Artur Nowak dla portalu tvp.info. – Do Kościoła wchodzi nowe pokolenie, z nowymi potrzebami. Mam wrażenie, że to ludzie, którzy nie potrafią praktykować już bliskości. Ograniczają się do tego, by się samemu zaspokajać, ogarniać i nie angażować w związki czy głębsze relacje. Wolą coś na szybko, z doskoku, właśnie u męskich prostytutek, z którymi się umówią na Grinderze – mówi w rozmowie z tvp.info Artur Nowak, autor książki „Plebania”, w której bada sekrety duchowieństwa. Od lat zajmujesz się tematyką związaną z Kościołem i nadużyciami, jakie mają miejsce w tej instytucji. Czy podczas pracy nad książką „Plebania” coś cię jeszcze zszokowało? Zaskoczyło? Było kilka takich sytuacji. Ta najbardziej poruszająca to sytuacja młodej dziewczyny, nieletniej, która zostaje zgwałcona przez księdza i zachodzi w ciążę. Jej rodzice wraz z proboszczem podejmują decyzję, by wywieźć ją do klasztoru. Nie chodziło o ratowanie jej reputacji, ale księdza, który ją skrzywdził. Przypomina mi się historia klasztoru sióstr magdalenek z Irlandii, gdzie tak postępowano z kobietami, które wcześnie zaszły w ciążę i które miały opinię „swawolnych”. Według nich siały zgorszenie, więc trzeba było je usunąć. Rodzice, którzy powinni tak naprawdę dbać o dobro tego dziecka, byli bardziej wierni instytucji. Decydował w zasadzie proboszcz. Ta dziewczyna została wywieziona do klasztoru i przebywała w katorżniczych warunkach. Najlepsze lata swojej młodości spędziła zamknięta w klasztorze. Skazano ją na izolację społeczną. To dziecko chciano jej zabrać. Nie chciała się na to zgodzić. Zniszczono jej życie, jej dziecku, a także jej relację z rodzicami. Poza tym zabito w niej jakąkolwiek religijność. Ojciec jej dziecka, który żyje, cały czas jest aktywnym księdzem. Czy ma wyrzuty sumienia po tym, co się stało? Nie wiadomo, ale skoro to wszystko tak się potoczyło, to raczej nie. To jest patologia tego systemu. Gdyby ten człowiek mógł normalnie realizować potrzeby seksualne, które są potrzebami podstawowymi człowieka, to nie szukałby zaspokojenia w postaci kogoś, kogo ma akurat „pod ręką”. Prowadziłby systematyczne życie seksualne, legalne i nie dochodziłoby do tak patologicznych sytuacji, którego konsekwencję ponosi tyle osób po dziś dzień. Kościół, sprawca, żadnych konsekwencji nie ponoszą. Druga historia, która bardzo mnie poruszyła, ale o której dowiedziałem się już po napisaniu tej książki, to historia księdza molestowanego w zgromadzeniu zakonnym. Ksiądz, o którym mowa przeżył piekło, wpadł w depresję, wypadły mu z nerwów włosy. Gdy zwierzył się z tej tragedii swojemu bratu zakonnemu, wydawało by się komuś bliskiemu, kto go wysłucha, ten spojrzał na niego w pewnym momencie i powiedział: „Ja się zastanawiam, czy te twoje święcenia są ważne”. To pokazuje, jak w tych ludziach umarła empatia. Zamiast wesprzeć go, powiedzieć mu: „Jestem z Tobą”, pokazać jakieś współczucie, to ten mu odpowiedział w bardzo klerykalny sposób. „Życie seksualne księży zostało zepchnięte do podziemia”Jakie masz przemyślenia po tym, co usłyszałeś?W celu zrozumienia strategii kościelnych warto podstawić pod słowa Bóg, Kościół – słowo hierarchia. W istocie oni to perfekcyjnie opanowali. Ludzie oddający cześć, pieniądze i energię, z której korzysta wąska kasta, są święcie przekonani, że oddają ją Bogu. To jest system. Nie da się tej instytucji zreformować, bo ona zawsze będzie generować tego typu patologie. Życie seksualne księży zostało zepchnięte do podziemia, to samo się dzieje ze ślubem ubóstwa, który wygenerował nadużycia finansowe. Ale nikt celibatu i mętnych finansów kościelnych nie zreformuje, bo system się