Aktorka w programie „Rozmowy (nie)wygodne”. Maja Ostaszewska przyznała w „Rozmowach (nie)wygodnych”, że w ostatnich wyborach parlamentarnych głosowała na Lewicę i Zielonych. – Od lat tak głosuję. Zieloni akurat wchodzą w skład koalicji, ale to, co reprezentują, co mówią, jest mi bardzo bliskie. Od wielu lat postanowiłam nie iść tropem: „dobra, wybierajmy to, co ma szansę”, czyli mniejsze zło – stwierdziła. Dodała, że wcześniej wybierała mniejsze zło, ale potem „źle się ze sobą czuła”. – Uznałam, że będzie, co będzie, nie mam wpływu na wszystko, co się wydarza, ale muszę głosować tak, jak czuję i wierzę. Po latach rządów PiS, gdzie było szczucie na mniejszości, społeczność LGBTQ+, kobiety, ogromny wzrost rasizmu i ksenofobii, wiadomo było, że trzeba walczyć o to, co czuję – powiedziała. Aktorka przyznała, że jest oburzona tym, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. – To jest największy wstyd dzisiejszych czasów w Polsce i coś dla mnie niezrozumiałego, rozczarowującego i bolesnego. Wszyscy wierzyliśmy, że po przejęciu władzy przez partie prodemokratyczne coś się zmieni. Co więcej, ci politycy to deklarowali. Pamiętam takie deklaracje również z ust dzisiejszego premiera, że bezpieczeństwo nie wyklucza humanitaryzmu i kiedy obecna władza przejmie stery, to zrobi też porządek z draństwem, które ma miejsce na granicy polsko-białoruskiej – przypomniała.„To mi się nie mieści w głowie”Zdaniem Ostaszewskiej, rząd Donalda Tuska, „kontynuuje, a nawet rozwija narrację skrajnej prawicy”. – Zaczęło się od wprowadzenia nowych rozporządzeń dotyczących bezkarności używania broni. To groźne, zarówno dla osób w kryzysie uchodźczym, ale także dla bezpieczeństwa na granicy. Alarmowały w tej sprawie wszystkie organizacje związane z prawami człowieka i pomocą humanitarną. A najświeższy pomysł na tak zwane czasowe zawieszenie prawa do składania wniosku o azyl, to mi się nie mieści w głowie – podkreśliła. Zaznaczyła, że jest to również „łamanie prawa międzynarodowego, Konwencji Genewskiej, której jesteśmy sygnatariuszami od 1951 roku”. – Także w naszej konstytucji, w artykule 56, jest wyraźnie napisane, że każda osoba przebywająca na terenie naszego kraju ma prawo złożyć wniosek o azyl. Straż Graniczna nie ma prawa odmawiać przyjęcia takiego wniosku. Obowiązkiem państwa jest wszczęcie odpowiednich procedur. Te osoby (migranci) bardzo często uciekają przed opresją i wybranie się w tak daleką podroż to wybór „żyć” lub „nie żyć" - stwierdziła Ostaszewska.Zdaniem aktorki migranci z granicy białoruskiej to „osoby uciekające przed wojną lub z krajów, w których nie obowiązują prawa człowieka, prawa kobiet, toczą się wojny lub jest tragiczna sytuacja ekonomiczna".Czytaj także: „Za każdym razem z grobu wstajemy silniejsi”. Zandberg o rozłamie na Lewicy„Nie boję się uchodźców”Mariusz Szczygieł zapytał Ostaszewską, czy nie boi się uchodźców.– Nie, nie boję się. Bardziej boję się obojętności, tego, że jedyną odpowiedzią na różne kryzysy świata jest zabicie w sobie empatii i człowieczeństwa. Może przesadziłam. Boję się, bo wiemy, że galopuje kryzys klimatyczny i jest coraz cieplej na Ziemi, więc niebawem południe ruszy na północ, bo nie będą mieli warunków do życia. Nie tylko wojny i konflikty, ale również to sprawi, że migracja będzie coraz większa – odpowiedziała aktorka.Przyznała, że czuje niepokój, ale „najważniejsze jest jak na to odpowiadamy”.– Na pewno łamanie praw człowieka nie jest odpowiedzią, bo wtedy zabijamy coś w tych ludziach, którzy są w prawdziwej rozpaczy i w prawdziwym kryzysie, ale również zabijamy coś w sobie – przyznała Ostaszewska.Aktorka przypomniała, że na początku kryzysu migracyjnego aż 70 proc. społeczeństwa było za pomocą migrantom.– Społeczeństwo było szalenie poruszone Usnarzem, a potem dziećmi z Michałowa. Wydawało się, że w Polsce każde dziecko zostanie zaopiekowane, ale tak się nie stało przez złowrogą narrację ówczesnej telewizji partyjnej, która pokazywała jak grupa dwudziestu mężczyzn próbuje taranować przejście. Ale nie pokazała, że za nimi stoją funkcjonariusze białoruscy i pchają ich, grożą im bronią, szczują na nich psy. Ci ludzie są pogryzieni, nie mają wyjścia. Poza tym są w desperacji, bo koczują już dwa miesiące ze swoją rodziną, dzieci płaczą, są chore, nie dostają leków. Umiem sobie wyobrazić, że w desperacji rzucam się na te druty i mam nadzieję, że się uda – powiedziała aktorka.Czytaj także: „Z księdza egzorcysty chcieli zrobić Popiełuszkę”. Maleńczuk ostro o politykach PiS