„Koniec miesiąca miodowego”. „Najgorszy scenariusz dla Rosji” – tak rosyjskie media niezależne podsumowują jasny komunikat, jaki Kreml otrzymał ze strony Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Saudyjski książę Mohammed bin Salman nie dość, że odmówił odwiedzenia Władimira Putina na zbliżającym się szczycie BRICS w Kazaniu, to jeszcze zagroził spadkiem cen ropy o jedną czwartą. Zdaniem komentatorów Kreml nie jest na to przygotowany. To miało być „najważniejsze wydarzenie polityki zagranicznej” w historii Rosji. Tak przynajmniej zapowiadał je Kreml i tak chciał widzieć je Władimir Putin. W dniach 22-24 października do Kazania, stolicy Tatarstanu, miały zjechać się najważniejsze postacie bloku wspierającego Rosję. Mowa nie tylko o państwach tworzących trzon grupy: Rosja, Chiny, Indie i Brazylia, ale także nowych członków – RPA, Egipt, Etiopię, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie (niedawno wniosek o dołączenie złożyła... Kuba). Saudyjski następca tronu nie pojawi się u Putina Saudyjski następca tronu miał być wyjątkowym gościem. Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę jego kraj wspiera Kreml na rynku ropy naftowej, zmniejszając – wbrew prośbom m.in. Stanów Zjednoczonych – podaż surowca. Arabia Saudyjska formalnie nie jest członkiem BRICS, ale została zaproszona do dołączenia do grupy. Z informacji, jakie przekazał Kreml, wynika, że Mohammed bin Salman nie pojawi się w Kazaniu – największego eksportera ropy naftowej na świecie będzie reprezentował minister spraw zagranicznych Królestwa. Zobacz także: Niechciane ruble na kontach Rosjan. „Odmawiam przyjęcia pieniędzy”Największy eksporter ropy wbije nóż w plecy Moskwie? Doradca Putina do spraw międzynarodowych Jurij Uszakow nie sprecyzował, z czym wiąże się decyzja księcia, twierdząc przy tym, że na „partnerów” Rosji wywierają naciski państwa zachodnie, grożąc konsekwencjami w przypadku wyjazdu do Kazania. Serwis The Moscow Times zauważa jednak, że w samym Rijadzie nastroje są zupełnie inne niż w lutym 2022 roku. Saudowie są zaniepokojeni spadkiem udziału w rynku i zamierzają zwiększyć produkcję ropy, nawet kosztem spadku ceny surowca. To dla Kremla czarny scenariusz Oznaczałoby to – jak informował pod koniec września Financial Times, powołując się na ministra energetyki Arabii Saudyjskiej – spadek ceny za baryłkę ropy nawet w okolice 50 dolarów. Luke Cooper z London School of Economics ocenia, że załamanie cen ropy do poziomu z lat 2014-2016 znacząco skomplikuje Putinowi „finansowanie swojej machiny wojennej”. W tegorocznym budżecie Rosji założono cenę baryłki ropy na poziomie 70 dolarów, podobnie w przyszłym roku. – Jeśli ceny rosyjskiej ropy spadną do 55 dolarów za baryłkę lub mniej, rosyjska waluta może osłabić się do 122 rubli za dolara – przewiduje ekonomista Igor Lipsic, cytowany przez The Moscow Times. Źródło wskazuje, że według założeń Kremla dolar będzie kosztował 96,5 rubla. Arabska pustynia kontra syberyjska zmarzlina Arabia Saudyjska jest znacznie lepiej przygotowana na kreślony w ten sposób scenariusz, ponieważ jej wydobycie ropy ma dużo niższe koszty. – Złoża na pustyni arabskiej są znacznie bliżej powierzchni niż syberyjskie złoża w wiecznej zmarzlinie, a zatem koszt saudyjskich baryłek jest niższy. Ponadto Rijad może łatwo i szybko zwiększyć produkcję i zrekompensować straty cenowe poprzez wielkość wydobycia – komentuje Luke Cooper. Zobacz także: Niedługo wygaśnie kluczowa umowa. Gaz przestanie płynąć z Rosji