Reforma łowiectwa rodzi się w bólach. Strzały, choć w tym środowisku są na porządku dziennym, w tym wypadku nie padły, ale można mówić o wojnie totalnej. Wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała planuje gruntowne zmiany w łowieckich zasadach, na co myśliwi się nie godzą. Obie strony zapewniają o gotowości do negocjacji, jednak konflikt z każdym dniem narasta. W tle jest m.in. wielka polityka oraz wypadki śmiertelne podczas polowań, których sprawcami są myśliwi. „Spoczywa na Panu Łowczym wielka odpowiedzialność i wielkie zobowiązanie, aby nikt więcej nie został zabity przez członka Polskiego Związku Łowieckiego” – napisał kilka dni temu do Łowczego Krajowego Eugeniusza Grzeszczaka, wiceminister Dorożała, domagając się jednocześnie zdecydowanych działań w tym zakresie.Zabił kolegę, bo myślał, że to dzikWypadki na polowaniach, to jeden z punktów reformy wiceministra klimatu i środowiska. Tylko w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy było ich kilka. Pod koniec sierpnia myśliwy na polowaniu koło Karolina (gmina Giby, woj. podlaskie) śmiertelnie postrzelił kolegę, myląc go z dzikiem, a w listopadzie 2023 roku na terenie wojskowym pod Szczecinem zastrzelony został (także uznany omyłkowo za zwierzynę) młody, 21-letni żołnierz.– Mamy rocznie w Polsce ponad pięć milionów polowań. Nieszczęśliwe zdarzenia przytrafiają się w każdej dziedzinie życia. W łowiectwie też – mówi portalowi TVP Info Marcin Możdżonek, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej. Po ostatnim śmiertelnym wypadku pod Gibami wiceminister Dorożała wystosował na początku września, utrzymane w kategorycznym tonie pismo, w którym domaga się podjęcia zdecydowanych kroków mających zapobiec tragicznym zdarzeniom na polowaniach.„Stan, w którym dochodzi do zabicia człowieka na polowaniu przez myśliwego, wzbudza nie tylko smutek, ale też obawy ludzi przebywających w naturze, aby nie stać się kolejną ofiarą myśliwych. Także sytuacja, w której myśliwy nie potrafi odróżnić tak różnych gatunków zwierząt jak wilk i lis jest wprost niewiarygodna, a w każdym razie wysoce niepokojąca i nieakceptowalna” – napisał w swym piśmie do Łowczego Krajowego wiceminister Maciej Dorożała (nawiązując też do przypadków zabijania chronionych wilków, które myśliwi uznawali za lisy).Zobacz także: Tragedia w czasie polowania. Nie żyje mężczyzna– To jest pismo napisane tylko i wyłącznie pod publiczkę. To rozgrywka polityczna. Poziom bezpieczeństwa na polowaniach jest bardzo wysoki, ale wypadki, tak jak na drogach, niestety się zdarzają. Robimy wszystko, aby tym tragediom zapobiec. W tym celu m.in. chcemy jeszcze dodatkowo szkolić myśliwych. Ale chcemy też rozwiązań prawnych i uporządkowania bałaganu, jaki ja zastałem, wchodząc do Polskiego Związku Łowieckiego, ale ani pani minister Hennig-Kloska, ani pan wiceminister Dorożała nic z tym nie robią – mówi Marcin Możdżonek. Badania lekarskie jak płachta na bykaZ wypadkami na polowaniach wiąże się też inny drażliwy postulat wiceministra Dorożały – wprowadzenie obowiązkowych badań dla starszych myśliwych.– Nie można udawać, że jest wszystko OK. Mamy problem. Kierowcy, policjanci, żołnierze robią badania. Słyszę, że ktoś nie chce robić badań, bo boi się, że przyjdzie lekarz i nie da zgody, żeby mógł polować. Jeśli lekarz faktycznie nie da zgody, bo ktoś już ma swoje lata i nie może polować, to trudno. Od tego są jakieś instytucje. My nie mówimy, żeby te badania były co pół roku, ale raz na 4-5 lat. Takie badania powinny być obowiązkowe. Co do tego powinien być konsensus – mówi wiceminister klimatu i środowiska.Takie stanowisko zirytowało nawet byłego prezydenta RP, zapalonego myśliwego, Bronisława Komorowskiego, który w niewybredny sposób skomentował ten pomysł na początku września w Radiu Zet.