zawali. Myślisz, że dojdzie do takiego momentu, że celibat w Kościele zostanie zniesiony?Nie dojdzie do tego z bardzo prostego względu. Jeśli, by tak się stało, to Kościół by się rozpadł. Jednym z istotnych fundamentów systemu kościelnego jest to, że księża nie są zakorzenieni w relacjach społecznych, nie mają żon, dzieci, partnerów. Co pewien czas zmienia się ich miejsce zamieszkania, aby nie budowali trwałych relacji. Takim człowiekiem łatwo rządzić. Wysłać go na drugi koniec Polski, zlecić mu jakąś pracę. W momencie, kiedy będzie miał kogoś, kto powie mu: „Moje dzieci się uczą tutaj. Mnie się tu podoba. Ja się stąd nigdzie nie wyprowadzę”, taki biskup będzie miał olbrzymi problem z zarządzaniem taką osobą. Podobnie byłoby, gdyby doszło do rozwodu księdza z kobietą. To wyzwania, z którymi Kościół sobie nie poradzi. Wsparcie kobiet, udzielone mężczyznom, mogłoby doprowadzić do reformy systemu. Mam na myśli rzeczy prozaiczne: stosowanie środków antykoncepcyjnych w postaci prezerwatyw i tabletek antykoncepcyjnych w związkach księży. Oni by zrozumieli, że nie da się tego kontrolować poprzez kalendarzyk małżeński. Poza tym, gdyby księża mieli dzieci, prowadziliby normalne życie, mieli obowiązki, wydatki „powąchaliby”, jak ta normalność pachnie. Teraz księży się ubezwłasnowolnia, oducza kompetencji: gotowania, prania, pracowania, załatwiania spraw urzędowych. Oni nie biorą odpowiedzialności za utrzymanie rodziny, o której tyle mają do powiedzenia. Nie widzę, więc możliwości zniesienia celibatu. Współpracownicy papieża również mówią, że do tego nie dojdzie. Sama głowa Kościoła katolickiego „puszcza oko” i mówi, że to nie jest prawda wiary, natomiast nic z tym nie zrobi. Jasnym jest, że apostołowie żyli w relacjach, związkach. W ewangelii pojawiają się wzmianki o tym, że były kobiety, które „usługiwały im” we wszystkim. To pokazuje, że celibat powstał, by ubezwłasnowolnić tych ludzi. Ale to problem szerszy, bo prowadzi do nadużyć seksualnych. Ksiądz zaspokaja się tym, kogo ma pod ręką. Ma dziecko, które wyznaje mu grzechy, do którego ma dostęp, bo na tym polega jego praca. Z drugiej strony pojawia się potworna samotność. Książa alimentują się od ludzi. Uczy się ich dystansu, przestrzega przed bliskością, mają być blisko Boga. No ale Bóg nie zastąpi kogoś, z kim mogę posiedzieć i pooglądać telewizję, obok kogo mogę się położyć, czuć jego ciało i bliskość. Ludzie po prostu tego potrzebują, taką mamy naturę.„Interes dzieci i ich matek się nie liczy. To koszt ofiar systemu”W książce wspominasz o księdzu, który związał się z kobietą, zdecydował zrzucić sutannę, chciał wychowywać razem z nią ich dziecko, ale bardzo szybko uświadomił sobie, że nic nie umie. Nie potrafi uprać, ugotować. Życie we dwoje nie okazało się sielanką, tylko żmudną i trudną prozą życia. Na plebanii miał od tego siostry zakonne, które gotują, piorą, sprzątają.To jest kolejna strategia Kościoła, która nie jest przypadkowa. Dzięki niej księża są ubezwłasnowolnieni na różnych frontach. Nie mają żadnych praktycznych kompetencji życiowych, zaczynając od tego, że nie potrafią sobie uprasować koszuli, kończąc na tym, że nie wiedzą, w jaki sposób wypełnić PIT, zrobić zakupy, dokonać opłat. Potrafią być tylko księżmi i to powoduje, że ich przydatność na rynku pracy jest po prostu zerowa. W tej chwili człowiek z wykształceniem teologicznym jest absolutnie niepotrzebny. Teologów mamy za dużo, ten zawód nie ma przyszłości. Ten ksiądz, o którym wspominasz, gdy szedł do szpitala, dostawał od starszych pań po 200, 300, 400 zł za to, że odprawił mszę. Nie musiał się liczyć z pieniędzmi, miał