Idzie nowe. Unika krawatów, do pracy jeździ rowerem, a koszulę z marynarką „łamie” dżinsami. Dwa lata temu, tuż po wybuchu wojny w Ukrainie, Robert Habeck był najbardziej lubianym niemieckim politykiem. W niedzielę Zieloni wskazali go, niemal jednogłośnie, jako swojego kandydata na kanclerza. Ale czy ma jakiekolwiek szanse, by zastąpić Olafa Scholza? W 2021 roku Zieloni byli na fali. Niektóre sondaże dawały im nawet 30 proc. poparcia i szansę na „swojego” kanclerza. Robert Habeck nie ukrywał rozczarowania, gdy partyjni delegaci zdecydowali, że nominację zdobędzie młodsza, mniej doświadczona Annalena Baerbock. Zawód był tym większy, że Baerbock fatalnie poprowadziła kampanię. Na jaw wychodziły kolejne skandale: fiskalne, obyczajowe, a nawet literackie: zarzucono jej plagiat, książkę „Teraz. Jak odnowimy nasz kraj” wydawca wycofał z rynku tuż przed wyborami. Zamiast wielkiego sukcesu było wielkie rozczarowanie – za takie uznano wynik na poziomie 14,8 proc. i dopiero trzecie miejsce w wyścigu po Bundestag. SPD, pod przewodnictwem Olafa Scholza, nie było jednak w stanie rządzić samodzielnie. Do koalicji zaprzęgnięto liberałów z FDP i Zielonych. Stanowiska wicekanclerza nie objęła jednak będąca w odwrocie Baerbock, lecz Habeck, który został też ministrem gospodarki i ochrony klimatu. „Przegranej” liderce pozostało nieco mniej prestiżowe przywództwo w MSZ. Czytaj też: Nie i koniec. Scholz nie da Ukrainie Taurusów do ataku na RosjęWojenny przełomHabeck, jak przystało na przedstawiciela Zielonych, od początku kadencji kładł duży nacisk na przyspieszenie transformacji energetycznej Niemiec. Jego celem było zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym kraju oraz redukcja emisji CO₂. W styczniu 2022 roku przedstawił ambitny plan, zakładający osiągnięcie 80 proc. energii z OZE do końca dekady. Pomysł obejmował m.in. przyspieszenie rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej oraz modernizację sieci energetycznych.Niedługo później został poddany poważnemu testowi. Po inwazji Rosji na Ukrainę, Niemcy stanęły w obliczu kryzysu energetycznego związanego z uzależnieniem od rosyjskiego gazu. Habeck podjął działania mające na celu dywersyfikację dostaw energii, w tym przyspieszenie budowy terminali LNG oraz zwiększenie importu gazu z innych źródeł (między innymi z Kataru, co zdążyło wzbudzić pewne kontrowersje). Jednocześnie apelował do obywateli o oszczędzanie energii i wprowadzał programy wsparcia dla firm dotkniętych wysokimi cenami. Czytaj też: „Telefoniczna dyplomacja”. Tusk: To Putina nie zatrzymaRodaków „kupił” nie tylko konkretnymi, zdecydowanymi działaniami, ale i emocjonalnymi wystąpieniami. Szczerym, bezpośrednim stylem, kontrastującym z „wyuczonymi” formułkami recytowanymi czy to przez Merkel, czy Scholza. „Jeden z nas” – pisali o nim, gdy nieco rozczochrany, do kamery w smartfonie, przez prawie pięć minut opowiadał o konieczności wsparcia zbrojnego Ukrainy. Partia Zielonych, kojarzona tradycyjnie z pacyfizmem i sprzeciwem wobec interwencji wojskowych, stała się jednym z najgłośniejszych orędowników dostaw broni do Ukrainy. Sam Habeck – człowiekiem, którego chwalili wszyscy polscy politycy. Mateusz Morawiecki, ówczesny premier, miał mówić za kulisami, że „to jedyny Niemiec, z którym można się dogadać”, na drugim biegunie stawiając oczywiście Scholza.Ale to, co robiło wrażenie w Polsce, w Niemczech nie zawsze spotykało się z entuzjazmem. „Hofreiter, botanik z doktoratem, który potrafi nazwać wszystkie rośliny i kwiaty podczas spaceru po berlińskim Tiergarten, jest teraz Hofreiterem, ekspertem od broni, który wykłada na temat kalibrów pocisków i załóg transporterów opancerzonych” – śmiał