Jubileusz teleturnieju. Pierwsze „koło fortuny” zbudowano na feldze od małego fiata. Kiedy uczestnik nim zakręcił, nie chciało się zatrzymać – wspomina Wojciech Pijanowski, pierwszy prowadzący. – Bogumił, Bogdan Linda – czyli emocje i trema czasem nie przychodzą w sukurs uczestnikom – mówi Marta Piekarska, która „w roli Magdy” pojawiła się w teleturnieju w 2007 roku. Zdarza się, że koło odmawia posłuszeństwa. – Ma prawo, skoro kręci się już od tylu lat – żartuje Błażej Stencel obecny prowadzący. „Koło fortuny” kończy 32 lata. „Koło fortuny” zadebiutowało na antenie Telewizji Polskiej ponad 30 lat temu. Pierwszy odcinek wyemitowano o godzinie 21.40 – 2 października 1992 roku. Wojciech Pijanowski, który pierwowzór „Wheel of Fortune” wypatrzył w amerykańskiej telewizji i wprowadzał polską edycję, a także był pierwszym prowadzącym wspomina w rozmowie z portalem tvp.info, że teleturniej od początku cieszył się wielką popularnością zarówno wśród uczestników, jak i widzów. Magnesem, jak ocenia Pijanowski były fantastyczne nagrody, a przede wszystkim ta główna – samochód. W sklepie „Koła fortuny” stały roboty kuchenne, sprzęt RTV, zabawki, skórzane kurtki czy łóżko wodne. – Natomiast telewidzowie po prostu chętnie włączali się do gry – mówi Pijanowski. Bez zatrzymania Pijanowski wspomina, że pierwsze koło zostało zbudowane w Teatrze Wielkim w Łodzi według projektu przysłanego z USA. Użyto do tego felgi od małego fiata, na której leżało drewniane koło. Kręciło się wspaniale. Tak dobrze, że kiedy podczas nagrywania pierwszego odcinka zawodnik nim zakręcił, to nie chciało się zatrzymać. – Między innymi z tego powodu pierwszy program nagrywano ponad 10 godzin – mówi pierwszy prowadzący i wyjaśnia, że potem do konstrukcji dołożono gumki i hamulce, dzięki czemu kręciło się już, jak należy. Pijanowskiemu towarzyszyła asystentka Magda Masny, z która odwracała na tablicy literki odgadywane przez uczestników i wręczała nagrody. I właśnie z tym ostatnim wiązało się powiedzonko, które do dzisiaj wielu kojarzy się z pierwszą odsłoną „Koła fortuny” czyli :„Magda, pocałuj pana”. Zwrot był tak silnie kojarzony z teleturniejem, że tym samym imieniem zwracano się do Marty Piekarskiej, która była współprowadzącą kolejnej edycji – 2007 roku. W napisach końcowych można było przeczytać: w roli Magdy – Marta Piekarska. Zdarzały się oczywiście też wpadki. Jedną z nich zaliczono, kiedy pani odpowiedzialna za przygotowanie liter na tablicy popełniła błąd ortograficzny w wyrazie: który. Napisano je przez „u”. Pijanowski zauważył to w trakcie programu. Przez cały czas trwania teleturnieju zastanawiał się, jak z tego wybrnąć. Pod koniec ogłosił konkurs. Poprosił telewidzów, by wskazali błąd. Hasła w latach 90. przygotowywał Wojciech Pijanowski, który wprowadził też ważną zmianę w zasadach gry. Wiązała się ona z hasłem finałowym, do którego uczestnicy mieli dostawać zawsze ten sam zestaw liter. – Aby było sprawiedliwie, wprowadziliśmy losowanie kopert, które zawierały różne zestawy liter. Licencjodawca przystał na to – mówi Pijanowski. Zresztą różne edycje programu, także w zależności od kraju posiadają charakterystyczne dla siebie elementy. Obecną odsłonę, którą od września prowadzą Błażej Stencel i Agnieszka Dziekan uświetnia Rband, zawsze gotowy do zagrania jakiejś melodii. Telewizyjne show Według różnych źródeł oglądalność teleturnieju w latach 90 sięgała 10 mln widzów. Kolejnymi prowadzącymi byli Jerzy Bończak, Andrzej Kopiczyński i Paweł Wawrzecki, Stanisław Mikulski. W pierwszej odsłonie pojawił się lektor – Tadeusz. W roku 1998 teleturniej zniknął z anteny. Ale wrócił w 2007 roku. Zdecydowano jednak, że teleturniej oparty będzie na francuskiej formule. Zakładała ona – telewizyjne show. Casting wygrał aktor Krzysztof Tyniec. – Miałem wątpliwości czy widzowie przyzwyczajeni do innego formatu polubią nową odsłonę. Zwłaszcza, że chodziło o bardzo poważne sprawy – o pieniądze – wspomina artysta i dodaje, że początkowo rzeczywiście pojawiały się głosy tęsknoty za bardziej poważnym podejściem. