Wydarzenie rozpocznie się już w czwartek. W tym tkwi problem ludzkości: utraciliśmy połączenie z naturą i miejscami, do których należymy, z których wyrastamy. Internet to leniwy rodzaj ciekawości – mówi portalowi tvp.info duńska pisarka Dorthe Nors. Rozmawiamy przy okazji zbliżającego się Festiwalu Literacki Sopot 2024, którego będzie jedną z uczestniczek. Wydana ostatnio książka Dorthe Nors „Słone łąki. Wybrzeże Morza Północnego” w tłumaczeniu Elżbiety Frątczak-Nawotnej to medytacyjna podróż przez dzikość przyrody, pełna spotkań z mieszkańcami wybrzeża i refleksji nad artefaktami przeszłości. W rozmowie z portalem tvp.info autorka odpowiada na pytania o naturę języka, sztuczną inteligencję oraz wyjaśnia, czego możemy się nauczyć od ptaków. Mateusz Baran: Już niebawem przyjedziesz do Polski na festiwal Literacki Sopot. Ale teraz jesteś u siebie, w dziczy. Czy to tajemniczy domek z książki „Słone łąki”?Dorthe Nors: Jestem w moim letnim domku, ulokowanym na zachodnim wybrzeżu Morza Północnego w Danii. Nie mogę się natomiast doczekać przyjazdu do Sopotu. Nigdy tam nie byłam. Słyszałam jednak dużo dobrego o polskiej społeczności czytelniczej. Wracając do twojego pytania. Tak, ten domek można odnaleźć w mojej powieści. Nazywam go „Tajemniczym miejscem”, „kryjówką”. Tutaj napisałam sporą część mojej książki. W zasadzie… teraz tutaj mieszkam. Czekam na przeprowadzkę do nowego domu i od trzech miesięcy to duńskie wybrzeże jest moim domem. To miejsce ma dla Ciebie szczególne znaczenie. Odkąd pamiętam, ten domek należał do mojej rodziny. Przyjeżdżam tu przez całe życie. Domek jest bardzo malutki, był używany przez robotników, którzy budowali Wał Atlantycki podczas II Wojny Światowej. Ulokowany jest w rezerwacie ptaków. Są tu tylko gęsi i wspaniały krajobraz. Od oceanu dzielą mnie dwa kilometry! To mój mały wszechświat, nieskazitelny i piękny. To moje ulubione miejsce do czytania książek. Żałuje, że nie mogę tu spędzać zimy, ale domek jest mały i dość prymitywny. Nie jest ogrzewany. Nie ma tu prądu, ani bieżącej wody. To miejsce w prawdziwej dziczy. Twoja książka to kontemplacja przyrody. Sporo uwagi poświęcasz właśnie ptakom i ich naturze. Mam wrażenie, że poprzez ptasią opowieść chcesz nam coś powiedzieć o człowieku. Kocham ptaki. Figura i natura ptaka ma dla mnie zarówno symboliczny, jak i realny wymiar. Są świetnymi nawigatorami, są stworzone do nawigacji. To ich sposób na przetrwanie – aby przeżyć w dziczy, w naturze, musisz być z nią połączony.Ptaki są połączone z naturą swoją fizjologią poprzez mózgi, przez to, jak działają ich uszy i oczy. Myślę, że tutaj tkwi problem ludzkości. Utraciliśmy to połączenie z naturą i z miejscem czy miejscami, do których należymy, z których wyrastamy. W tej książce staram się zbadać, jak na naszą tożsamość wpływa miejsce, które nas otacza. Jestem nierozerwalnie połączona z krajobrazem mojego dzieciństwa, z miejscem, w którym dorastałam. Mimo przeprowadzki do Kopenhagi, podróży po całym świecie, mieszkania w Nowym Jorku, od zawsze – fizycznie wręcz – tęskniłam za tym krajobrazem. Nazywam to egzystencjalnym połączeniem z miejscem. To ma w sobie coś z magnetyzmu, dzięki któremu ptaki orientują się w terenie. Myślę, że my, ludzie, zapomnieliśmy, że jesteśmy częścią natury. Mamy w sobie wszystkie niezbędne instrumenty, aby powrócić na jej łono, ale żyjemy tak skomplikowanym, nowoczesnym, cywilizowanym życiem, że o tym zapominamy. Krok wstecz może wydawać się przerażający, bowiem wymaga ponownej nauki języka i komunikacji, których zapomnieliśmy. Ale wierzę, że jest możliwy. Wierzę, że język do komunikacji z naturą wciąż w