Ekspert Chatham House chwali postawę Polski. Wiele krajów Europy Zachodniej wciąż nie docenia skali zagrożenia ze strony Rosji i tylko markuje działania na rzecz odbudowy swoich potencjałów obronnych, choć przykład Polski pokazuje, że szybka odbudowa jest możliwa – wskazał w rozmowie z PAP Keir Giles, ekspert londyńskiego think-tanku Chatham House. Giles, który specjalizuje się w sprawach Rosji oraz bezpieczeństwa, jest autorem kilku książek na ten temat. W najnowszej „Who Will Defend Europe” („Kto obroni Europę?”), która ukaże się w październiku, stawia pytanie, czy Europa jest w stanie przeciwstawić się rosyjskiemu zagrożeniu.– Po ponad dwóch latach wojny w Ukrainie wciąż istnieje przepaść między krajami we wschodniej części kontynentu, które wyraźnie rozumieją zagrożenie i podejmują kroki w celu jego ograniczenia, a sporą częścią krajów Europy Zachodniej, które tego nie robią, bo uważają, że chroni je odległość i mają nadzieję, że nadal będzie to problem kogoś innego – tłumaczył Giles.Zdolności obronne– Wydaje się, że na przykład w Wielkiej Brytanii istnieje szeroka zgoda w rządzie i opinii publicznej, że należy coś zrobić, aby przywrócić zdolności obronne, ale nie doprowadziło to do żadnych działań na najwyższych szczeblach rządu. A teraz, wraz ze zmianą partii rządzącej decyzje, zostaną jeszcze bardziej odsunięte w czasie, więc kraj pozostaje coraz bardziej w tyle za zagrożeniem – ocenił Giles.W książce pokazuje, że poprzedni rząd Partii Konserwatywnej w rzeczywistości markował działania i wiele z dumnie prezentowanych oświadczeń, na przykład o zwiększeniu wydatków na obronność o 75 mld funtów czy budowie 26 nowych okrętów dla Royal Navy po bliższym przyjrzeniu po prostu było nieprawdziwych.Czytaj więcej: Tak Putin miał wywierać wpływ na Trumpa. Były doradca ujawnia– Nazywanie tego PR-em jest zbyt łagodne, ponieważ nie jest to tylko nadawanie pozytywnego wydźwięku wiadomościom, ale w rzeczywistości wydawanie oświadczeń, które są wprost kłamliwe. Jest to stały wzorzec działania brytyjskiego Ministerstwa Obrony, który z czasem stawał się coraz gorszy – komentował.Giles dowodzi w książce, że w Wielkiej Brytanii, podobnie zresztą jak w innych krajach zachodniej Europy, wydatki na obronność traktowano przez dziesięciolecia jako opcjonalny luksus, coś, na czym najłatwiej dokonywać oszczędności. W efekcie, wbrew zapewnieniom rządu, brytyjskie siły zbrojne przestały być siłą zdolną do odparcia zagrożenia.– Przez dziesięciolecia z założenia dokonywano co roku kolejnych cięć, choć od lat ostrzegano, że nie da się ograniczyć wydatków jeszcze bardziej bez faktycznego zneutralizowania zdolności bojowych Wielkiej Brytanii. Jedną z lekcji z wojny na Ukrainie jest to, że wojna na wyczerpanie nie jest czymś z przeszłości, a aby móc ją prowadzić, musisz mieć liczby – odpowiednią liczbę czołgów, ludzi i tym podobnych – a jednak nie przełożyło się to na brytyjskie zamówienia obronne. Dlatego w książce wskazuję w szczególności na Polskę, jako przykład dla reszty Europy, dotyczący uznania pilności wyzwania, jakim jest budowanie zdolności, ale też po prostu masy w celu powstrzymania przyszłej wojny – argumentował.Finlandia i Polska dają przykładGiles wyszczególnia w książce dwa kraje, które są przykładami do naśladowania, choć na różne sposoby – Finlandię i Polskę. – Finlandia nigdy nie straciła z oczu problemu i dlatego nigdy