Program „Sto pytań do...” w TVP Info. Wojciech Malajkat od lat studenckich przyjaźni się z aktorami Piotrem Polkiem i Zbigniewem Zamachowskim. Kiedyś pojechali razem na ryby. – Poluś został na brzegu i to był bardzo dobry wybór. Ja nie łowię ryb, mimo że jestem Mazurem, bo niepokoi mnie to, że nic nie robię i jestem zdany na łaskę i zainteresowanie ryby. Cały czas gadałem i mój przyjaciel wysadził mnie z łódki. Musiałem pół jeziora okrążyć, żeby wrócić do domu. To było słabe – powiedział aktor w programie „Sto pytań do...” TVP Info. Wojciech Malajkat, aktor teatralny i filmowy, a także dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie, ostatnio rzadziej pojawia się filmach. Kino go zawiodło czy teatr był silniejszą miłością?– Jest jeszcze najdłuższy serial nowoczesnej Polski, czyli „Listy do M”, od trzynastu lat wznawiany. Ja się na kinie nie zawiodłem, ale bardzo możliwe, że ja zawiodłem kino. Nie cierpię z tego powodu. W teatrze mam strasznie dużo pracy, którą lubię i po różnych stronach się odbywa, bo czasem jestem aktorem, a czasem reżyserem – odpowiedział gość programu. Dziennikarka zapytała Malajkata, czy ciekawi go temat rodziny, bo wiele sztuk, w których gra lub je reżyseruje, dotyczy tej tematyki.Przedstawienia o rodzinie– Właściwie całe życie gram w przedstawieniach o rodzinie, bo „Hamlet”, „Śmierć komiwojażera”, „Rodzina” Słonimskiego, którą wyreżyserowałem czy „Wstyd” są o rodzinie. Jestem skazany na rodzinę w teatrze. Lubię się zajmować wszystkimi zakresami, które funduje rodzina – przyznał aktor. Dodał, że jego rodzina jest dla niego odpowiedzialnością.W serii filmów „Listy do M” Malajkat wciela się w rolę Wojciecha, który adoptuje córkę. Czy ta rola była dla niego wyzwaniem?– Wszystko, co biorę na warsztat, jest początkiem rozmyślania na temat tego, co scenarzyści i wielcy dramatopisarze napisali. To rodzaj procesu, który bardzo lubię – odpowiedział aktor. Czytaj także: Maja Ostaszewska o dzieciństwie bez religii i mięsa„Zamachowski wysadził mnie z łódki”Jak ważna jest przyjaźń w jego życiu? Jak wiadomo, aktor utrzymuje bliskie relacje z Piotrem Polkiem i Zbigniewem Zamachowskim.– Od bardzo wielu lat się przyjaźnimy, studiowaliśmy razem. Jak spędzam z tymi dwoma czas? Rozmawiamy o sztuce, wyzwaniach, które są przed nami – zażartował Malajkat.Przyznał, ze kiedyś wybrali się razem na ryby.– Poluś został na brzegu i to był bardzo dobry wybór. Ja nie łowię ryb, mimo, że jestem Mazurem, bo niepokoi mnie to, że nic nie robię i jestem zdany na łaskę i zainteresowanie ryby, która ma wszystko w nosie. Cały czas gadałem na tej łódce. Po trzech kartkach mój przyjaciel, który naprawdę nie zdał tej próby, wysadził mnie z łódki. Musiałem pół jeziora okrążyć, żeby wrócić do domu. To było słabe – powiedział. Dodał, że nadal żegluje, ale już bez Zamachowskiego.Jedno z pytań dotyczyło sieci restauracji „Prohibicja”, którą otworzył wspólnie z kolegami pod koniec lat 90. i po kilku latach zostały zamknięte. Czy to miało być polskie „Planet Hollywood”?– Nie, nie mieliśmy aż takich ambicji. To miała być knajpa czterech przyjaciół: Bogusława Lindy, Marka Kondrata, Zbigniewa Zamachowskiego i moja. Przez pewien czas nam się to udawało, a potem się nie udało. Ludzie zarzucali nam, że nas nie ma, a było sześć czy siedem restauracji w Polsce, więc trudno, żebyśmy byli w każdej – odpowiedział Malajkat. Czy aktor czuje jeszcze tremę, kiedy wychodzi na scenę i patrzy na reakcje ludzi na widowni?– Po tylu latach trema jest zupełnie inna. Teraz pamiętam wieczory premierowe, a kiedy byłem Hamletem, nie pamiętałem. To był blady strach. Teraz raczej jest dbałość o to, żeby wszystko, co sobie zamierzyłem, się zrealizowało, ale oczywiście pewna doza niepokoju mi towarzyszy. Byłbym cyborgiem, gdy tak nie było. Zresztą lubię ten dreszcz. Czy spoglądam na widownię? Nie zawsze się opłaca zaglądać, czy wszyscy się śmieją albo płaczą, ale kątem oka albo ucha słyszę, kiedy ludzie wstrzymują oddech, bo czekają, co będzie dalej – podkreślił Malajkat.Czytaj także: „Boję się tylko Boga i łez ludzkich”. Jacek Braciak zagra braci Kaczyńskich