– Ja bym pana ministra Dorożałę też skierował najchętniej na badania. Żeby być ministrem trzeba mieć kwalifikacje i szczególne podejście do obszaru, za który się odpowiada. Nie słyszałem jeszcze, żeby odpowiedzialnym za leśników, myśliwych był ktoś, kto nienawidzi myśliwych i nie znosi leśników. To jest chore – mówił Bronisław Komorowski.Zobacz także: Zastrzelono wilka w Borach Tucholskich. Jest nagroda za wskazanie sprawcyKrytycznie do pomysłu regularnych badań lekarskich odnosi się także prezes Naczelnej Rady Łowieckiej.– Badania lekarskie przechodzą wszyscy myśliwi. Każdy, kto chce mieć pozwolenie na broń w tym kraju, przechodzi badania: psychiatra, psycholog, okulista, medycyna pracy oraz inne dodatkowe. Jeśli chodzi o te badania okresowe dla starszych myśliwych, czy pan Dorożała wykazał jakąkolwiek zależność między jakimkolwiek wypadkiem łowieckim a badaniami? Nie wykazał, bo nie ma żadnej korelacji. To nie ma sensu, bo nie ma żadnych dowodów na to, że wiek myśliwych przyczynia się do wypadków. Opierajmy się na nauce i dowodach, a nie na emocjach – mówi Marcin Możdżonek.Młodzież może strzelać na froncie, ale nie na polowaniuLista tematów do negocjacji i problemów do rozwiązania jest długa. Wiceminister Mikołaj Dorożała chciałby np. aby ochroną objętych zostało pięć gatunków ptaków (m.in. cztery gatunki kaczek – głowienka, czernica, cyraneczka i krzyżówka), wprowadzenia okresu ochronnego dla ciężarnych loch dzików, zmiany przepisów umożliwiających odławianie i wywożenie dzików z dala od miast, zakazu polowań na jelenie w czasie rykowiska, większej ochrony dla wilków czy utrzymania moratorium na odstrzał łosi. Punktem zapalnym jest też próba podniesienia minimalnego wieku uczestników polowania z 18 do 21 lat.– Odebrano nam konstytucyjne prawo do wychowywania swoich dzieci według własnych przekonań, bo ja nie mogę zabrać 15-latka na polowanie. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, który ma tak restrykcyjne przepisy. W Szwecji, Niemczech czy Anglii młodzież może polować pod nadzorem, a gdzieniegdzie nawet sama, a nam się proponuje, żeby wolno było wstępować do Polskiego Związku Łowieckiego od 21. roku życia. Czyli możemy 18-latka zapakować w kamasze i dać mu karabin, a nawet wysłać na front, ale polować ma być mu wolno od 21. roku życia? – pyta Marcin Możdżonek. Tematy dotyczące łowiectwa są złożone i często wyglądają zupełnie inaczej – w zależności, z której strony się na nie patrzy. Padają np. argumenty o codziennym odstrzale 600 dzików i 300 jeleni. Liczby te wyglądają zatrważająco. Z drugiej strony odstrzał na takim poziomie sprawia, że populacja tych zwierząt w Polsce jest zachowana na stałym (odpowiednim) poziomie.Zobacz także: Kandydat na prezydenta USA chciał oskórować i zjeść małego niedźwiedzia – Właśnie to wymaga rzetelnej dyskusji. Bo jeśli my dzisiaj mamy sytuację, że plan łowiecki w danym okręgu jest zatwierdzany przez nadleśniczego, potem akceptuje to wójt czy burmistrz, ale żaden z tych planów pozyskania zwierzyny nie jest oparty o strategiczną ocenę oddziaływania na środowisko. Mówiąc krótko, każda decyzja inwestycyjna w Polsce musi mieć strategiczną ocenę oddziaływania na środowisko. Tymczasem myśliwi sami decydują, jak te plany wyglądają, nie ma nad tym żadnej kontroli społecznej – tłumaczył w TVP Info Mikołaj Dorożała.Negocjacyjny falstartPopulacja zwierzyny powinna być utrzymana na odpowiednim poziomie, trzeba tylko dojść do porozumienia, jaki to ma być poziom. Organizacje broniące zwierząt chciałyby wręcz zakazów odstrzału. Nadmierny wzrost populacji niektórych gatunków oznaczać może jednak także np. ogromne zniszczenia upraw, czy skok statystyk wypadków z udziałem dzikich zwierząt. 