Traktowane jak magazyn części zamiennych. Jacek S., lekarz weterynarii, który wycinał nerki bezdomnym zwierzętom do przeszczepów został uznany winnym przez Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa. Sprawę, która doszła nawet do Sądu Najwyższego, zgłosiła Fundacji Viva! Akcja dla zwierząt. Sprawa sięga roku 2013, gdy pies Saturn został wydany z jednego z podwarszawskich schronisk, aby posłużył jako dawca nerki dla rasowego psa. Zabieg przeprowadził lekarz weterynarii Jacek S. Saturn po operacji miał pozostać jako adoptowane zwierzę w rodzinie rasowego psa biorcy, ale kiedy biorca zmarł, został oddany kolejnej osobie, jak niepotrzebny przedmiot. Nowej opiekunce Beacie Rasmussen nie powiedziano, że pies jest po przeszczepie i wymaga szczególnej opieki lekarskiej. O tym kobieta dowiedziała się przypadkiem, podczas rutynowych badań.W zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad Saturnem złożonym w imieniu Fundacji Viva! wskazano również na przypadek suczki Tosi. Również bezdomna, stała się dawcą nerki dla rasowego psa posiadającego dom.W wyniku przeprowadzonego śledztwa prokuratura postawiła zarzuty Jackowi S., który wykonał przeszczep narządów u obu psów. Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w Warszawie jednak uniewinnił oskarżonego od zarzucanych mu czynów. Sąd II instancji uwzględnił apelacje Fundacji Viva! i prokuratora, i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.Sąd podnosił między innymi to, że „nie ulega natomiast wątpliwości, iż procedury (o ile można tak o rzeczonych transplantacjach mówić) nie były i nie są dozwolone prawem, zaś oskarżony świadomie i celowo zadał ból i cierpienie nie tylko psom dawcom, ale i biorcom (umyślne zranienie)”. Podkreślono, że nie występują w sprawie okoliczności pozwalające na przyjęcie zaistnienia po stronie oskarżonego stanu wyższej konieczności, w którym życie biorców stanowiło wyższe dobro chronione prawem od zdrowia dawców.„Magazyn części zamiennych”– Dla nas było jasne, że bezdomne zwierzęta, które już raz zostały skrzywdzone przez człowieka, bo znalazły się na ulicy, zostały w tej sprawie potraktowane jak „magazyn części zamiennych”. Gdyby wyrok uniewinniający został utrzymany, stworzyłoby to niebezpieczny precedens, zgodnie z którym można by wartościować życie zwierząt. Bezdomnych – jako takich, które można okaleczać i tych posiadających dom, które są lepsze, bo mają bogatych właścicieli – tłumaczy mec. Katarzyna Topczewska.Sąd Okręgowy ocenił, że wobec wspomnianego wcześniej braku regulacji prawnej dopuszczalności zabiegów transplantacji u zwierząt były to eksperymenty, a i to etycznie i moralnie wątpliwe. Zwrócono uwagę, że oskarżony zdawał sobie sprawę z małego odsetka biorców przeszczepu, którym udało się przeżyć choćby dodatkowy rok. Podniesiono także, że adopcja psów dawców ze schroniska miała charakter czysto formalny, zaś sami dawcy narządów byli traktowani przedmiotowo.Wyrok sądu II instancji zaskarżył do Sądu Najwyższego obrońca oskarżonego, ale ten skargę jednak oddalił. Sprawa wróciła do Sądu Rejonowego. W czwartek zapadł wyrok - Jacek S. został uznany winnym znęcania się nad zwierzętami. Sąd orzekł wobec niego karę łączną roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, zakaz wykonywania zawodu lekarza weterynarii na 3 lata i dwie nawiązki na rzecz fundacji występujących w sprawie po 10 tys. każda. Wyrok jest nieprawomocny.Ustawa o ochronie zwierząt– Wyrok to ogromny sukces – taka sprawa nie miała jeszcze w Polsce precedensu – komentuje adw. Topczewska. – Zgodnie z przepisami ustawy o ochronie zwierząt wycinanie organów zdrowym zwierzętom stanowi ich okaleczenie, a zabiegi lekarsko-weterynaryjne na zwierzętach są dopuszczalne dla tylko dla ratowania ich życia lub zdrowia. Przeszczepy organów u zwierząt nie ratują życia ani zdrowia dawcy, co jest przecież oczywiste nawet dla laika. Jest wręcz odwrotnie. Taka transplantacja okalecza zdrowe zwierzę w celu przedłużenia życia innego zwierzęcia. Biorcy po takiej operacji żyją w znacząco obniżonym komforcie. Podobnie zresztą jak dawcy. W mojej opinii wszystkie zwierzęta, które były przedmiotem transplantacji, będących przedmiotem tego procesu, stały się ofiarami ambicji ludzi. I tak, celowo podkreślam, że były przedmiotem operacji, a nie ich podmiotem – zaznacza.– Sąd uwzględnił nasz wniosek o orzeczenie – obok kary – także środka karnego w postaci zakazu wykonywania zawodu lekarza weterynarii. To będzie najbardziej znacząca dolegliwość dla oskarżonego. I jednocześnie jasny sygnał dla całego środowiska lekarskiego, że osoby wykonujące zawód zaufania publicznego nie mogą dokonywać eksperymentów na własną rękę. Jacek S. nigdzie zamiaru tej operacji nie zgłosił. W zabiegu brał udział przedziwny skład medyków ludzkich oraz zwierzęcych. Takie procedury nie są regulowane polskim prawem. Eksperymenty na zwierzętach są dopuszczalne, ale wyłącznie po uzyskaniu zgody lokalnej komisji etycznej i nie w celu komercyjnego leczenia innych zwierząt. Jacek S. nigdy o taką zgodę lokalnej komisji etycznej nie wystąpił – podkreśla Anna Zielińska, wiceprezes Fundacji Viva!Czytaj więcej: Jesień to zła pora roku dla kociąt. Schroniska apelują o pomoc