Anne Applebaum w „Rozmowach niesymetrycznych”. – Mówimy o bardzo bogatych ludziach, miliarderach. W XX wieku nie myśleliśmy o wielkich dyktatorach jako miliarderach. Hitler, Stalin czy Mussolini mieli wszystko, ale nie mieli sekretnych zagranicznych kont bankowych i sieci biznesmenów, którzy popierają ich pomysły i władzę – powiedziała dziennikarka Anne Applebaum w programie „Rozmowy niesymetryczne” w TVP Info. Anne Applebaum to amerykańsko-polska dziennikarka, laureatka nagrody Pulitzera i publicystka amerykańskiego miesięcznika „The Atlantic”. Jest żoną polskiego polityka Radosława Sikorskiego. W połowie września w księgarniach pojawi się jej nowa książka „Koncern Autokracja. Dyktatorzy, którzy chcą rządzić światem”. Anne Applebaum w rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf przyznała, że kiedyś pisała więcej o historii, która ją pasjonowała. – Moje książki historyczne były o stalinizmie, autorytaryzmie i totalitaryzmie. Myślałam wtedy, że to książki o przeszłości i opisałam momenty historyczne, które nie wracają. Potem zrozumiałam, że w dzisiejszej rzeczywistości podobne fenomeny zaczynają się pojawić. Widzę polaryzację społeczeństw, chęć do autokratycznych rządów i zmiany w tym kierunku. Zrozumiałam, że te książki historyczne nie są aż tak zestarzałe i warto opisywać to, co się dzieje dzisiaj, bo ja się boję, że stare czasy mogą wrócić – stwierdziła. Jak dodała, „historia się nie powtórzy, zawsze jest inaczej, ale charaktery ludzi się powtarzają”. – Ludzie są tacy, jak zawsze byli i ten nurt prodyktatorski,ludzi, którzy wolą autokrację czy totalitaryzm, on nigdy nie zniknął. Nam się udało, mamy szczęście, że mieszkaliśmy ostatnie 25-30 lat w takim momencie, kiedy wszyscy chcieli demokracji, chcieli ją budować, ale ten stary instynkt cywilizacyjny, autokratyczny, wraca – powiedziała. Applebaum podkreśliła, że „konkurencja między światami demokracji i autokracji będzie istnieć już na pewno do końca mojego życia i kto wygra, to zależy oczywiście od nas”. – To, co my robimy dzisiaj, ma efekt dopiero jutro – dodaje. Jak dodała, w swojej najnowszej książce opisuje „sieć autokratów nie tylko w Rosji, Chinach, ale też Stanach Zjednoczonych, Europie i Polsce”. Czytaj także: Kogo Wałęsa widziałby w Pałacu Prezydenckim? Padły dwa nazwiska„Autokraci współpracują ze sobą”Tematem rozmowy były także nadchodzące wybory prezydenckie za oceanem. Poparcie dla Donalda Trumpa jest nadal bardzo silne. Kamala Harris ma minimalną sondażową przewagę nad byłym prezydentem. – Ludziom Trumpa nie przeszkadza poparcie rosyjskie. Propaganda czy dezinformacja prorosyjska w Stanach jest teraz współtworzona przez Amerykanów. Jest silna grupa Amerykanów, którzy powtarzają propagandę rosyjska albo język protrumpowski. Robią to z własnego woli – wyjaśniła. Applebaum zauważyła, że obecnie mamy do czynienia z czymś w rodzaju międzynarodówki dyktatorów. Wśród krajów autokratycznych, które współpracują ze sobą, dziennikarka wymieniła Rosję, Chiny, Iran, Północną Koreę, Kubę, Białoruś, Wenezuelę i Zimbabwe. – Jest grupa 10-15 krajów, które współdziałają i chociaż są różne ideologicznie, tak jak nacjonalistyczna Rosja i komunistyczne Chiny czy socjaliści w Wenezueli, ale mają jedną rzecz wspólną: nienawidzą świata demokratycznego i liberalnej idei – pomysłów, że nie ma być władzy