Największy strach każdego rodzica. Początkowo wydawało się, że to doniesienia o zatruciu chrzczonym alkoholem, ale – jak się okazuje – głośna sprawa zgonów turystów w Laosie to wierzchołek góry lodowej i nieodosobniony przypadek. W ostatnich kilku dniach światowe serwisy informacyjne obiegła informacja o śmierci szóstki turystów, którzy zatruli się metanolem w laoskiej wiosce Vang Vieng. To malowniczo położona miejscowość, która na początku tego wieku stała się popularną imprezową lokalizacją w Laosie, położoną około 90 minut od stolicy Wientian.Z pozoru historia wydaje się po prostu upiornym pechem, jaki spotkał młodych ludzi, ale nic z tych rzeczy. To systemowy problem. Wybierając się do tego kraju, trzeba o tym wiedzieć. Taka sytuacja wydarzyła się już w 2012 r.Największy strach każdego rodzicaTemat opisał dziennik „The Guardian”. Ofiary to m.in. angielska prawniczka Simone White, a także dwójka dorosłych australijskich nastolatek. Tajskie władze poinformowały, że jedna z nich zmarła wskutek „obrzęku mózgu spowodowanego wysokim poziomem metanolu w jej organizmie”.Czytaj także: Starcia etniczne w Indiach. Rząd wyśle tysiące dodatkowych żołnierzyW wyniku tego samego zatrucia w mijającym tygodniu zmarło też dwóch obywateli Danii w wieku 19 i 20 lat oraz Amerykanin. Około 11 obcokrajowców pozostaje w szpitalu. W Australii do tej sprawy odniósł się premier Anthony Albanese, łącząc się w bólu z najbliższymi zmarłych i przyznając, że takie zdarzenia to „największy strach każdego rodzica”.Rodziny ofiar z całego świata cierpią po stracie ukochanych osób i oczekują odpowiedzi, jak doszło do tej tragedii. „Władze Laosu zatrzymały w piątek kierownika i właściciela hostelu Nana w Vang Vieng, ale nie postawiono mu żadnych zarzutów” – informuje angielska gazeta i przywołuje relację 30-letniej brytyjskiej turystki, która szczęśliwie poradziła sobie z zatruciem, do którego doszło niemalże dokładnie rok temu w tej same miejscowości.Czytaj także: Zwłoki czterech osób na warszawskiej Woli. Jest list gończy za Ukraińcem– Zaczęłam czuć się dziwnie, nagle byłam bardzo słaba i zmęczona, traciłam i odzyskiwałam przytomność – mówiła Claire, która nie chciała podać prawdziwego imienia. Jak pisze „Guardian”, jej przyjaciele byli świadkami jej stanu, co opisali jako „przerażające”.Jak dodała, ostrzegano ją przed piciem mocnych alkoholi w Laosie. Claire zatrzymała się także w Nana Backpacker Hostel, gdzie mieszkały dwie zmarłe w ciągu ostatnich dni australijskie nastolatki. Kiedy zgłosiły koszmarne samopoczucie w miejscowym szpitalu leżała już prawniczka White. Śmiercionośne może być nawet 50 ml skażonego metanolem alkoholu. Laoskie władze badają sprawę, ale ekspert angielskiej gazety nie pozostawia najmniejszych wątpliwości.Czytaj także: Były prezydent Brazylii oskarżony o spisek przeciwko swojemu następcyNie ma złudzeń– W momencie, kiedy ludzie chorują w dużej liczbie, a objawy pojawiają się po pewnym czasie, to jest to metanol, dopóki nie zostanie udowodnione inaczej – stwierdza norweski profesor Knut Erik Hovda, który współpracuje w sprawie tych zgonów z organizacją Lekarze bez Granic (MSF). Jego zdaniem to najnowsza historia z Laosu to „wierzchołek góry lodowej”.Hovda podaje statystyki z 2018 r. W Indonezji zmarło ponad 80 osób z powodu picia nielegalnego alkoholu, a ponad 100 innych trafiło do szpitala. – Bardzo często dotyka to najbiedniejszych z biednych, o których nikt się nie troszczy – tłumaczył ekspert.Według danych Lekarzy bez granic w Azji odnotowuje się najwyższy wskaźnik zatruć metanolem na świecie. Przypadki odnotowano w Indonezji, Indiach, Kambodży, Wietnamie i na Filipinach.Czytaj także: Zadzwonił na 911, zastrzelili go policjanci. Rodzina żąda sprawiedliwościOrganizacja ostrzega, że nieleczone zatrucie metanolem powoduje śmiertelność na poziomie 20–40 proc., jednak jeśli zostanie ono prawidłowo zdiagnozowane i leczone na czas, wskaźnik przeżywalności jest wysoki.– Jasnym przesłaniem dla młodych podróżnych jest to, że jeśli zostanie im zaoferowany lub nielegalny alkohol, lub lokalne napoje, najlepiej ich unikać – przestrzega dr Dicky Budiman, ekspert ds. zdrowia publicznego z australijskiego Griffith University.