wszystko, był otoczony wielkim szacunkiem. Gdy to stracił, bo poszedł za głosem serca, chciał związać się z kobietą, wychować z nią dziecko, okazało się, że nie ma nic. Nagle to wszystko zniknęło. Trzeba wziąć się do pracy, wykonywać nudne obowiązki związane z opieką nad dzieckiem.Nie udało mu się w tym normalnym świecie odnaleźć, dlatego umówił się z partnerką, że zapracuje na mieszkanie, ich wspólne życie, nadal będąc księdzem. Biskup przyjął go z otwartymi ramionami i powiedział, że bez problemu może wrócić do Kościoła. Kazał mu tylko zmienić nazwisko dziecka, by nie nosiło tego samego, co on. Zakazano mu też kontaktów z kobietą, którą kochał. Robił to w tajemnicy, w weekendy. Efekt tego był taki, że ten człowiek poszedł na zmarnowanie. Nie wrócił już do tej kobiety, związał się z następną, popadł w alkoholizm. Wiem, że był leczony w jakimś ośrodku. Co jakiś czas zmienia parafie, bo są z nim ogromne problemy. Jest poniekąd ofiarą tego represyjnego systemu. Takich ofiar jest więcej. Jest wiele dzieci, które żyją bez wiedzy dotyczącej tego, kto jest ich ojcem. To jest realny problem. Ale interes dzieci i ich matek się nie liczy. To koszt ofiar systemu. Można pokusić się o takie stwierdzenie, że gdyby zniesiono celibat, to wszystkie te gospodynie – kochanki, mogłyby zastrajkować i domagać się swoich praw?Mogłoby tak być. Z pewnością doprowadziłoby to, do paraliżu tej całej instytucji. Człowiekiem samotnym, który nie potrafi sobie poradzić w normalnym życiu, który ma tylko te kompetencje, żeby radzić sobie w swojej parafii, łatwiej się po prostu zarządza. Przy okazji uczy się go podwójnych standardów. Ma być osobą wyjątkową, świecić przykładem a z drugiej strony pozbawia się go normalności, związaną z tym, że jest mężczyzną, ma popęd, potrzebuje bliskości, ma jakieś tacierzyńskie marzenia. Robi mu się tym krzywdę. Mam wrażenie, że Kościół stał się formacją, w której absolutnie nie dba się…O człowieka…O człowieka, ale też o morale. Jest absolutnie niespójny w swoim nauczaniu z tym, jak ludzie żyją, a poza tym absolutnie ignoruje psychologię, w tym naukę o seksualności człowieka i czyni wiele zła. Ta „wojtyłowa” walka z prezerwatywami przyczyniła się do wielu śmierci. Opisuję sytuację księży w Afryce, którzy nie stosowali prezerwatyw i wprowadzali w poczucie winy siostry zakonne. Prosili ich przełożone, by wyznaczały zakonnice do ich orgii seksualnych, tłumacząc to tym, że osoby miejscowe są zarażone AIDS. Dochodziło do sytuacji, że te siostry były brukane przez tych księży. To są sytuacje chore, patologiczne, podłe. „Zasada, jakiej się trzymają, jest taka, że nie robią tego w swoim mieście”Patologiom, perwersjom i dziwactwom księży również poświęcony jest jeden z rozdziałów twojej książki. Dlaczego tak się dzieje? Co powoduje tego rodzaju zachowania? Nieumiejętność praktykowania bliskości. Lęk przed nią. To są często osoby, które wybierają techniczny seks, w celu osiągnięcia orgazmu, nie praktykują bliskości. Czekają na wolne dni, często zaopatrują się w narkotyki, środki, które pomogą im w nadrobieniu tych tygodni wstrzemięźliwości, by było szybciej, dłużej, mocniej, by móc zaspokoić się na dłuższy czas w tę jedną noc. Potem zdarza się, że dochodzi do tragedii, jak ta w Drobinie, gdzie w mieszkaniu wikarego znaleziono ciało mężczyzny. Dochodzi do zupełnych wynaturzeń. Przypomina mi się historia kleryka, w zasadzie już prawie diakona z Tarnowa, który był przed święceniami. Podczas rekolekcji wpadła do niego policja i został zatrzymany pod zarzutem posiadania pedofilii i zoofilii. Jestem przekonany, że takie zboczenia mogą urodzić się tylko i wyłącznie