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniem, Tyniec z czasem uspokoił nieco ekspresję przekazu. Ale przyznaje, że zawsze się starał, by zgromadzona publiczność i uczestnicy dobrze się bawili. – Choć stres, zwłaszcza podczas finału był spory i odpowiedzialność także – chodziło wszak o wygraną – wspomina. Okazuje się też, że chociaż program nie szedł na żywo – podczas nagrań nie robiono dubli. Po prostu wszystko toczyło się swoim tempem. Tego rodzaju rozwiązanie przydawało się w razie nieoczekiwanych usterek sprzętu na planie. – Dla gości na widowni i uczestników wszystko działo się na żywo – opowiada artysta.Prezent od telewidzaW latach 2007–2009 Tyńcowi w studiu towarzyszyła Marta Piekarska. Tablica z hasłami była już multimedialna. Wystarczyło delikatnie dotknąć kafelek, aby pokazała się na nim litera. Teleturniej nagrywany był w Ośrodku Telewizji Polskiej we Wrocławiu. To były wielogodzinne maratony. – Ekipa jechała tam na cały tydzień, w trakcie którego nagrywano po cztery odcinki dziennie – opowiada Marta Piekarska, wspominając, że choć może na początku było troch ciężko, cały ten czas spędzony ze wspaniałą ekipą we Wrocławiu wspomina bardzo ciepło i miło. Ciekawostką jest, że stroje, w których występowała, często samodzielnie przygotowywała, ponieważ pasjonuje się modą i krawiectwem. I tym faktem podzieliła się w jednym z wywiadów.– To były czasy bez social mediów, widzowie z różnymi sprawami dzwonili do TVP. Pewnego razu zostałam poproszona do telefonu. Okazało się, że jedna z fanek programu postanowiła przekazać mi w prezencie sporą ilość materiałów z prośbą, abym z nich skorzystała. To był piękny gest – mówi i wspomina, że do studia przychodziła w bardzo wysokich obcasach i na początku programu wychodząc zza tablicy, szła po dość wąskim podeście, który schodził w dół. Po środku spotykała się z Krzysztofem Tyńcem, zamieniali się czasem miejscami – ponieważ aktor był niższy od niej, a zabieg ten – z przymrużeniem oka – miał sprawić, że będzie stał wyżej od niej. – Bardzo nas bawiły te zamiany i często sobie z tego żartowaliśmy – wspomina. „Bogumił Linda”Marta Piekarska podkreśla, że uczestnikom towarzyszą duże emocje. Inaczej jest odgadywać hasła w domu, inaczej w studio. Czasem trema prowadzi do zabawnych sytuacji. Wspomina historię, kiedy uczestnicy nie mogli przypomnieć sobie imienia – bardzo popularnego wszak aktora Bogusława Lindy. – Padły chyba wszystkie podobnie brzmiące – Bogumił, Bolesław, Bogdan itd. – wymienia. Legendą obrosła już historia kiedy prowadzący poprosił uczestnika o przedstawienie się. „K jak Krzysztof” – „no dobrze: Krzysztof Kajak”. Anegdota żyje w sieci własnym życiem. Marta Piekarska nadal pracuje przy „Kole fortuny”. Dzisiaj pełni rolę redaktora odpowiedzialnego merytorycznie. – Kiedy po wakacyjnej przerwie ponownie zasiadłam do kolaudacji audycji, uświadomiłam sobie, że to już ponad tysiąc siedemsetny odcinek, a ja z przyjemnością czekam, żeby znowu usłyszeć dźwięk obracającego się koła fortuny – mówi Marta Piekarska. Lata mijają, a program wciąż przyciąga graczy do studia i przed telewizory. Piekarska tajemnicę sukcesu upatruje w tym, że widzowie lubią odgadywać hasła. – Lubią się sprawdzać. Ścigać w zgadywaniu nie tylko z domownikami, ale też uczestnikami teleturnieju – ocenia. Czytaj także: Po wakacjach wraca„Koło Fortuny”. Będą nowi prowadzącyOd września „Koło fortuny” prowadzi Agnieszka Dziekan i Błażej Stencel, którzy zastąpili Izabelę Krzan i Rafała Brzozowskiego. Program niezmiennie gwarantuje emocje, dobrą zabawę i nagrody. Główną – za odgadnięcie finałowego hasła jest sto tysięcy złotych. Nowością w tej edycji jest, że prowadzący wymieniają się swoimi rolami. – To ciekawa i odświeżająca formułę zmiana. W obu tych rolach czuję się bardzo dobrze – mówi Błażej Stencel. Przyznaje, że uczestnikom towarzyszą spore emocje, które, jako prowadzący starają się łagodzić i zachęcać do wykręcania kolejnych nagród zamiast odgadywania hasła, które już znają. – Cieszę się kiedy widzę, że zawodnicy nam ufają i bawią się w teleturnieju, choć wiadomo, że oczywiście chodzi o wygraną. Po to tu przychodzą – mówi Błażej Stencel. Wspomina jeden z pierwszych odcinków ze swoim udziałem kiedy koło odmówiło posłuszeństwa – wypadło z łożyska. – Ma prawo, skoro kręci się już od tylu lat – żartuje. I podkreśla satysfakcję, że może być częścią tej historii.