„Niebezpieczne związki”. Dla niej bardzo ważne i – jak myślę – dla wszystkich takich przypadków pokrzywdzonych dzieci najważniejsze jest to, żeby oprawca poniósł karę – powiedział w programie „Niebezpieczne związki” pan Lucjan, ojciec Magdaleny, którą – gdy była dzieckiem – miał zgwałcić starszy od niej Zdzisław, syn Jacka Kurskiego, byłego prezesa TVP za rządów PiS. Kurski senior mówił publicznie że pan Lucjan mści się za zwolnienie z funkcji asystenta i stąd miałyby się wziąć rzekomo oszczercze zarzuty wobec syna Zdzisława. Głos w sprawie zabierała w przeszłości także matka mężczyzny, pierwsza żona Kurskiego, Monika. Zachęcała pokrzywdzoną rodzinę, by dochodziła swoich praw, tłumacząc, że nie chce, by jej syn był dalej zagrożeniem dla innych. Prosiła też o wybaczenie.Cztery lata działy się rzeczy tragiczne– Przy takich tragediach dzieci nie ma sprawy politycznej. Nie ma wojny prowadzonej przez kogoś przeciwko komuś. Jest krzywda dziecka. Mojej córki, która była malutką dziewczynką. Cztery lata działy się rzeczy tragiczne dla niej. I nie ma znaczenia cała reszta – mówił na antenie TVP Info pan Lucjan. Łamiącym się głosem przyznawał, że już na zawsze będzie musiał żyć z obrazem prowadzenia córki za rączkę do pokoju, w którym będzie się bawiła ze swoim oprawcą.Czytaj także: Premier odniósł się do śledztwa w sprawie syna Kurskiego. Chce wyjaśnień– Przez cztery lata dorosły facet robił jej krzywdę. Nie rozumiem, jak można inne sprawy do tego łączyć. Nie o to zupełnie chodzi. Nigdy bym sobie na takie rzeczy nie pozwolił. Dobro mojego dziecka jest dla mnie najważniejsze – podkreślił.– Nieważne, czy oprawcą jest najważniejszy, najpotężniejszy człowiek na świecie czy najsłabszy. Dla ofiary, żeby mogła ona dalej funkcjonować, oprawca musi ponieść konsekwencje i karę, bo inaczej sobie nie poradzi – zaznaczył.Czytaj także: Najnowsze ustalenia w śledztwach dotyczących syna Jacka KurskiegoZło nie ma imienia ani nazwiskaHistoria, o której od 2020 roku informowała „Gazeta Wyborcza”, ponownie zbulwersowała opinię publiczną. Z opublikowanego w poniedziałek artykułu wynika, że śledztwo prokuratury w sprawie syna Jacka Kurskiego miało być prowadzone stronniczo. „GW” oparła się w tekście na audycie, jaki przeprowadzono w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku.W pracy dwójki prokuratorek Grażyny Wawryniuk i Teresy Rutkowskiej-Szmydyńskiej miało dojść do szeregu nieprawidłowości i uchybień. Między innymi chodzi o manipulowanie dowodami i opiniami biegłych oraz ignorowanie zeznań kluczowych świadków.– Zło nie ma imienia, nazwiska. Po prostu tak się dzieje. Nigdy wcześniej ani wśród znajomych, ani w rodzinie nigdy nie przytrafiła się taka tragedia. Dla mnie to było tak abstrakcyjne. Jako rodzice oglądamy różne filmy i jak są zatrzymywani źli ludzie, którzy takie rzeczy robią, ale człowiek nigdy nie ma takiej świadomości, że to może dotknąć też twoje dziecko – powiedział pan Lucjan.Czytaj także: Kobosko ostro podsumował syna Jacka Kurskiego. „Odrażające”Obie rodziny przyjaźniły się, razem spędzały wakacje. Do przestępstwa miało dojść między innymi podczas wspólnego wypadu do leśniczówki. Ojciec przyznał, że Magdalena zaczęła mówić o molestowaniu i gwałcie, gdy przechodziła psychoterapię.Sprawiedliwość dla dziecka nie jest kwestią wojny plemiennej– Kiedy wreszcie te znajomości zostały poluźnione, ona po prostu zaczęła przeżywać, różne wydarzenia wyolbrzymiać. Poszliśmy z żoną i z nią do lekarza, chcąc dowiedzieć się, dlaczego tak się dzieje. Zaczęła opowiadać, co przeżywała, co jej się przydarzało. I na podstawie rozmów z lekarzami, zaczęła wracać retrospekcja. I tak się pewnie dzieje ze wszystkimi dziećmi, które spotka taka tragedia – opowiedział pan Lucjan i dodał, że o możliwości popełnienia przestępstwa organy ścigania powiadomiła przychodnia i lekarz prowadzący, bo taką procedurę wymusza polskie prawo.Czytaj także: Prokuratura wznowiła śledztwo w sprawie syna Jacka KurskiegoŚledztwo gdańska prokuratura umarzała dwukrotnie w 2017 i 2019 roku. Teraz prowadzi je prokuratura w Toruniu w sprawie wielokrotnego doprowadzenia małoletniej Magdaleny N. do poddania się innym czynnościom seksualnym w latach 2009-2012.