Prezydent elekt kompletuje ekipę. Bohaterowie skandali, dawny krytyk biznesmena i przeciwnik kobiet na polu bitwy – między innymi oni będą współpracować z Donaldem Trumpem podczas jego nowej kadencji w Białym Domu. W USA nie opadły jeszcze emocje po wyborach, a prezydent elekt już dba o to, żeby Amerykanie cały czas mieli o czym mówić. Zwolennicy byłego-przyszłego prezydenta cieszą się, a jego przeciwnicy momentami przecierają oczy ze zdumienia. W załodze Donalda Trumpa znalazły się osoby, których wybór na stanowiska w najlepszym wypadku zaskakuje. Miliarder nie byłby jednak sobą, gdyby nie postanowił zamieszać w politycznym kotle. „Nienawidziłam go”Na czele Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego ma stanąć Kristi Noem. Gubernatorkę Dakoty Południowej można było często zobaczyć u boku biznesmena podczas jego kampanii. To właśnie Noem ma odpowiadać za walkę z nielegalną imigracją, która stała się jednym z najważniejszych tematów kampanii Trumpa. Pani gubernator, co ciekawe, ma zakaz wstępu na część terenów rdzennych Amerykanów w Dakocie Południowej. W styczniu 2024 roku kobieta stwierdziła, że ich mieszkańcy są rekrutowani przez kartele narkotykowe, a cała społeczność czerpie korzyści z działalności karteli. Zdaniem Noem właśnie to tłumaczy niechęć tych środowisk do niej.Noem, fanka polowań, wyjątkowo podpadła obrońcom praw zwierząt, kiedy brytyjski „The Guardian” opublikował w kwietniu fragmenty biografii konserwatywnej polityczki „No Going Back: The Truth on What's Wrong with Politics and How We Move America Forward”. Przyszła szefowa Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego przyznała w książce, że zastrzeliła swojego psa. 14-miesięczny wyżeł Cricket miał atakować rodzinę oraz pozostałe zwierzęta na farmie Noem.Gubernatorka stwierdziła, że pies „nie nadawał się do wytresowania” oraz że „nienawidziła go”. Wyznanie wywołało ogólne oburzenie, a zdaniem wielu pozbawiło też Noem szans na stanowisko wiceprezydenta. Co prawda biznesmen bronił koleżanki, mówiąc, że jest „świetna” i „lojalna”, ale chyba jego sztab uznał wyznanie Noem za zbyt duże obciążenie. CZYTAJ TEŻ: Trump jako „klimatyczny sceptyk” zagrożeniem dla przyszłości planetyMarcowa afera z kliniką stomatologiczną w Teksasie, którą po zabiegu polityczka reklamowała w swoich mediach społecznościowych, wydała się przy tym niewinnym wyskokiem. Sprzed kamery prosto do PentagonuTen wybór zaskoczył nawet niektórych republikańskich polityków. Szefem Pentagonu zostanie znany z anteny sprzyjającej Trumpowi telewizji Fox News prezenter Pete Hegseth. To weteran wojen w Afganistanie i Iraku, ale nie polityk, co chyba najbardziej zadziwiło w przypadku tej nominacji. „Pete jest twardy, inteligentny i szczerze wierzy w America First. Z Petem u steru wrogowie Ameryki będą musieli się strzec – nasza armia znowu będzie wielka, zaś Ameryka nigdy się nie ugnie” – napisał w oświadczeniu prezydent elekt. Hegseth często wypowiada się na temat problemów amerykańskiej armii. Już wcześniej nieformalnie doradzał Trumpowi i był typowany na członka administracji prezydenta podczas jego pierwszej kadencji. Prezenter zasłynął choćby tym, że namawiał Trumpa na ułaskawienie Eddiego Gallaghera, komandosa skazanego za pozowanie do zdjęcia ze zwłokami bojownika Państwa Islamskiego, którego miał zabić w więzieniu.CZYTAJ TEŻ: Wróg numer jeden? Zbuntowany gubernator Kalifornii kontra TrumpPrzyszły szef Pentagonu naraził się wyborcom demokratów, bo od dawna krytykuje próby wcielania większej liczby kobiet do armii. Według prezentera jest to „zaniżanie standardów”. Hegseth stwierdził nawet podczas jednego z wywiadów, że jest zaskoczony, iż jego książka „The War on Warriors” nie wywołała większego skandalu. „Ponieważ wprost mówię w niej, że kobiety nie powinny walczyć” - tłumaczył prezenter i dodał: „całe woke g***o powinno zniknąć”. Pete Hegseth okazał się także wrogiem szczepień przeciwko Covid-19.Prezenter i jego koleżanka chwalili się nawet podczas jednego z programów, że nie zaszczepili się na koronawirusa, mimo zaleceń pracodawcy. Później były wojskowy zastanawiał się w mediach społecznościowych, czy istnieje związek między szczepionkami a udarami. Kiedyś rywal, dzisiaj współpracownik Zapewne jeszcze kilka lat temu niewiele osób uwierzyłoby w taki rozwój wypadków, ale sekretarzem stanu USA ma zostać Marco Rubio. Polityk urodził się w Miami na Florydzie, jego rodzice byli Kubańczykami, którzy imigrowali do Stanów Zjednoczonych w 1956 roku. Senator byłby pierwszym Latynosem na