nas istnieje. To przekonanie i ta tęsknota były we mnie bardzo silne. Więc przeprowadziłam się z powrotem w te rejony, po wielu latach nieobecności.Twoją książkę odczytuję też jako przewodnik dla współczesnego, zabieganego człowieka. Albo poradnik jak się zatrzymać i wrócić do źródła. Czyli do natury i krajobrazu. Mam nadzieję, że ta książka zainspiruje czytelników. Mój krajobraz to tylko punkt wyjścia. Każdy z nas ma własne historie. Jesteś w Polsce, więc masz swój własny, unikalny krajobraz! Kiedy książka została opublikowana w Stanach Zjednoczonych, identyfikowali się z nią czytelnicy z równin nad rzekami. W mojej historii odnaleźli swoje. W tym wszystkim chodzi o zanurzenie się w krajobraz, aby otworzyć się na to, co cię otacza. Wsłuchać się w tę opowieść. Odkryłam, że kiedy pojawiam się w danym miejscu, zaczyna ono do mnie mówić. Opowiada mi o sobie, snuje swoją historię. Brzmi to bardzo abstrakcyjnie, ale to proste. Pojawiasz się w konkretnym miejscu, a twoje wspomnienia w nim się osadzają. Wydaje się, że właśnie abstrakcyjnego myślenia bardzo nam dzisiaj brakuje. Wszystko mamy podane na tacy, bardzo dosłownie. W świecie zdominowanym przez social media, szybki komunikat, sugestywne nagłówki, wyobraźnia ubożeje. To wszystko kwestia dociekania rzeczywistości. Kontemplacja natury wymaga innego rodzaju ciekawości. Kontakt z dziczą uruchamia abstrakcyjne myślenie, zmusza do zadawania nieoczywistych pytań. Media społecznościowe to również ciekawość, ale taka bardzo zwykła ciekawość. To tak, jakby się zastanawiać nad tym, co robi mój sąsiad? To taki pewien rodzaj wścibstwa. Na kogo inni głosują? Czy żyją tak, jak ja? Paradoksalnie media społecznościowe zamykają nas w naszych małych, ciasnych światach. Wychodząc poza nie, można się natknąć na nowe światy, fale percepcji i idei, które są abstrakcyjne.Cóż, trzeba włożyć nieco wysiłku w ich zrozumienie. W zrozumienie natury rzeczy. Internet to leniwy rodzaj ciekawości. Przyroda, krajobraz, czy literatura to zupełnie inny kod przeżywania świata. Dają do myślenia, podtrzymują intelektualnie i duchowo. Pozwalają ruszyć się z kanapy i odkleić od ekranu smartfona. Nie zapominajmy, że do gry wkroczył nowy zawodnik. Sztuczna Inteligencja generuje światy i obrazy, które zaczynają konkurować ze światem realnym. To jest kolejny powód, dla którego powinno się wejść w rzeczywisty krajobraz, ponieważ jest prawdziwy! Prowadzę swoją prywatną wojnę z AI! Za każdym razem, gdy widzę coś, co jest generowane przez AI, po prostu to usuwam. Rzeczywistość zaczyna się wypaczać, nie jesteśmy pewni, co jest prawdziwe, a co nie. Mój apel brzmi: proszę, idź na długi spacer, do lasu, nad morze; idź nad rzekę, po prostu tam usiądź i patrz. Ponieważ to jest prawdziwe! To nie oszuka twoich zmysłów. Wtedy dostrzeżesz różnicę! W Internecie jest wiele zdjęć wygenerowanych przez AI, przedstawiających wyimaginowane zwierzęta. Na przykład domniemany obraz pawia. Istnieje jakiś kompletnie szalony obraz pawia, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ale ludzie dzielą się nim, ponieważ nigdy nie widzieli prawdziwego pawia! Więc apeluję do ciebie, drogi czytelniku: wyjdź i znajdź prawdziwego pawia, żebyś mógł dostrzec różnicę. Odejdź od komputera, podejdź do drzwi i wejdź w rzeczywistość, proszę! Zrób to teraz, zanim stracisz z oczu, co jest prawdziwe. Czy właśnie dlatego zajmujesz się literaturą? Literatura jako symboliczne wyjście przez drzwi do realnego świata? Literatura to jest moje ulubione miejsce. Praca z językiem, próba wyrażenia rzeczy, które są dla mnie ważne w możliwie najbardziej precyzyjny sposób, to jest to, co