8 września w miejscowości Kiszewy w woj. wielkopolskim doszło do zderzenia dwóch aut – zginęły dwie kobiety, które nimi kierowały, a trzecia trafiła do szpitala. Powodem był łoś, który wybiegł na drogę (jeden z samochodów uderzył w niego). Dzień później mieszkańcy lubelskiej dzielnicy Dziesiąta znaleźli martwego łosia, który usiłował wcześniej pokonać ogrodzenie – poranił się i wykrwawił.Od 2001 roku jest w Polsce wprowadzone moratorium na odstrzał łosi, a za zabicie tego zwierzęcia grozi nawet 5 lat więzienia. Myśliwi od dłuższego czasu sugerują, aby umożliwić odstrzał łosi, ale nie spotyka się to z akceptacją. Tymczasem nawet naukowcy, którzy bronią tych zwierząt, przyznają, że wzrost populacji sprawia, iż łosie stają się mniej płochliwe. Oznacza to, że pojawiają się w miejscach, gdzie ich wcześniej nie widywano. Dlatego wypadków z udziałem tych zwierząt będzie raczej przybywać. Ten przykład najlepiej obrazuje, jak trudne mogą być rozmowy przy negocjacyjnym stole, bo każda ze stron ma swoje (często mocne) argumenty.Negocjacje na dobre ruszyły 9 lutego. Przy wspólnym stole zasiedli przedstawiciele ministerstwa klimatu i środowiska, myśliwi z Polskiego Związku Łowieckiego, koalicja Niech Żyją zrzeszająca kilkadziesiąt organizacji przyrodniczych oraz naukowcy m.in. z SGGW czy Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.– To było dobre, intensywne spotkanie, na którym padło dużo konkretów – ocenił później w mediach wiceminister Dorożała.Zobacz także: Pająki zmuszają świetliki do mrugania. Mają w tym interesZupełnie inne wrażenie odnieśli Łowczy Krajowy Eugeniusz Grzeszczak i prezes Naczelnej Rady Łowieckiej Marcin Możdżonek. Uznali, że w dyskusji górę wzięły emocje i druga strona nie zważała na argumenty merytoryczne. Dzień później opublikowali w mediach społecznościowych film, którym określili propozycje ze spotkania jako niedorzeczne.– Minister nakręca narrację, że my ostentacyjnie wyszliśmy. Tak, reprezentacja Polskiego Związku Łowieckiego wyszła z tego spotkania z kilku bardzo prozaicznych powodów. Pan minister nie zgodził się na to, aby spotkania były nagrywane, ani transmitowane na żywo. Do tej pory czekamy na protokoły, czy stenogramy z rozmów, które się już odbyły. Tam się dzieją dantejskie sceny. Jeżeli ludzie to zobaczą, to sami ocenią – mówi Marcin Możdżonek (ostatnie spotkanie 10.09 było już transmitowane live na YouTube).Mimo sporych rozbieżności obie strony deklarują, że wciąż są gotowe do kolejnych rozmów i wierzą w moc negocjacji.– Właściwie wszystkie zgłoszone przez ministerstwo postulaty mogą podlegać negocjacjom. Może z wyjątkiem zakazu wszelkich polowań na 5 lat, bo przecież to jest kosmiczny absurd – mówi prezes Naczelnej Rady Łowieckiej.Polowanie z wielką polityką w tleW tle sporu o łowieckie zasady jest oczywiście też wielka polityka.