nie zdemontowała obrony cywilnej, całościowych planów obrony i nie osłabiała sił zbrojnych, więc nie musiała odbudowywać tego wszystkiego ogromnym kosztem, gdy wyzwanie stało się jasne. A fińska obrona cywilna i przygotowanie kraju do przetrwania i funkcjonowania w warunkach totalnego ataku wojennego, to przykład, do którego wiele innych krajów mogłoby aspirować – przekonywał.W przypadku wielu krajów, w tym Wielkiej Brytanii byłoby niezwykle trudne, bo wszystko trzeba zbudować od zera, a to wymaga dziesięcioleci. Dlatego dla kontrastu wskazuję na Polskę, która odbudowuje swoją obronę w konwencjonalnych kategoriach wojskowych tak szybko, jak to możliwe. – To przykład, który innym krajom byłoby znacznie łatwiej naśladować, gdyby tylko mogły znaleźć wolę polityczną, by stawić czoła skali wyzwania – powiedział Giles.Przyznał jednak, że znalezienie woli politycznej w tej sprawie w Europie Zachodniej wciąż jest bardzo trudne. – Wielu polityków porównuje obecną sytuację z późnymi latami 30. i zbliżającą się II wojną światową, ale niestety to porównanie to pod wieloma względami nie wypada na naszą korzyść. Istnieje wiele podobieństw do sytuacji, którą mieliśmy w 1938 i 1939 roku, kiedy to Czechosłowacja, a następnie Polska zostały poświęcone z powodu brytyjskiej niechęci i francuskiej niegotowości do walki – przypomniał.– Teraz to Ukraina ponosi te same konsekwencje z tego samego powodu. Ale w przeciwieństwie do późnych lat 30. XX wieku, reszta kontynentu, a w szczególności Wielka Brytania, nie rozpoczęła awaryjnego programu zbrojeniowego, który pozwolił jej przetrwać wczesne etapy II wojny światowej. Mniej więcej wszędzie na zachód od Warszawy istnieje dysonans poznawczy i świadome ignorowanie zagrożenia – wskazał ekspert.Dodał, że przekłada się to na działania NATO, które jest ograniczone wolą polityczną członków. Ocenił, że szczególnym wyzwaniem dla NATO jest potencjalne ograniczenie zaangażowania USA w obronę Europy, zwłaszcza jeśli wybory wygrałby Donald Trump.Wyzwanie egzystencjalne dla NATO– Wyzwanie związane ze zmianą nastawienia w USA jest potencjalnie egzystencjalne dla NATO. Trump wyraźnie dał do zrozumienia, że podważy gwarancję zbiorowej obrony, która stanowi cały sens istnienia NATO. Ale nawet bez Trumpa postawa Białego Domu widoczna w kontekście wojny na Ukrainie powinna stanowić bardzo niepokojący materiał do przemyśleń dla tych krajów, które polegają na wsparciu USA w przypadku rosyjskiej agresji, ponieważ wsparcie dla Ukrainy było bardzo nieśmiałe i zostało ograniczone w zakresie użycia broni dostarczonej przez Stany Zjednoczone. Jest to powód do niepokoju, niezależnie od tego, czy Donald Trump powróci do Białego Domu – zaznaczył.Giles napisał w książce, że Rosja ma świadomość, iż nie wygra wojny z Zachodem ani militarnie, ani gospodarczo, ale może ją wygrać politycznie. Co więcej, uważa, że prawdopodobieństwo takie się zwiększa.– Sugestia, że Rosja mogłaby postawić NATO przed wyzwaniem, któremu towarzyszyłyby groźby nuklearne, co skłoniłoby NATO do wycofania się i zaniechania ochrony jednego z najbardziej narażonych członków, jest czymś, co było bardzo powszechne na początku poprzedniej dekady po zajęciu Krymu, a teraz powraca ze względu na wątpliwości co do zaangażowania Stanów Zjednoczonych w zapewnienie, że Rosja poniesie druzgocące konsekwencje, jeśli zaatakuje państwo członkowskie NATO – ocenił.