kocham. Ale niezwykle ważny jest dla mnie kontakt z drugą osobą, również z czytelnikiem. Literatura nie może funkcjonować w komorze echa.Literatura to rodzaj komunikacji z ludźmi, duchami, doświadczeniami i wspomnieniami. Ja po prostu kocham pisać. Myślę, że urodziłam się pisarką, lub przynajmniej – narratorką.Kocham też czytać! Czytanie jest bardzo ważną częścią bycia pisarzem. W przyszłym roku wydaję nową książkę w Danii. Będzie o astrofizyce, a ja nie znam matematyki. Nie mam o niej najmniejszego pojęcia! Ale samo wejście w ten świat i sprawdzenie, co mój język może mi dać w zakresie wiedzy o świecie, którego nie rozumiem, jest po prostu cudowne. Ale nie tylko piszesz. Jesteś też tłumaczką. Jak doświadczenie translatorskie wpłynęło na Ciebie jako pisarkę? Kiedyś tłumaczyłam. Teraz skupiam się głównie na pisaniu. Rodzaj odpowiedzialności różni te dwie profesje. Jako tłumaczka odpowiadam jedynie za tłumaczenie. Musi być dobre. Ale już za książkę odpowiada pisarz. Sam akt tłumaczenia natomiast jest cudowny. Zakopujesz się w języku, w słownikach. Rozgryzasz i sprawdzasz niuanse, konteksty. Stajesz się językowym nerdem. To jest uspokajająca praca. Książka jest już napisana, a ja mam za zadanie po prostu bawić się językiem. To zupełnie inna odpowiedzialność niż napisanie książki, w której czytelnicy będą mogli się zatracić. Ale wiele się nauczyłam dzięki tłumaczeniom o naturze języka. Skoro już mówimy o naturze języka, jak odnosisz się do zmian, które w nim obecnie zachodzą? Młode pokolenie jest na nie otwarte, ale nie wszyscy są gotowi je zaakceptować. Język zawsze był płynny. Dostosowuje się do społecznych zmian, reaguje na rzeczywistość. Ale jego ewolucja wymaga czasu. Niezależnie do wprowadzanych zmian i tak będzie się zmieniał w swoim naturalnym rytmie. Adaptował. Jeżeli cofniemy się o sto lat, zauważymy, że niektóre słowa i frazy oraz sposób mowy zmieniły się. Kiedy oglądałam wiadomości sprzed pięćdziesięciu lat, jestem nieco zszokowana. Naprawdę tak się mówiło, kiedy byłam dzieckiem? Już od czasów mojej młodości język uległ ogromnej transformacji. Sama nie należę do osób, które się tych zmian obawiają. Nie obawiam się obcych wpływów, bo przecież od zawsze były obecne w duńskim. Adaptowaliśmy niemiecki, francuski, angielski, a następnie przekształcaliśmy i zamienialiśmy w coś innego. Ponieważ język jest żywą istotą. William Burroughs powiedział, że to wirus z kosmosu. Język jest wirusem z kosmosu, ale jest też bardzo ludzkim zjawiskiem.To część tego, kim jesteśmy, dlatego się rozwija i ewoluuje. Więc nie martwię się tak bardzo o jego przyszłość, ale rozumiem, naprawdę rozumiem, że dla starszych pokoleń zmiany te mogą być trudne do zaakceptowania. Transformacja jest trudna, ale i tak nadejdzie. Czy tego chcemy czy nie. I to jest w porządku! *** Dorthe Nors (ur. 1970) – duńska pisarka, eseistka, tłumaczka z angielskiego i szwedzkiego. Absolwentka literaturoznawstwa i historii sztuki na Uniwersytecie w Aarhus. Autorka kilku powieści i tomów opowiadań, w tym wydanej w Polsce „Lusterko, ramię, kierunkowskaz”, która znalazła się w finale Nagrody Bookera. Międzynarodową popularność przyniosły jej krótkie formy. Jest pierwszą Dunką w historii, której opowiadania ukazały się na łamach „New Yorkera”. Publikowała, także m.in. w „Guardianie”, „Vi läser”, „Electric Literature” i „The Literary Hub”. Jest laureatką Literackiej Nagrody im. Pera Olova Enquista. Za „Słone łąki”, swoją pierwszą książkę non fiction, otrzymała nominacje do Amerykańskiej Nagrody Krytyków Literackich oraz Nagrody Amerykańskiego PEN Clubu. Mieszka na północy Półwyspu Jutlandzkiego.