w głowie człowieka, który nie praktykuje bliskości. Taki ktoś szuka coraz to nowszych wrażeń, prostych orgazmów. By się stymulować, musi sobie po prostu podnosić poprzeczkę i szukać coraz to większej perwersji. To niesamowite, że w zakonach wśród księży panuje taki trend, że nie powinni się wiązać z jedną osobą, okazywać sobie sympatii, czułości, nawet tej przyjacielskiej. Jeden z pracowników seksualnych, z którego usług korzystają księża i z którym rozmawiałeś, wspomina, że to ta młodsza grupa potrzebuje tych mocnych doznań. Z kolei starszej wystarczy przytulenie czy właśnie ta chwila bliskości. To jest znak czasu. Do Kościoła wchodzi nowe pokolenie, z nowymi potrzebami. Mam wrażenie, że to ludzie, którzy nie potrafią praktykować tej wspomnianej już bliskości. Ograniczają się do tego, by się samemu zaspokajać, ogarniać i nie angażować w związki czy głębsze relacje. Wolą coś na szybko, z doskoku, właśnie u męskich prostytutek, z którymi się umówią na Grinderze. Z drugiej strony jest to pokolenie starszych proboszczów, księży, którzy często mają w swojej albo dalej położonej parafii jakiegoś bratanka czy innego chłopaka, którego sponsorują, spędzają z nim czas, a on jest ich kochankiem. Jest w tym pewnego rodzaju jakaś stałość, która młodemu pokoleniu nie jest potrzebna. Mają jakieś zasady? Czy żadnych?Zasada, jakiej się trzymają, jest taka, że nie robią tego w swoim mieście. Pracownicy seksualni opowiadali mi, że księża z Poznania jeżdżą do Wrocławia, a ci z Wrocławia do Poznania. Tak to wygląda. Prowadzi to również do wielu patologii i szantaży. Gdy prawda o życiu seksualnym księdza wyjdzie na jaw, to jest dla niego śmierć w Kościele. Ten człowiek może co prawda nadal funkcjonować, ale jest absolutnie marginalizowany i tego mu instytucja nie zapomina, że dał złapać „na gorącym uczynku. Wielu z nich jest szantażowanych zdjęciami, screenami, ulegają i płacą. To kolejna chora sytuacja. „Proboszcz nie wie, za ile pracuje jego wikary, a wikary nie wie, za ile pracuje jego proboszcz”Następna to kwestia pieniędzy. Czy to też jest swego rodzaju czarny rynek? To przede wszystkim. Po drugie finanse w Kościele mają charakter mętny i nie ma tam nawet krzty transparentności. Uważam, że jest to zabieg celowy. To jest swego rodzaju konsekwencja „ślubu ubóstwa”. Ze wszystkim księdza można skojarzyć, ale na pewno nie z tym, że nie ma pieniędzy. Odkąd pamiętam, to księża mieli dobre samochody, inwestowali w mieszkania czy lokalne interesy. Nikt nie rozlicza ich z niczego. W Kościele nie ma pokwitowań, systemu bezgotówkowego. Proboszcz nie wie, za ile pracuje jego wikary, a wikary nie wie, za ile pracuje jego proboszcz i ta błoga niewiedza im wszystkim jest na rękę. Gdy pracujemy w zakładach pracy, korporacjach, robimy zakupy, płacimy podatki, dostajemy paragony itd. Wszyscy się z tym lepiej czujemy i chronimy przed nadużyciami oraz pokusami. W kościele jest dużo sposobności do nich, bo gdy nikt niczego nie kontroluje, to każdy może robić, co chce. Nie wiemy, jakimi środkami dysponuje Kościół. Wiemy natomiast, że jest największym posiadaczem ziemskim.Rozmawiałem z wieloma księżmi, którzy tłumaczyli mi, że nie chcą skończyć w domu księdza-emeryta w gronie zesłańców, wszystkich skazańców, pedofili, narkomanów. Kupują sobie apartamenty, zbierają pieniądze po to, by na starość mieć godne życie. Zapisują je na swoje partnerki, żeby nie mieć nic na siebie. Bywa, że dorabiają się milionów. Po śmierci jednego z księży, który urzędował w Poznaniu, okazało się, że ma sztaby złota w sejfie. Był udziałowcem w hotelu w Poznaniu. Byli też tacy, którzy defraudowali pieniądze, jak kustosz Lichenia, który kochankom kupował samochody albo prałat Jankowski, który swoim partnerom kupował mieszkania. Poza tym w Kościele nikt się z pieniędzmi nie liczy. Ci, którzy je mają w milionowych ilościach, nie znają normalnego życia. Oglądają je zza okien pałaców, mają swój świat, mają ogrodników, kapelanów, kucharki, ludzi, którzy im sprzątają, kierowców, którzy ich wożą limuzynami. Opisuje milionowe nadużycia szarych proboszczów i zakonników. Ci ludzie nie mają skrupułów.