Co się działo przed „Trylogią” Sienkiewicza? Dalsze przygody młodego Zagłoby, ojca pana Wołodyjowskiego i innych bohaterów prequelu „Trylogii” Henryka Sienkiewicza znalazły się w jego II części „Korona Carów”. Jak mówi Adam Stawicki, jego książka przybliża okres, który przez wiele lat w zasadzie był mocno pomijany w literaturze jako wstydliwy dla Rosji. – Pomysł serii, będącej prequelem „Trylogii” zrodził się z tego, że chciałem wiedzieć, jakie mogły być wcześniejsze przygody jej bohaterów. Liczyłem, że ktoś to opisze, a ponieważ tak się nie stało, postanowiłem sam to zrobić. I tak powstała pierwsza część – „Mrok Północy”, gdzie przenosimy się do 1600 r. i spotykamy młodego pana Jana Onufrego Zagłobę, ojca pana Wołodyjowskiego – Jerzego i inne postacie, które kiedyś doprowadzą nas do „Trylogii” Sienkiewiczowskiej. Akcja „Mroku Północy” rozgrywa się w latach 1600-1605 podczas wojny inflanckiej, a równolegle do wydarzeń historycznych śledzimy przygody głównych bohaterów – opowiada Stawicki.Akcja „Korony Carów” rozgrywa się między rokiem 1606 a 1610Druga część serii – „Korona Carów” – rozpoczyna się w 1606 r. Do Moskwy przyjeżdża wojewodzianka sandomierska Maryna Mniszchówna, żona ówczesnego cara Dymitra Samozwańca. W skład polskiego poselstwa wchodzi oficjalnie dowódca eskorty klejnotów królewny Anny Wazówny, znany z pierwszej części rtm. Andrzej Kołakowski. Zakochuje się on w córce kniazia Łukomskiego, który musiał uciekać z Litwy, a za pośrednictwem polskich posłów pragnie odzyskać królewskie łaski. Losy bohaterów krzyżują jednak dramatyczne wydarzenia historyczne.– To okres, kiedy Rzeczpospolita angażuje się na wschodzie i w te zdarzenia wplątuje się rtm. Kołakowski, poznaje tam swoją wielką miłość, a z czasem do pomocy ruszają mu również Jerzy Wołodyjowski i pan Zagłoba. Nie zabraknie kolejnego z wielkich polskich starć – zwycięskiej bitwy pod Kłuszynem, a także wkroczenia polskich wojsk do Moskwy, wyboru Władysława Wazy na cara oraz hołdu Szujskich. Główna akcja książki rozgrywa się między rokiem 1606 a 1610, natomiast końcówka całej historii zahacza o rok 1611 i 1612 – relacjonował Stawicki.– „Korona Carów” przybliża okres, który przez wiele lat w zasadzie był mocno pomijany w literaturze jako wstydliwy dla Rosji. Jasne jest, że zarówno w czasie rozbiorów, jak i w okresie rządów komunistycznych bitwa pod Kłuszynem, hołd Szujskich były wydarzeniami dla Rosjan wstydliwymi, natomiast uwypuklano kwestie związane z Dymitrem Samozwańcem, usiłując zrobić z nas agresorów. Tak nie było, co również w mojej książce jest wyjaśnione. Warto więc też zapoznać się z realiami historycznymi, które starałem się przybliżyć tak, by dla każdego były zrozumiałe – mówił.Zwrócił również uwagę, że zwycięstwo Polaków pod Kłuszynem i ich obecność na Kremlu były ogromną zadrą dla Rosjan. – Kiedy do władzy doszli Romanowowie, żądano zwrotu ciał cara Wasyla Szujskiego i jego brata, którzy byli pochowani w Warszawie. Potem zaś zaborcy rosyjscy z ogromną pasją niszczyli wszelkie ślady, łącznie z obrazami czy pamiątkami, które dotyczyły zwycięstwa pod Kłuszynem i wejścia Polaków do Moskwy – powiedział autor.– Podczas prac nad książką dowiedziałem się jednak, że jeden cenny artefakt pozostał w Polsce. Mianowicie w Muzeum Narodowym w Krakowie znajduje się chorągiew według tradycji „Carów Szujskich zdobyta przez Stanisława Żółkiewskiego pod Kłuszynem w roku 1610”. Zapoznałem się również z na szczęście zachowanymi źródłami pisanymi z lat 1606-1610, czyli wszelakimi pamiętnikami Polaków, którzy byli zaangażowani w te wydarzenia. Wśród cennych materiałów, którymi się mogłem posiłkować, były także różne wydawnictwa, które powstawały w dużej mierze w zaborze austriackim jeszcze w XIX w. – podkreślił.Jak zaznaczył, cykl ten, podobnie jak to było w przypadku oryginalnej „Trylogii”, jest pisany „ku pokrzepieniu serc”. – Przy okazji pierwszej części pojawiały się komentarze, że polskie wojsko i Polacy w ogóle są tam gloryfikowani, ale moim zdaniem powinniśmy być dumni z tego okresu w naszych dziejach i uwydatniać to wszystko, co było dobre w tamtych czasach, oczywiście nie omijając też tego, co było złe. Ideą jest więc ten pozytywny przekaz „ku pokrzepieniu serc”, ale także pogłębienie pewnej wiedzy historycznej oraz uzupełnienie takiej literatury, której nam trochę brakuje, czyli przygodowych powieści historycznych – wskazał Stawicki.W przygotowaniu jest już trzecia część cyklu, która ma się ukazać za rok. – Nosić ma tytuł „Braterstwo krwi” i będzie opowiadać o naszych kresach południowych. Przybliży bitwę pod Cecorą, zwycięską dla Polaków obronę Chocimia i ogromny wysiłek, jaki włożyły wszystkie narody Rzeczypospolitej w obronę wspólnej ojczyzny. Podkreśleniu tego faktu służy również sam tytuł książki, zwracający uwagę, jak o wspólną Rzeczpospolitą potrafili walczyć zarówno Polacy, jak i Litwini, Rusini i inne narody ją zamieszkujące. Przeniesiemy się w końcówkę drugiego dziesięciolecia XVII w., a finał to rok 1621 – zaakcentował.– To był bardzo ciekawy okres. A ponieważ w polskiej literaturze powieściowej brakowało opisów pierwszej połowy XVII w., pozostawała luka, postanowiłem ją wypełnić i mam nadzieję, że w sposób udany – dodał Stawicki. „Korona Carów” ukazała się nakładem Wydawnictwa Astra. Czytaj też: Katowice uhonorowały Krzysztofa Respondka. „Jego żarty bawiły nas do łez”