absolutnej, że mają być „checks and balances” [mechanizmy kontroli i równowagi – red.], wolność słowa, niezależność dziennikarzy i sędziów. Wszystkie mechanizmy, które hamują absolutną władzę traktują jak wrogie. Im to przeszkadza, te idee są dla nich problemem – podkreśliła. Jak dodała, współczesnych autokratów odróżniają od tych z ubiegłego wieku pokaźne majątki. – Mówimy o bardzo bogatych ludziach, miliarderach. W XX wieku nie myśleliśmy o wielkich dyktatorach jako miliarderach. Hitler, Stalin czy Mussolini mieli wszystko, ale nie mieli sekretnych zagranicznych kont bankowych, sieci biznesmenów, którzy popierają ich pomysły i władzę. Nie mieli rodzin studiujących w Stanach Zjednoczonych pod innymi nazwiskami, co jest na przykład w Chinach i kompletnie inny tryb życia. Teraz muszą nie tylko dbać o swoją władzę, ale też o pieniądze, nie tylko o swoje, rodzinne, ale też grona biznesmenów, z którymi się przyjaźnią. I to jest coś nowego – wyjaśniła. Dziennikarka przyznała, że dzisiejsze autokracje, na co wskazuje Kuba czy Korea Północna, mogą długo trwać. – Współczesne autokracje są lepiej przygotowane na demonstracje, mają nowe techniki i technologie, głównie chińskie, kontrolowania ludzi. Mają też lepsze metody, żeby badać opinię publiczną i rozumieć, jakie są zmiany nastrojów społecznych i są dużo bardziej okrutne. Kiedyś nawet dla Związku Radzieckiego było ważne jak jest odebrany na świecie, na przykład Chruszczow chciał, żeby Związek Radziecki był postrzegany jako progresywny kraj. Putin się nie liczy z opinią publiczną, jemu jest wszystko jedno, jak zachodni dziennikarze o nim piszą. To widać też na Białorusi, w Wenezueli i innych tego typu krajach. Stworzyli system, w którym współpracują i pomagają sobie nawzajem – stwierdziła. „Nic nie jest dane na zawsze”Zdaniem Applebaum, demokratyczny świat mylił się, uważając, że ten system sam się obroni. – To jest błąd. Mieliśmy poczucie, że zwyciężymy, bo nasze idee są lepsze i specjalnie nie musimy nic robić. To był wielki błąd. Idee demokracji są silnie i poważnie krytykowane i trzeba ich bronić, jeżeli chcemy nadal żyć w społeczeństwie, gdzie nie ma władzy absolutnej, gdzie ludzie mają prawa, gdzie są niezależni sędziowie czy niezależne dziennikarstwo. Nic nie jest dane na zawsze - powiedziała.Dziennikarka w swojej książce opisuje, jak Bill Clinton na jednym ze spotkań w 2000 roku mówił, że Chińczykom trudno będzie kontrolować internet. – To byłoby jak wbijanie galaretki w ścianę – stwierdził. – I wszyscy się śmiali, ale oczywiście okazało się to możliwe. Chińczycy od początku internetu zaczęli budować system kontroli i teraz kontrolują wszystko: media społecznościowe i strony internetowe. Dla większości Chińczyków już nie ma innego świata, nie mają innej informacji niż to, co jest dozwolone przez reżim - powiedziała.Jak dodała, Chińczycy, Rosjanie i Irańczycy „w pewnym momencie zrozumieli, że nie wystarczy kontrolować informacji wewnątrz kraju, ale też trzeba zacząć atakować demokracje z zagranicy, bo ich obywatele chcą stworzyć inny system i mają inspirację od nas”. – Mamy mówić, że autokracja jest stabilna, bezpieczna, przewidywalna, a demokracja jest spolaryzowana, niestabilna, zdegenerowana. Używają tego języka nie tylko u siebie w domu, ale też na świecie. To słychać też w Polsce – podsumowała dziennikarka.