„Najlepiej radzą sobie z tym w Kościele cynicy, którzy doskonale wiedzą, o co chodzi”Czy w księżach, którzy są zamieszani w te afery na tle seksualnym, pieniężnym czy ukrywającym swoje dzieci i partnerki, jest jakieś poczucie winy, wstydu? Czy to też jest w jakiś sposób ucinane?Są różne typy. Uważam, że najlepiej radzą sobie z tym w Kościele cynicy, którzy doskonale wiedzą, o co chodzi. Wiedzą, że jest zepsucie, że są nadużycia finansowe, nadużycia na tle seksualnym i oni wiedzą, są przekonani, że tak musi być i że trzeba to robić tak, żeby uniknąć skandalu, zgorszenia. Zgorszenie to kategoria, która jest bardzo ważna i o którą trzeba dbać, żeby do tego nie dochodziło. Są też w tej instytucji ludzie, którzy widzą w pewnym momencie, że ich światopogląd i wyobrażenia o Kościele się rozjeżdża z tą praktyką. Radzą sobie z tym odchodząc, albo popadając w depresję. Odcinają się od tych wyrzutów sumienia, szukając znieczulenia w alkoholu i narkotykach. Bardzo źle to znoszą, bo przyszli do Kościoła z powołania, starali się przestrzegać prawidłowych reguł. Opowiadali mi o ludziach, którzy praktykowali stosunki homoseksualne w seminarium, nadużywali władzy po prostu, dopuszczali się różnych malwersacji i nadal w tym Kościele są. Traktują go jako dobre miejsce do realizowania jakiejś tam kariery. Nie maja problemu z tym, że dotknęli jakiegoś zła. Zaakceptowali to i muszą sobie po prostu z tym radzić. Ci pełni ideałów, nie potrafili tego zrobić i tak żyć. Jakie wnioski, chciałbyś by wysnuli ci, którzy przeczytają „Plebanię”? Na jakie pytania mogą spróbować sobie odpowiedzieć? Przede wszystkim na to, w czym uczestniczą. Mam takie wrażenie, że jest wiele kwestii, które się składają na to, że takie zachowania są akceptowane. W Polsce nie ma ludzi, którzy odnaleźli Boga, zrozumieli go, przeczytali przesłania ksiąg. Mają powierzchowną wiedzę o religii, którą dostali w bagażu wychowania. Hołubią tradycję z pokolenia na pokolenie i oni chyba tak naprawdę nie rozróżniają prawdziwego życia religijnego od kultywowania zwyczajów ojców i dziadków. Jeśli chcą chronić tradycję, to będą chronić po prostu nienaruszalności tego systemu, który funkcjonuje. Będą udawali, że nie widzą w nim nic złego. Zawsze jakieś dobro się znajdzie, bo są jakieś zgromadzenia zakonne, które zupę podają, bo tylu jest kilku świętych, którzy oddali życie za innych, zawsze znajdzie się jakiś argument, żeby tą tradycję podtrzymywać. Jednak według mnie ta tradycja nie ma nic wspólnego z życiem religijnym i wymiarem etycznym w formacji katolików. Wręcz przeciwnie, to ludzie zastraszeni wizją zła, nowoczesności, społeczeństwa otwartego. To ludzie zarządzani poprzez strach. Poza tym nie ma też jakiegoś ruchu obywatelskiego wewnątrz kościoła na rzecz jego uzdrowienia w sposób realny. Ludzie chodzą do Kościoła, finansują go, ale absolutnie biernie akceptują jego bylejakość. I to ich zadowala, mają pozór życia religijnego, wyróżniają się, bo coś tam razem pośpiewają, czasem spotkają się przy okazji – chrztu, komunii, pogrzebu, ślubu. Ta książka jest rzeczywiście bardzo mocna. Ona pokazuje systemowy wymiar tej