Umowa z Putinem. Alaksandr Łukaszenka przekonuje, że jest w posiadaniu broni atomowej znajdującej się na terytorium Białorusi. Dyktator, cytowany przez związaną z reżimem agencję BiełTA, stwierdził: „Przywiozłem tu kilkanaście głowic nuklearnych. Nawet nie zauważyli”. Zaledwie w ubiegłym tygodniu Władimir Putin goszcząc u Alaksandra Łukaszenki w Mińsku podpisał „traktat o bezpieczeństwie”, na mocy którego Białoruś ma otrzymać pociski Oriesznik. Łukaszenka straszy bronią atomową To rakiety będące w stanie przenosić broń nuklearną. I ten fakt Łukaszenka wykorzystał we wtorek, by – jak sam stwierdził – „postraszyć wrogów, przyjaciół i rywali”. – Przywiozłem tu głowice jądrowe. Nie kilka, ale ponad tuzin. Wielu mówi: „To żart, nic nie przywieziono”. Przywieziono je. Fakt, że nasi przeciwnicy nazywają to żartem, oznacza, że przegapili to. Nawet nie zauważyli, kiedy je tu przywieźliśmy – powiedział białoruski dyktator, cytowany przez BiełTA. Oriesznik, Iskander-M i białoruska myśl technicznaAgencja będąca tubą propagandową reżimu w Mińsku wskazuje, że podobne oświadczenie padło w kontekście wspomnianego systemu rakietowego Oriesznik. Łukaszenka stwierdził, że będący w jego posiadaniu element startowy jest „w całości białoruski”, z wyjątkiem samego pocisku. Dyskusja nad bronią atomową na terytorium Białorusi rozgorzała na początku 2023 roku, gdy reżimy Putina i Łukaszenki uzgodniły jej rozmieszczenie. Wówczas zakładano, że do ewentualnego ataku bronią jądrową posłuży system Iskander-M, który również miał zostać przekazany przez Kreml w ubiegłym roku. Zobacz także: Propagandyści w amoku, Rosja ośmieszona. „Zrzucić atomówkę na Damaszek”