– Ja, według statutu, jestem najważniejszą osobą w związku, niezależną – mówi portalowi TVP Info Marcin Możdżonek.Teoretycznie ma on nad sobą Łowczego Krajowego Eugeniusza Grzeszczaka, ale ten jest w strukturach związkowych z nadania politycznego (mianuje go ministerstwo klimatu i środowiska). Możdżonek jest wybrany w niezależnych wyborach przez środowisko i to on realnie reprezentuje go na zewnątrz.Jak w rzeczywistości funkcjonuje ta struktura można było się przekonać w lutym po słynnym nagraniu wideo Możdżonka i Grzeszczaka, krytykujących ministerialne propozycje.Ten ostatni dwa dni później został wezwany na dywanik do ministerstwa. „Podczas krótkiej kilkuminutowej rozmowy został zobowiązany przez panią minister Paulinę Hennig-Kloskę do złożenia pisemnych wyjaśnień w związku z publikacją tego filmu w terminie dwóch dni. Po otrzymaniu wyjaśnień od Łowczego zostaną podjęte dalsze decyzje dotyczące jego przyszłości” – poinformował w specjalnym komunikacie rzecznik MKiŚ Hubert Różyk.Zobacz także: „Sukces na międzynarodową skalę”. Rysie wracają do polskich lasów [REPORTAŻ]Eugeniusz Grzeszczak jest między młotem a kowadłem. Musi balansować między dwoma stronami – myśliwymi i ministerstwem. Na razie daje sobie radę.– Z Łowczym Krajowym Eugeniuszem Grzeszczakiem współpracuje nam się bardzo dobrze. On zdecydowanie jest głosem myśliwych i stoi po stronie myśliwych. Wykazuje też pewną dozę niezależności, bo nie zależy mu ani na pensji, ani na stanowisku. On ma poczucie misji i chce zrobić jak najwięcej dla łowiectwa. Na jak długo mu pozwolą, bo to w końcu minister go odwołuje, to się przekonamy – mówi Marcin Możdżonek. Łowczy Krajowy jest przewodniczącym Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego i powołuje 49 Łowczych Okręgowych. Grzeszczak staje teraz przed ekstremalnie trudnym zadaniem, bo wiceminister Dorożała jest zdeterminowany i nie ma zamiaru wycofać się z łowieckiej reformy. – Prywatny właściciel terenu musi jechać do starostwa, żeby wyłączyć swój teren z okręgu łowieckiego, bez gwarancji, że decyzja zostanie wydana po jego myśli. Jeśli ktoś ma firmę, to w ogóle nie może tego zrobić. Jest mnóstwo luk w prawie, które pokazują jedno: prawo było pisane pod myśliwych. Nieżyjący już minister Szyszko mocno przechylił to w druga stronę i my musimy teraz to wyrównać. Nie może być tak, że będziemy tworzyć przepisy pod myśliwych. Rozmawiam z myśliwymi w terenie i są ludzie, którzy naprawdę to rozumieją – mówił kilka dni temu w TVP Info Mikołaj Dorożała.Zobacz także: Czy należy obawiać się spotkania z wilkiem? Eksperci podpowiadają [WIDEO]Wiceminister związany z Polską 2050 przekonuje, że „część rzeczy da się przeprocesować zmianami rozporządzeń”, ale ma też świadomość, że do zmian ustawowych potrzebna będzie większość parlamentarna. Tymczasem twardo murem za myśliwymi stoi PSL. Jeśli Dorożała nie zdoła przekonać polityków tego ugrupowania, sprawa może utknąć na sali sejmowej.– Mamy taki układ parlamentarny, jaki mamy, musimy rozmawiać. Musimy negocjować, aby uzyskać większość parlamentarną. Co do pewnych kwestii, nie uzyskamy pewnie jednomyślności, ale bez względu na to, konsekwentnie wprowadzać będziemy te zmiany. To nie jest tak, że zrobimy wszystko naraz. Ale moment, w którym teraz jesteśmy, jest momentem przełomowym. To pierwszy moment od 30 lat, kiedy jesteśmy tak bardzo zaawansowani, w kontekście wykonanych prac, przygotowanych planów, ale również oczekiwań społecznych – mówił na początku września na antenie TVP Info wiceminister klimatu i środowiska.W Polsce jest zarejestrowanych około 130 tysięcy myśliwych, którzy dysponują ponad 380 tysiącami sztuk broni.