Premiera spektaklu 25 listopada w TVP 1. To opowieść o spotkaniu dwojga ludzi, których łączy dojrzały wiek, samotność, a także lęk przed rodzącym się uczuciem. Ona jest niewidzącą marzycielką, która żyje obrazem miasta zapamiętanym z dzieciństwa. On z kolei jest bezdomnym ekscentrykiem, który zajmuje się fotografią. Ją zagrała Anna Polony, jego – Jan Peszek. „Miłość” to najnowsza premiera Teatru Telewizji. Spektakl będzie można obejrzeć 25 listopada w TVP 1. Ta krótka, lecz intensywna historia przypadkowego spotkania samotników, która przeradza się w intensywne uczucie, udowadnia, że na miłość nigdy nie jest za późno. Sztuka Beniamina M. Bukowskiego w reżyserii Błażeja Peszka jest opowieścią dla tych, którzy mają wrażliwe serca, ale przy okazji – jak mówi reżyser – otwarte umysły. O spektaklu „Miłość” opowiedział nam Jan Peszek.Anna Nowaczyk, portal TVP.Info: W teatrze, kinie, często jest tak, że bohaterami opowieści o szukaniu miłości są osoby młode. Tymczasem ten spektakl pokazuje dwójkę ludzi bardzo dojrzałych, przypominając przy okazji, że uczucie nie zna wieku. Jan Peszek: Tak, to jest rzeczywiście historia dwojga ludzi, którzy poznali się w dość specyficznych okolicznościach. On jest, w jakimś sensie obydwoje są, rozbitkami życiowymi. Ona odkąd miała 14 lat, jest osobą niewidomą. On ma doświadczenia bardzo udanego - finansowo i ekonomicznie - życia, kompletnie nieudanego związku i tak dalej, i tak dalej. Oboje spotykają się przypadkowo, właściwie na skutek takiego małego incydentu, ponieważ ona wpadła na niego, kiedy robił zdjęcia. I krok po kroku, od początkowej w gruncie rzeczy niechęci, zaczyna się rodzaj zależności, tęsknienia za sobą, no i takiego zbliżania, wsłuchiwania się we własne historie, oczekiwania od życia. On jest swego rodzaju artystą, ona gra na fortepianie. Zawiązuje się bardzo silna więź emocjonalna, która wydawałoby się, że ludzi właściwie u schyłku życia już nie dotyczy. Kończy się wręcz skonsumowaniem związku. Nie mogę opowiadać całej historii, bo przecież musi być jakaś niespodzianka dla widzów, w każdym razie to jest piękna historia o tym, jak bardzo ludziom dokucza samotność. Nawet jeżeli się, tak jak on, w niej „chronią”, to ona jest tak naprawdę czymś, co szalenie doskwiera. Przez przyjaźń do czułości, do bardzo pięknych emocji, bohaterowie okazują się sobie niezbędni. To jest historia, która zdarza się w życiu, tylko rzeczywiście, jak pani powiedziała, nie jest często pokazywana. Nie zawsze sztuka zajmuje się ludźmi starymi, chociaż przecież pamiętamy cudowny film Michaela Hanekego o tym samym tytule, z wielkimi kreacjami aktorskimi. To jest spektakl, który widzowie Teatru Telewizji obejrzą premierowo, ale pan gra w tej sztuce już od 2019 r. Sztuce, która zresztą okazała się okazją do świętowania wyjątkowej rocznicy. Przygoda z tą miłością, pióra Beniamina Bukowskiego, ma długą historię, ponieważ kiedy przeczytałem ten tekst, od razu wiedziałem, że właściwie aktorką najbardziej predestynowaną do roli, spośród wszystkich znanych mi w naszym teatrze polskim, jest Anna Polony. Przedstawiłem jej tekst, bardzo długo się wzbraniała, aż wreszcie pojawiła się okazja, kiedy ona obchodziła swoje 80. urodziny.Twierdziła, że jest już na to wszystko za stara, ale została przeze mnie przekonana. Pojawił się też reżyser, który zresztą reżysersko debiutuje tym spektaklem w telewizji, Błażej Peszek, który moim zdaniem świetnie nadawał się do zrealizowania tego tematu. W ten sposób okazało się, że w jakichś nadzwyczajnych okolicznościach, z wielką przyjemnością i z satysfakcją, pracowaliśmy nad tym tekstem, który ukazał się w Teatrze Słowackiego pod dyrekcją Krzysztofa Głuchowskiego i grany był z ogromnym powodzeniem.Wspomniał pan przy okazji o świetnie układającej się współpracy z reżyserem, Błażejem Peszkiem, zresztą doskonale panu znanym.(śmiech) No znam dobrze, oczywiście. Pracowałem do tej pory już w kilku jego reżyseriach, choć on nie jest reżyserem z wykształcenia, bo jest aktorem, ale to nie jest wcale jakiś odosobniony przypadek. Jest pasjonatem tego zajęcia i myślę, że robi to bardzo ciekawie. Cała ta relacja naszej trójki okazała się szalenie przyjemna.ZOBACZ TEŻ: Banan przyklejony taśmą. Dzieło sztuki sprzedane za ponad sześć mln dolarów „Miłość” zostanie pokazana premierowo w Teatrze Telewizji, który w gruncie rzeczy niedawno wrócił na ekrany Telewizji Polskiej. Miał pan okazję śledzić poprzednie spektakle w tym cyklu? Mogę powiedzieć, że w jakimś sensie wróciłem do oglądania telewizji, ale niestety bardzo rzadko mogę to robić, ponieważ ja non stop pracuję, wytwarzam nowe rzeczy i nie mam najzwyczajniej w świecie czasu. Tymczasem emisje są dokładnie w takich godzinach, kiedy sam pracuję jako aktor.Nie lubi pan siebie oglądać?Z rzadka mi się zgadza to, co planowałem z tym, co wyszło. Ale słyszę co jakiś czas reakcje moich kolegów, osób ze środowiska, które są satysfakcjonujące i to mi wystarcza. Ja nie muszę siebie oglądać, raczej wolę pracować. Przyjemność z oglądania zostawia pan w takim razie najczęściej widzom. A skoro jesteśmy przy pracy, to mam wrażenie, że bardzo dba pan o tych widzów, bo jest pan szalenie zajętym człowiekiem, prawda?Nawet nie mam czasu czytać scenariuszy, które są mi przeznaczone (śmiech). A teraz jestem tuż przed premierą w Teatrze Polonia w Warszawie i mam taki bardzo dla aktora interesujący, gorączkowy czas, gdzie musi się zejść dużo elementów. Mam nadzieję, nadrobić parę rzeczy, które chciałbym zobaczyć i wtedy na pewno będę włączał telewizor. Na pewno szybko nie znikną też produkcje Netflixa, w których czasem się udzielam, więc je również nadrobię. Premiera „Miłości” w Teatrze Telewizji odbędzie się 25 listopada o godz. 20:30 w TVP 1. CZYTAJ TEŻ: „Teraz żegluję bez Zamachowskiego”. Malajkat o przyjaźniach z aktorami