Podliczono wyniki z 93 proc. komisji. Jeszcze kilka godzin wcześniej z prowadzenia w rumuńskich wyborach prezydenckich cieszył się urzędujący premier Marcel Ciolacu. W poniedziałek nad ranem wszystko się zmieniło. Po podliczeniu głosów z 99,93 proc. komisji Ciolacu spadł na... trzecie miejsce. Największe poparcie uzyskał startujący jako kandydat niezależny i nieznany niemal nikomu Calin Georgescu. Ciolacu wyprzedziła Elena Lasconi, liderka centroprawicowej partii USR (Związek Ocalenia Rumunii). Lasconi i Ciolacu dzieli na razie zaledwie ok. 400 głosów (procentowo mają taki sam wynik 19,16 proc.). To oznacza, że wciąż nie jest pewne, kto z nich dołączy do drugiej tury wyborów.Na niekwestionowanym pierwszym miejscu (prawie 23 proc.) jest natomiast absolutna niespodzianka tych wyborów: ultraprawicowy prorosyjski kandydat niezależny Calin Georgescu – wynika z publikowanych na bieżąco danych Stałego Urzędu Wyborczego (AEP).Czarny koń wyścigu prezydenckiego Georgescu w sondażach przed wyborami początkowo znajdował się poza kręgiem faworytów, a dopiero w ostatnim – piątkowym badaniu wyprzedził znajdującego się dotąd na piątym miejscu Mirceę Geoanę, byłego wicesekretarza NATO, również kandydata niezależnego. Absolutnie wszystkie rumuńskie media są zaskoczone wynikami I tury wyborów, a niemal na każdym portalu znalazł się artykuł, zatytułowany: „Kim jest Calin Georgescu?”. Wygrał TikTokJak oceniają media, do sukcesu wyborczego tego kandydata niewątpliwie przyczyniła się bardzo intensywna kampania w mediach społecznościowych, przede wszystkim na TikToku. – Stratedzy polityczni analizowali i projektowali życie polityczne, ale nie zrozumieli, że nie da się kontrolować internetu – powiedział PAP w noc wyborczą jeden z rumuńskich dziennikarzy. Według komentatorów wynik Georgescu to przede wszystkim głos rozczarowania klasą polityczną oraz wyraz protestu i to już nie tylko przeciwko partiom „mainstreamowym”, ale nawet tym, które plasują się jako te walczące z systemem. Georgescu prześcignął George Simiona, skrajnie prawicowego populistę z partii AUR (Związek Jedności Rumunów), przestawianego przez władze jako "ekstremista". Według rozmówców PAP jego poglądy są jeszcze bardziej radykalne niż te reprezentowane przez Simiona. To kim jest ten Georgescu?Drogi Georgescu i lidera AUR miały się rozejść po tym, jak ten pierwszy publicznie nazwał „bohaterami” sojusznika Hitlera marszałka Iona Antonescu i twórcę faszystowskiej i antysemickiej Żelaznej Gwardii Zeleę Condreanu. Georgescu krytykował NATO i tarczę antyrakietową w rumuńskim Deveselu, mówił, że NATO nie obroni Rumunii i żadnego kraju członkowskiego. Media odnotowują, że w przedwyborczych wywiadach Georgescu, któremu zarzuca się prorosyjskie poglądy (po inwazji Rosji na Ukrainę mówił, że Władimir Putin „bardzo kocha swój kraj i jest otoczony profesjonalistami”), odmawiał odpowiedzi na pytanie o to, czy podziwia rosyjskiego lidera, oskarżanego o zbrodnie wojenne. „Georgescu to jeden z najbardziej kategorycznych propagatorów antyzachodnich przekazów, korzystnych dla Rosji Władimira Putina” – ocenił portal Radia Europa Libera (Wolna Europa). Wysokiego poparcia dla Georgescu nie przewidziały ani sondaże przedwyborcze, ani wyniki przeprowadzonych podczas niedzielnego głosowania badań exit poll. Exit polle się pomyliłyZ tych ostatnich wynikało, że szanse na wejście do drugiej tury mają Marcel Ciolacu (25 proc.) i Elena Lasconi, liderka centroprawicowej partii AUR (18 proc.) Georgescu znalazł się na trzecim miejscu z 16 proc., a tuż za nim uplasował się Simion (14-15 proc. w zależności od sondażu). Druga tura wyborów odbędzie się 8 grudnia. Z kolei 1 grudnia Rumuni będą głosować w wyborach parlamentarnych. Komentatorzy spodziewają się wysokiego wyniku sił radykalnej prawicy - partii AUR i S.O.S Romania, na czele której stoi kontrowersyjna i słynąca ze skandali prorosyjska Diana Sosoaca. Zobacz także: Katastrofa samolotu w Wilnie. Są ofiary śmiertelne