„Rozmowy (nie)wygodne” w niedzielę o 20. „Rozmowy (nie)wygodne” w niedzielę o 20. Maja Ostaszewska to aktorka filmowa i teatralna, a także działaczka społeczna. Jest buddystką i weganką, więc gospodarz programu Mariusz Szczygieł zapytał, czy nie ma problemu z jedzeniem, kiedy jest poza domem. – W Warszawie jest cudownie, ale w małych miejscowościach trudniej. Zawsze jednak mogę tam zjeść jakieś surówki z ziemniakami. Dużo podróżujemy z Nowym Teatrem po Francji i zauważyłam wyraźną zmianę na plus, bo wcześniej zawsze proponowano mi sałatę z serem kozim, mimo że sera nie jem, albo rybę, nawet w Paryżu. W zeszłym roku już nie było problemu, można było powiedzieć, że się prosi wegańską wersję, więc świat się zmienia. Ale w Polsce akurat nie jest źle, a już Warszawa to jest w ogóle raj – powiedziała aktorka. Dodała, że jedyne, co weganie muszą implementować, to witamina B12. – Ona jest w grzybach, ale tych grzybów trzeba by dość dużo jeść. Człowiek jest wszystkożercą, więc może jeść wszystko. Nie musi. Z tymi brakami to jest też indywidualne, bo ja byłam, nie jedząc mięsa, dwa razy w ciąży, każde dziecko karmiłam ponad rok i nigdy nie miałam niskiego żelaza, a moja znajoma, która spożywała mięso, miała (…) Novak Djoković nie je mięsa, Robert Lewandowski, więc nie jest tak, że mięso jest nam potrzebne – stwierdziła. Ostaszewska dodała, że weganizm to nie jest jej „wielka zasługa”. – U mnie było to bardzo naturalne. Moi rodzice zdecydowali, że nie chcą jeść mięsa z powodów etycznych. Co prawda, wówczas to był wegetarianizm. Nie było też tak rozwiniętego chowu przemysłowego, więc wydawało się, że korzystanie z nabiału i mleka nie jest tak okrutne jak zabijanie zwierząt. Dzisiaj wiemy, że w chowie przemysłowym krowy, które są hodowane na mleko, mają straszniejsze życie niż te żyjące na łąkach, które pewnego dnia są zabijane, ale jednak ich życie wcześniej wygląda lepiej – powiedziała. Dodała, że całe życie była wegetarianką, a na weganizm przeszła, kiedy zorientowała się, że „ogromne cierpienie jest w całym przemyśle produktów odzwierzęcych”. Czytaj także: „Kiedyś chciałam ze sobą skończyć”. Stanisława Celińska szczerze o chorobie alkoholowej„Dzisiaj odbywa się zagłada zwierząt”Mariusz Szczygieł zapytał, czy nie da się zjeść sera żółtego bez poczucia winy. – To zależy od tego, jaką masz wrażliwość, świadomość na ile jesteś zdolny do empatyzowania z cielaczkami, wyrywanymi krowom zaraz po urodzeniu i z krowami, które płaczą, bo to są niezwykle rodzinne zwierzęta. Już nie wspomnę o tym, jak ludzie traktują świnie, tuczone na siłę kurczaki czy gęsi, które są niesamowicie mądre. Gęsi potrafią się zaprzyjaźnić z człowiekiem tak jak pies, są bardzo inteligentne, a tuczenie ich na makabryczny pasztet foie gras to czyste okrucieństwo – stwierdziła aktorka.Jak dodała, „większość zwierząt bardzo silnie odczuwa ból, a także strach i potworny stres”. – Zwierzęta mają dużo silniejszy węch niż my, czasem słuch, więc stojąc w kolejce do rzeźni, czują zapach krwi, wiedzą, gdzie idą. To bardzo ważne, żeby o tym pamiętać – podkreśliła Ostaszewska.Jak dodała, „dzisiaj odbywa się zagłada zwierząt na masową skalę”.– Miliardy zwierząt w nieludzkich warunkach cierpią potworne znęcanie się, a człowiek dalej udaje, że zwierzę nie czuje, jest jakąś maszyną. Niedawno mieliśmy ogromną dyskusję, czy zwierzęta umierają, czy zdychają i czy to słowo jest tylko przyzwyczajeniem do pewnej tradycji językowej, czy jednak idzie za tym coś więcej. Ja akurat uważam, że słowa stwarzają rzeczywistość – podkreśliła.Ostaszewska, przyznała, że duży wpływ miało na nią dzieciństwo, kiedy była jedyną dziewczynką w klasie, która nie chodziła na religię. – To mnie bardzo zahartowało i zrozumiałam, czym jest okrucieństwo i wykluczenie, niepoparte żadną logiką. Nie jestem ochrzczona, nie chodziłam na religię i byłam straszona przez dzieci piekłem i księdzem. Ksiądz wydawał mi się straszną postacią, bo one ciągle do mnie mówiły: „powiemy księdzu”, „ksiądz przyjdzie”. Wtedy nie było religii w szkole, tylko w salkach przy kościołach – opowiadała aktorka.Kiedy miała dwanaście czy trzynaście lat, rodzice pozwolili jej ostrzyc włosy na jeża, bo interesowała się punk rockiem.– Dzieci mnie poturbowały, zrzuciły mnie ze schodów tylko dlatego, że byłam inna. Nie było żadnego innego powodu. Co więcej, przyzwolenie na to dał im nauczyciel, którego byłam pupilką, bo uczył polskiego, a ja byłam niezła z tego przedmiotu. Siedziałam w pierwszej ławce. Jak przyszłam w tych ostrzeżonych włosach, przy całej klasie powiedział, żebym przeniosła się do ostatniej ławki, bo nie może na mnie patrzeć. Zauważyłam idiotyzm tego wykluczenia i to na pewno zostało we mnie na zawsze – podsumowała aktorka.Czytaj także: Marek Kondrat wspomina młodych braci Kaczyńskich: Grali głównie w wojny