Wśród pretendentów nie ma… nikogo z opozycji. Ruszyła zbiórka podpisów do zgłoszenia kandydatów w wyborach prezydenckich na Białorusi. Jak informuje Biełsat, wśród pretendentów nie ma… nikogo z opozycji. O pałac przy ul. Karola Marksa 38 w Mińsku powalczyć więc mogą „Baćka” – jak sam lubił o sobie mówić Alaksandr Łukaszenka – i jego sześć „słupów”. Wybory na Białorusi nie mają nic wspólnego z demokracją. To nie opinia, tylko fakt, potwierdzony przez Unię Europejską, Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), polski MSZ... wymieniać można długo. Cztery lata temu wyzwanie Alaksandrowi Łukaszence rzuciła Swiałtłana Cichanouska.Przedbiegi kampanii prezydenckiej na BiałorusiDziś na Białorusi nie ma złudzeń, że dyktator dopuści do powtórki z tamtych wydarzeń, gdy jedynym sposobem na utrzymanie władzy było ogłoszenie, że zdobył 80 proc. głosów (nie zdobył) i pałowanie przez OMON każdego, kto ośmielił się wyjść na ulice w geście protestu. Zobacz także: Łukaszenka mówi Białorusinom, że nie będzie prezydentem. „Nie jestem wieczny”O masowych demonstracjach po sfałszowaniu wyników w 2020 roku wielu już zapomniało, a kolejna elekcja w 2025 roku zbliża się wielkimi krokami. Białoruskie siły demokratyczne wzywają do ich bojkotu – czynnego lub biernego. W czwartek rozpoczęła się zbiórka podpisów za dopuszczeniem kandydatów. „Centralna Komisja Wyborcza (CKW) Białorusi zarejestrowała siedem grup inicjatywnych. Do 6 grudnia muszą one zebrać po 100 tysięcy podpisów poparcia dla swoich kandydatów. Dopiero wtedy zostaną oni dopuszczeni do startu w wyborach prezydenckich, wyznaczonych przez reżim na 26 stycznia” – wyjaśnia Biełsat.Sparingpartnerzy ŁukaszenkiCiężko mówić o praworządności, jeśli weźmie się pod uwagę, że do etapu zbiórki dopuszczono w tym roku jedynie 7 inicjatyw (dla przykładu: cztery lata temu było ich 15). Po raz pierwszy CKW zabroniła zbierać podpisy opozycjonistom. Kim więc są „rywale” Łukaszenki? Jak wylicza Biełsat, to między innymi: • Hanna Kanapacka, była parlamentarzystka, kandydowała już w 2020 roku, krytykując głównie Cichanouską;• podpułkownik rezerwy milicji Aleh Hubarewicz, prezes Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi,• Alaksandr Chiżniak, prezes Republikańskiej Partii Pracy;• pułkownik rezerwy milicji Wolha Czamadanawa, główna ideolożka obwodu mińskiego, była rzeczniczka prasowa MSW;• generał rezerwy Siarhiej Babrykau, były komendant-rektor Akademii Wojskowej;• Siarhiej Syrankou, prezes Komunistycznej Partii Białorusi. Czytaj więcej: Białoruś to ich rodzinny biznes. Tak wzbogacili się „Baćka” i jego klanOczywiste jest pytanie, które samo się nasuwa: po co kandydują? „Każdy znajdzie coś dla siebie”?Zdaniem politologa, dyrektora instytutu „Sfera Polityczna” dr. hab. Andreja Kazakiewicza, kazano im wystartować. Uważa on, że wszyscy dopuszczeni przez CKW zostali wcześniej zatwierdzeni przez reżim. Celem jest bowiem nie samo konkurowanie z Alaksandrem Łukaszenką, ale demonstracja politycznej różnorodności. – Władze Białorusi chcą zaangażować w wybory różne grupy społeczne, by zobaczyły one w tym procesie swoich przedstawicieli. Dlatego dla każdego z kandydatów można taką grupę docelową określić – tłumaczy Kazakiewicz. Łukaszenka musi czuć, że kontroluje sytuacjęJednocześnie CKW odrzuciła wnioski kandydatów bezpartyjnych i zupełnie nieznanych: Dzijany Kawalowej, Wiktara Kuleszy i Alaksandra Drazdowa.Bloger Mikałaj Masłouski, członek sztabu Swiatłany Cichanouskiej w wyborach prezydenckich w 2020 roku, ocenia, że władze obawiały się skutków dopuszczenia do procesu wyborczego ludzi niezależnych, których nie mogłyby kontrolować.Kto ostatecznie zostanie dopuszczony przez reżim do kandydowania – dowiemy się 31 grudnia.Tylko u nas: „Łukaszenka jest już w pociągu Mińsk-Haga”. Łatuszka o historycznym dniu dla Białorusi