Grał w „złotej” drużynie na olimpiadzie w 1972 r. Mija 35 lat od tragicznej śmierci legendy polskiego futbolu Kazimierza Deyny. Mistrz (1972) i wicemistrz (1976) olimpijski oraz brązowy medalista mistrzostw świata (1974) 1 września 1989 roku zginął w wypadku samochodowym pod San Diego w Stanach Zjednoczonych. Kazimierz Deyna urodził się 23 października 1947 r. w Starogardzie Gdańskim. Przygodę z futbolem zaczął w miejscowym klubie Włókniarz (1958-66), potem grał krótko w ŁKS Łódź (1966), by związać się na lata z Legią Warszawa (1966-78). Ze stołecznym klubem zdobył dwukrotnie tytuł mistrza kraju (1969, 1970) i raz Puchar Polski (1973).Według oficjalnych danych Legii Deyna rozegrał w jej barwach 390 meczów i zdobył 141 bramek. Stawia go to, odpowiednio, na czwartym i drugim miejscu w klasyfikacji wszech czasów. Liderem obu zestawień jest Lucjan Brychczy (452 występy, 226 goli).W drużynie narodowej Deyna wystąpił 97 razy. Zadebiutował 24 kwietnia 1968 r. w meczu z Turcją. Był kluczowym zawodnikiem „złotej” drużyny Kazimierza Górskiego. Zdobył dwa gole w finałowym meczu turnieju olimpijskiego w Monachium w 1972 roku, które dały Polakom zwycięstwo nad Węgrami (2:1), a samemu piłkarzowi tytuł króla strzelców z dziewięcioma trafieniami.Trafiał nawet z rzutu rożnegoKomunistyczne władze nie wyobrażały sobie, by oficer, czołowy piłkarz, najlepszego wojskowego klubu w kraju, mógłby grać w którymś z klubów wrogiego Zachodu. Grał więc w Legii, a warszawska publiczność nie pozwalała go faulować, skandując: „Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz!”. Potrafił strzelać w nieprawdopodobnych sytuacjach, nawet wprost z rzutu rożnego, jak w meczu eliminacji MŚ 1978 z Portugalią (1:1). Dzięki tej bramce w Chorzowie Polska zajęła pierwsze miejsce w grupie i awansowała do argentyńskiego mundialu.Mistrzostwa Świata w Argentynie w 1978 r. były starciem dwóch wielkich indywidualności – grającego w kadrze od dekady Kazimierza Deyny i młodego, przebojem wchodzącego do drużyny, Zbigniewa Bońka. Szczytowym momentem rywalizacji piłkarzy był mecz z Argentyną 14 czerwca 1978 r. – reklamowany głośno jako setny oficjalny mecz Deyny w reprezentacji. W przegranym przez Polskę 0:2 spotkaniu Deyna nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego przy stanie 0:1. Był to przedostatni mecz Deyny w reprezentacji Polski. Piłkarz nigdy nie został oficjalnie pożegnany. Zagraniczny kontraktPo argentyńskich mistrzostwach świata podpisał kontrakt z Manchesterem City (1978-81), kończył karierę w USA, w San Diego Sockers (1981-88) i Tijuana Legends (1988-89).Transfer do Anglii nie wyszedł jednak Deynie na dobre. „Największym problemem okazało się to, że Kazikowi brakowało cech typowych dla angielskiego futbolisty, miał natomiast takie, jakich nie znali Anglicy, a przynajmniej zdecydowana większość klubowych partnerów. Deyna nie był szybki, nie wdawał się niepotrzebnie w walkę, raczej słabo grał głową” – pisał Stefan Szczepłek w biografii Deyny. W 1981 r. wyjechał do USA i podpisał kontrakt z San Diego Sockers. Miał już 34 lata i najlepszy sportowy czas za sobą. W barwach amerykańskiej drużyny rozegrał 105 spotkań. „Grał bo musiał, nie umiał robić nic innego i stanowiło to jego jedyne źródło utrzymania” – przypomniał Szczepłek. Niestety, niemal wszystkie pieniądze zarobione na amerykańskich boiskach, stracił oszukany przez swojego menedżera. Problemy finansowe przełożyły się na życiowe – nadużywanie alkoholu, hazard, problemy małżeńskie. 1 września 1989 r. prowadzony przez Deynę samochód wbił się w zaparkowaną na poboczu kalifornijskiej autostrady ciężarówkę. Piłkarz zginął na miejscu. W jego krwi policja stwierdziła ślady alkoholu. Wybitny zawodnikDeyna przez wielu ekspertów uważany jest za najwybitniejszego zawodnika w historii polskiego futbolu. W 1974 roku jako pierwszy Polak znalazł się w czołowej trójce – za Holendrem Johanem Cruyffem i Niemcem Franzem Beckenbauerem – plebiscytu tygodnika „France Football” na najlepszego gracza Europy. Był tak popularny, że zaangażowano go do filmu Johna Hustona „Ucieczka do zwycięstwa” („Victory”), w którym zagrał obok takich sław piłki nożnej, jak Pele czy Robert Moore.„Gdyby w czasach Deyny był Facebook i Twitter, on na pewno nie miałby konta. Nie lubił rozgłosu, wywiadów, kamer. Był kapitanem reprezentacji i Legii, więc w ich imieniu musiał się wypowiadać, ale najlepiej czuł się na boisku. Niewiele mówił, wystarczyło, że spojrzał i każdy wiedział, co ma robić. A jak nie, to brał sprawy w swoje ręce. To połączenie umiejętności ze skromnością i wypowiedziami, w których nikogo nie obrażał, przysparzały mu zwolenników. Oczywiście z wyjątkiem tych, którzy nie znali się na piłce” – oceniał Stefan Szczepłek na łamach „Rzeczpospolitej”. Zastrzeżony numer„Kazimierz Deyna to piłkarz genialny. Po zejściu z boiska był jednak niedostępny, nieufny i mało kto może powiedzieć, że należał do grona jego przyjaciół” – mówił komentator sportowy Dariusz Szpakowski. W maju 2012 roku prochy Deyny zostały przywiezione do Polski przez jego żonę Mariolę i 6 czerwca 2012 spoczęły w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Przy stadionie Legii znajduje się jego pomnik. W 2006 r. na wniosek kibiców numer 10., z którym Deyna występował w Legii, został zastrzeżony – od 18 lat żaden zawodnik Legii nie gra z dziesiątką na plecach. W niedzielę o godz. 18 w kościele rzymsko-katolickim przy ul. Kokosowej 10 na warszawskim Ursynowie odbędzie się msza w intencji wybitnego piłkarza w 35. rocznicę jego śmierci oraz zmarłych Orłów Górskiego.