„Analiza treści postanowień o umorzeniu śledztwa wykazała, że zostały one podjęte w oparciu o niepełny i wybiórczo oceniony materiał dowodowy. Powyższe podejrzenia są kreowane w oparciu o ustalenia analizy, z której wynika, że szereg czynności procesowych w tej sprawie podjęto wbrew obiektywnym i rzetelnym wnioskom płynącym ze zgromadzonych dowodów i ze szkodą dla prowadzonego postępowania” – głosi komunikat prokuratury w Gdańsku.– Nie potrafię tego do tej pory zrozumieć. Jak to jest możliwe, że instytucje państwa, które powinny dbać o bezsilnych i dziecko, czy popełniały błędy czy zaniechały działania, doprowadziły do tego, że przez osiem lat nie można było wyjaśnić sprawy. Nie można było powiedzieć „dobrze, to teraz niech sąd rozstrzygnie, czy to się wydarzyło czy nie”. Przecież to nie jest kwestia, nie wiem, wojny plemiennej i dorosłych ludzi. To jest kwestia życia dziecka – podkreślił.Ofiara: Głos został mi odebrany– Głos został mi odebrany. I jest on regularnie i sukcesywnie odbierany wszystkim innym osobom po takich traumach. Tym, że jestem tutaj, chcę pokazać i powiedzieć im, że nie są same i że da się z tym wygrać. Nie jest to łatwa droga, ale można. I można to przeżyć, i warto jest to wyleczyć. Na koniec tej drogi czeka ogromna ulga i normalne życie – mówiła w programie „Niebezpieczne związki” pani Magdalena.– (Polityka – przyp. red.) Wdarła się i stało się to jakimś nieodłącznym elementem tej sprawy. To nie jest polityka, od samego początku nigdy nie miało to nic wspólnego z polityką. To jest opowieść po tym, że jako dzieciak zostałam, skrzywdzona i zostałam zgwałcona wielokrotnie i człowiek, który mi to zrobił, nie został sprawiedliwie osądzony. Chciałabym sprawiedliwego procesu. Tylko tyle i aż tyle – podkreśliła.Problem na ogromną skalę– Mamy problem z edukacją seksualną. Mamy problem z opieką psychiatryczną w naszym kraju. To jest ogromny problem społeczny. Problemem jest to, że nie mówimy o tym otwarcie. Potrzebujemy zająć się opieką osób wykorzystywanych seksualnie – podkreśliła pani Magdalena.– Ja widzę dziecko nieobecne duszą w tych sytuacjach. Obecne tylko ciałem. Dziecko, które nie wie, co zrobić. Po latach wiem, że ci najbliżsi dzieciom ludzie dokonują takich rzeczy. Ja naprawdę mu ufałam i on naprawdę był dla mnie jak starszy brat. To jest bardzo trudne, jeśli kochasz człowieka, który nagle stopniowo coraz bardziej zaczyna ciebie krzywdzić. A ty wczoraj się z nim bawiłaś i było okej. To nadwyręża bardzo zaufanie do wszystkich ludzi i całego świata. Wiem, że sytuacji takich jak moja jest cholernie dużo. Inaczej nie byłoby kolejek do psychiatrów. Dla mnie to jest przerażająca skala – zaznaczyła.Pani Magdalena podkreśliła, że odebrano jej poczucie bezpieczeństwa, zdrowie, spokój. – Nadal odbierane mi są te wszystkie rzeczy i ja z tym walczę, ale nie chcę sobie dać nic więcej zabrać, bo za dużo mnie to kosztuje – mówiła.– Tylko trzeba mówić i nie dawać sobie zamknąć buzi, tak jak mi próbowano ją zamknąć przez ostatnie dziesięć lat. Nie zgadzam się na to, żeby więcej mi i innym osobom tak wykorzystanym próbowano zamknąć usta, bo my się nie damy. Staję tutaj murem w obronie i całym swoim sercem z innymi osobami, które przeżyły coś takiego – powiedziała.