patologii. Pokazuje, że to nie są jakiś jednostkowe przypadki, ale pewna konstrukcja generująca powtarzalność pedofili, przemocy duchowej, zwykłych kradzieży. Statystyki są nieubłagane. Celibat nie jest przestrzegany powszechnie, znacząca część populacji księży dopuszcza się nadużyć na dzieciach. Mówię o badaniach australijskich, niemieckich, amerykańskich. Myślę, że warto o tym mówić. Kościół ma przemożną władzę w Polsce, oddziałuje na nas, dlatego zasługuje na taką poważną debatę. Zamiast mówić o sposobach uzdrowienia Kościoła, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy da się go uzdrowić w tym systemie: celibatu, arbitralności i braku kontroli nad biskupami, niejasnymi przepływami finansowymi itd. „Kościół nie bierze w tej chwili udziału w żadnej poważnej debacie społecznej”Naprawdę uważasz, że nie ma w tej instytucji i w jej szeregach żadnego dobrego księdza? Księża dobrzy pewnie są, tylko że oni nie mają siły przebicia i coraz mniejszy zapał. Siłę w tej instytucji będą mieli tylko ludzie systemowi, rozumiejący, że ich interes polega na wzmacnianiu, a nawet utwardzaniu systemu. Nawet reformatorzy, którzy są w kościele, tacy są. Oni tak reformują ten system, żeby on się nie zreformował. Powołują komisję, dyskutują, tworzą regulację zamulające reformy. To paradoks, ale ma sens. System kościelny działa na zasadzie korelacji fasady związanej z czystością, z ubóstwem, a z drugiej strony pełnej akceptacja patologii związanej z nadużyciami seksualnymi i finansowymi. Fasadowy obraz kościoła jest dla ludzi, żeby to ładnie wyglądało, a korzyści z patologii dla kapłanów. Wszyscy w kościele rozumieją, że te ich potrzeby muszą być realizowane. Chodzi o to, żeby je realizować w ten sposób, żeby nie przyniosło to szkody wizerunkowej instytucji. Wierni nawet jak wiedzą, że są nadużycia, nie chcą ich widzieć. Lepiej się czują, jak ich nie widzą. Co musiałoby się stać, tak czysto hipotetycznie, by to się zmieniło?Kościół musiałby się stać jakąś organizacją religijną, wspólnotą. Obecnie jest prężnie zorganizowaną i wyposażoną w niewyobrażalny majątek korporacją, która nieustannie walczy o przetrwanie, a więc o przywileje, wpływy. To główna treść jego aktywności. Kościół nie bierze w tej chwili udziału w żadnej poważnej debacie społecznej na temat wartości etycznych, moralnych. Aborcja jest oczywiście jakimś polem do dyskusji, ale mam wrażenie, że to jest jakiś taki totem związany z chęcią kontrolowania kobiet. Nie chodzi tutaj o ochronę życia nienarodzonego, jak mówi instytucja, tylko żeby kontrolować kobiety, życie seksualne, dawać władzę mężczyznom nad tym, czy kobieta ma rodzić, czy nie. Poza tym jest tyle wyzwań związanych z ubóstwem, z migracją, z życiem młodych ludzi. W tych dyskusjach Kościół jest nieobecny. Żeby zrozumieć i mówić o samobójstwach dzieci, ich uzależnieniach, dysfunkcjach trzeba mieć dzieci i je wychowywać, czuć ich problemy. By mówić o biedzie, trzeba tego ubóstwa doświadczyć. Żeby zobaczyć wykorzystywanie kobiet, to trzeba uznać równouprawnienie kobiet i przyznać, że system kościelny dyskryminuje kobiety.„Plebania” to opowieść o polskich księżach, jakiej jeszcze nie było. Każde z jej zdań napisało życie – toczące się na plebaniach, w wikarówkach, klasztorach i pałacach biskupich. Gejowskie party z narkotykami, urlopy fundowane młodym kochankom, pijackie burdy oraz hulanki za pieniądze z wdowiego grosza to zaledwie przykłady ukazujące brud, w którym nurza się kler. Artur Nowak snuje opowieść o szkodach, jakie kapłaństwo czyni tym, których powszechnie uważamy za powołanych przez samego Boga, oraz ich partnerom, partnerkom i dzieciom.