się „Der Spiegel” w artykule z popularnej okładki, wyśmiewającej liderów Zielonych pod koniec kwietnia 2022 roku. Wojna, która wykreowała wizerunek Habecka jako sprawnego lidera i dała pierwsze miejsce w rankingach popularności, powoli zaczynała mu ciążyć. Na domiar złego, w strukturach partii wybuchł skandal z udziałem jednego z prominentnych polityków. Patrick Graichen, sekretarz stanu odpowiedzialny za transformację energetyczną, został oskarżony o faworyzowanie bliskich w procesie rekrutacyjnym. Wybór znajomego Graichena na stanowisko dyrektora Niemieckiej Agencji Energii (DENA) wywołał burzę medialną, a kolejne doniesienia o powiązaniach rodzinnych jeszcze bardziej pogrążyły sytuację. Habeck, zmuszony do zdymisjonowania Graichena, stanął w ogniu krytyki za brak nadzoru. Dla wielu Niemców skandal ten stał się symbolem hipokryzji – Zieloni, którzy obiecywali „czystą politykę”, sami wpadli w sidła układów.Więcej problemów niż korzyści przyniosła też kontrowersyjna ustawa o ogrzewaniu. Zakaz instalacji nowych systemów grzewczych opartych na gazie i oleju od 2024 roku, mający przyspieszyć zieloną transformację, został odebrany przez wielu obywateli jako nieprzemyślany i drogi. Koszt wymiany systemów grzewczych na pompy ciepła czy inne ekologiczne rozwiązania przeraził wielu wyborców, zwłaszcza w obliczu rosnącej inflacji i kryzysu gospodarczego. Choć Habeck próbował uspokajać nastroje, przedstawiając programy wsparcia finansowego, szkody wizerunkowe były nieodwracalne.Czytaj też: Elon Musk pogrywa coraz ostrzej. Obraził niemieckiego kanclerzaOd bohatera do... Poparcie dla Zielonych, które jeszcze w 2022 roku wynosiło 18–20 proc., spadło w niektórych sondażach poniżej 13 proc. Habeck, z najlepiej ocenianego niemieckiego polityka, osunął się na czwarte miejsce – za Olafa Scholza, Friedricha Merza i Christiana Lindnera. Niemieccy wyborcy, zmęczeni chaosem i wysokimi kosztami życia, zaczęli postrzegać Zielonych jako elitarną partię oderwaną od codziennych problemów.Kryzys w koalicji rządzącej – zwłaszcza napięcia między Zielonymi a liberalną FDP – doprowadził w końcu do eskalacji. Olaf Scholz, pod presją wewnętrznych frakcji w SPD, ogłosił rozwiązanie Bundestagu i zapowiedział przedterminowe wybory na wiosnę 2025 roku. To ruch ryzykowny, ale konieczny – dotychczasowy rząd tracił zdolność do podejmowania kluczowych decyzji, a wśród wyborców narastało poczucie frustracji.W takich okolicznościach Zieloni postanowili zaryzykować i wskazali Habecka jako swojego kandydata na kanclerza. To ruch odważny, ale nie pozbawiony logiki – mimo spadku popularności, Habeck wciąż uchodzi za jednego z najbardziej wyrazistych i wiarygodnych liderów na niemieckiej scenie politycznej. Jego doświadczenie i wizja mogą przemówić do elektoratu szukającego alternatywy wobec CDU i SPD. Przed Habeckiem stoi jednak niezwykle trudne zadanie. Będzie musiał odbudować zaufanie wyborców i przekonać ich, że Zieloni to partia przyszłości, a nie przeszłości. W kampanii kluczowe będą takie tematy jak polityka energetyczna, walka z inflacją oraz odbudowa zaufania do instytucji państwowych. Habeck, znany z bezpośredniego i emocjonalnego stylu, już zapowiedział, że zamierza „rozmawiać z ludźmi, a nie do nich”.Czy Habeck zdoła odmienić losy Zielonych i stać się pierwszym kanclerzem Niemiec wywodzącym się z partii ekologicznej? Odpowiedź na to pytanie poznamy w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Sondaże, przynajmniej na razie, nie dają mu jednak większych szans. Prowadzą, z dość sporą przewagą, CDU/CSU pod wodzą Friedricha Merza.Czytaj też: „Najmniej popularny rząd Niemiec”. Oczekiwany upadek, złe wyczucie czasu