złotychOszust przekonywał posła podczas rozmowy, że jego telefon – podobnie jak kilku innych osób – został zainfekowany przez hakerów. Żeby uniknąć ataku i pomóc w złapaniu złodziei, mężczyzna miał współpracować w ramach „specjalnej procedury”.„I wtedy zaczęło się dymanie” – powiedział oszukany parlamentarzysta „Gazecie Wyborczej”, która opisała sprawę. Poseł usłyszał polecenie, żeby zalogować się na konta bankowe i przelać wszystkie pieniądze na konto techniczne. Tam finanse miały zostać zabezpieczone. Żeby zwiększyć swoją wiarygodność, złodzieje wysłali na rachunek mężczyzny kilka tysięcy złotych. To uspokoiło parlamentarzystę na tyle, że uwierzył „policjantom”.Poseł poprosił o pomoc żonę, która w sumie wysłała oszustom 50 tys. zł, on sam zlikwidował w tym czasie lokaty, zadłużył się na karcie kredytowej. Złodzieje kazali potwierdzać wszystkie operacje, gdyby z wątpliwościami zadzwonił pracownik banku. W ciągu kilku godzin parlamentarzysta oddał oszustom ok. 150 tys. zł, w tym pieniądze z Kancelarii Sejmu na prowadzenie biura poselskiego.„Ruszam do Żabki przy Wiejskiej”Oszuści nastraszyli mężczyznę, że złodzieje czają się pod oknami hotelu poselskiego. Od tej pory parlamentarzysta raportował w wiadomościach niemal każdy swój krok: „Ruszam do Żabki przy Wiejskiej, przy wjeździe do domu poselskiego”, „Wróciłem do pokoju”, „Idę na salę plenarną”, „Wracam”, „Jak dojdę do pokoju, to melduję” – pisze gazeta. Na koniec mężczyzna wysłał fałszywym policjantom zdjęcia dowodów osobistych: swojego oraz żony.CZYTAJ TEŻ: Politycy oburzają się na opłatę paliwową. ManipulująWątpliwości pojawiły się dopiero nad ranem. Wtedy poseł zadzwonił do swojego znajomego, wysoko postawionego oficera policji i opowiedział mu o sprawie. Funkcjonariusz nie miał wątpliwości: jego kolega został oszukany. Parlamentarzysta złożył zeznania, tym razem przed prawdziwymi policjantami, ruszyło śledztwo w tej sprawie.Stówa w portfelu„Nagle pojawiają się nieznane problemy: nie mam pieniędzy na taksówkę, bo wszystko mam wyczyszczone. Puste konto, karta kredytowa, limit. Dobrze, że jeszcze jakąś stówę miałem w portfelu” – przyznał w rozmowie z dziennikiem mężczyzna. Reklamacje w bankach niewiele dały; jeden z nich zdołał uratować tylko 20 tys. zł. Gazeta ustaliła, że oszuści wymienili skradzione pieniądze na euro i dolary w jednym z łódzkich kantorów. Jego właścicielka powinna wylegitymować osobę, która odbierała waluty, ale tego nie zrobiła. Ci sami przestępcy w tym samym czasie mieli ukraść księdzu z Pomorza pół miliona złotych.Na celowniku zwykli Kowalscy i celebryciPolicjanci przyznają, że ofiarą takiego telefonicznego oszustwa może paść każdy, nawet osoba, która jest na bieżąco z nowoczesnymi technologiami. Banki nie chcą uznawać reklamacji, jeśli klienci z własnej woli udostępnili złodziejom dane logowania do konta, a oszuści działają bardzo profesjonalnie. O próbach kradzieży przez telefon mówili już celebryci, którzy niemal padli ofiarą złodziei, między innymi Anna Lewandowska.CZYTAJ TEŻ: Oszuści czyhają na kierowców. Wystarczy chwila, żeby stracić pieniądze