stanowisku szefa dyplomacji.Rubio słynął z ostrych poglądów wobec Rosji, dzisiaj opowiada się za zakończeniem wojny w Ukrainie. O polityku zrobiło się jednak bardzo głośno przy okazji sporu w amerykańskim Kongresie wokół środków na pomoc Ukrainie. Senator był przeciwnikiem przekazywania pieniędzy, które wolał wydać na rozwiązanie problemów Stanów Zjednoczonych. Rubio pokłócił się nawet w mediach społecznościowych z Donaldem Tuskiem, który wypominał USA brak wsparcia. „Moje przesłanie dla Polski brzmi: gdyby stała się ofiarą inwazji ośmiu milionów nielegalnych imigrantów, zrozumiałaby, że wolę zająć się tym, zanim zajmiemy się Ukrainą. (...) Popieram pomoc Ukrainie, ale musimy najpierw pomóc Ameryce. Ameryka nie przyda się Polsce ani innym sojusznikom, jeśli jako kraj będziemy musieli przeznaczać coraz więcej zasobów na osiem milionów ludzi, którzy są tu nielegalnie” — stwierdził senator. CZYTAJ TEŻ: „Trzaskowski jest zawsze mile widziany w Waszyngtonie”Przyszły szef dyplomacji ostatnio złagodził nieco swoje poglądy i zbliżył się do tego, co mówi Donald Trump, jednak jeszcze kilka lat temu Rubio otwarcie krytykował prezydenta elekta. Nic dziwnego. W 2016 r. obaj rywalizowali w prawyborach o republikańską nominację. Walkę wygrał ostatecznie Trump, ale wszystkie chwyty były w niej dozwolone. – Wiecie, co mówią o mężczyznach z małymi dłońmi? (...) Nie można im ufać – żartował Rubio, co miało być aluzją do męskości rywala. Później senator przeprosił Trumpa za żart, a sam biznesmen zapewniał, że wielkość dłoni – ani żadnej innej części ciała – nie jest jego problemem. Takich docinków było zresztą więcej. Rubio nawiązywał do opalenizny – albo raczej makijażu konkurenta – a także jego hasła wyborczego „Make America Great Again”. – Donald nie uczyni Ameryki wielką. On zrobi ją pomarańczową – rzucił senator podczas jednego z wieców wyborczych. Dzisiaj po niesnaskach i żartach dawnych rywali nie ma już śladu. Jest za to zgodna współpraca. „Terapia szokowa”Gdyby policzyć, ile razy przyszli współpracownicy Trumpa wywoływali kontrowersje, to zwycięzca takiego rankingu może być tylko jeden – to Elon Musk. Miliarder – wspólnie z biznesmenem z branży farmaceutycznej Vivekiem Ramaswamym – obejmie Departament Efektywności Rządowej. Musk już zapowiedział, że urzędnicy, którzy marnotrawią publiczne pieniądze, powinni drżeć, a Trump wcale nie jest zagrożeniem dla demokracji, lecz dla biurokracji. Elon Musk mocno zaangażował się w ostatnią kampanię wyborczą Trumpa. Na początek odblokował konto przyszłego prezydenta na kupionej przez siebie platformie Twitter, która zmieniła później nazwę na X. Następnie biznesmen wspomógł kandydata finansowo i chwalił go w mediach społecznościowych, a nawet pojawiał się na wiecach Trumpa, na których nawoływał do głosowania i skakał przed tłumem. Miliarder wspierał znajomego również w mniej oczywisty sposób. Zastanawiał się na przykład w sieci, dlaczego Trump stał się podczas kampanii ofiarą zamachów, „a nikt nie próbował zabić Bidena albo Harris?”. Po wielkiej krytyce Musk starał się wyjaśniać swoją dociekliwość: „Cóż, jedną lekcją, jaką z tego wyciągnąłem, jest to, że kiedy mówię coś grupie i ci ludzie się śmieją, nie oznacza, że będzie to aż tak zabawne jako post na X”. Nie wszystkich te wyjaśnienia przekonały.W miesiącach poprzedzających wybory Musk zdążył też wyszydzić „bezdzietną kociarę” Taylor Swift, która wsparła Kamalę Harris, sfinansować nagrody dla osób, które zarejestrowały się do głosowania, a także pokłócić się publicznie z transpłciową córką, która w efekcie nazwała go „seryjnym cudzołożnikiem” i ogłosiła, że wyjeżdża z USA. W podcaście Jordana Petersona Musk stwierdził, że jego syn „został zabity przez wirusa woke”. Do tego grona może dołączyć jeszcze kilka kontrowersyjnych postaci, choćby Robert F. Kennedy Junior, któremu Trump obiecał resort zdrowia i opieki społecznej. RFK Junior to przeciwnik szczepień lub – jak to często określają republikańscy wyborcy – zwolennik rzetelnych informacji na temat szczepionek. W czasie kampanii Kennedy pochwalił się magazynowi „New Yorker”, że chciał zabrać do domu i zjeść potrąconego młodego niedźwiedzia, ale ostatecznie porzucił go w nowojorskim Central Parku, bo spieszył się na spotkanie. Sprawa martwego niedźwiedzia przez dekadę pozostawała nowojorską zagadką. Ktokolwiek ostatecznie znajdzie się wśród współpracowników Donalda Trumpa, Amerykanie mogą być pewni, że to nie będzie nudna kadencja. CZYTAJ TEŻ: Pierwsza rozmowa Dudy z Trumpem. Bezpieczeństwo i... Ukraina