Wybitna piosenkarka była gościną programu „Rozmowy (nie)wygodne”. Włodzimierz Korcz niedawno posłuchał oryginalnego nagrania „Odkryjmy miłość nieznaną”, to się zdziwił, że teraz lepiej śpiewam tę piosenkę – mówiła piosenkarka Alicja Majewska w programie Mariusza Szczygła „Rozmowy (nie)wygodne” TVP Info. Alicja Majewska z powodzeniem występuje na scenach już od pięćdziesięciu lat. Na spotkanie z piosenkarką Mariusz Szczygieł przyniósł pocztówkę z 1979 roku z jej wizerunkiem, którą kupił przed laty na aukcji. – Miałam kiedyś fana, który słał mi listy, opowieści, potem się okazało, że miał problemy schizofreniczne. W tych listach nieraz proponował mi wspólne życie i troszczył się, że jak będziemy mieć dziecko, to żeby pić mleko. Kupił sobie taką pocztówkę w kiosku, tam byłam wprawdzie bardziej uśmiechnięta, z refleksją, że uśmiech na pocztówce jest dla wszystkich, a nie dla niego – opowiada. Dodaje, że pod koniec lat 70. „miała w sobie dużo niepewności i wątpliwości, bo było to przed nagraniem piosenki ważnej w zawodowym życiu”. Chodzi o utwór „Jeszcze się tam żagiel bieli”, który powstał w latach 80. Alicja Majewska podkreśla, że dziewczyna ze zdjęcia, którą wtedy była, „nie wiedziała jeszcze, co dzięki Bogu, wiedział już Włodzimierz Korcz, że ma potencjał w sobie”. Mariusz Szczygieł zdradził, że piosenkarka – zdaniem jego mamy – jest bardzo modna i dlatego jest zapraszana do występów na wszystkich festiwalach. Dodał, że śpiewa tak samo jak trzydzieści lat temu. „Teraz lepiej śpiewam”– Nawet podobno lepiej. Włodzimierz Korcz tak twierdzi. Jak niedawno posłuchał oryginalnego nagrania „Odkryjmy miłość nieznaną", to się zdziwił, że teraz lepiej [śpiewam tę piosenkę – red.] – mówi artystka. Przyznaje, że mimo upływu lat nie zmieniła tonacji. Jej zdaniem, zawdzięcza to lekcjom śpiewu u profesor Olgi Łady. – Stosowała ćwiczenia w rozszerzaniu skali, wyrównywaniu dźwięków. To jest podstawa. A druga rzecz to ciągłość używania aparatu, bo różne były lata, ale nie było miesiąca, w którym bym nie śpiewała. Współpraca z Włodkiem Korczem sprawiła, że były nie tylko piosenki, ale też duże przedsięwzięcia oratoryjne, które wymagały sprawności i dojrzałości emocjonalnej. No i techniki wokalnej również. Ja to wszystko pokonywałam – opowiada Majewska. – Jak Włodzimierz Korcz przynosił mi jakieś ogromne dzieło do zaśpiewania w oratoryjnych rzeczach, to zdecydowanie mówiłam: „Włodku, to na pewno za trudne dla mnie”. Siła ćwiczeń i wiara Włodzimierza Korcza sprawiały, że dawałam radę. Śpiewałam te trudne dźwięki i wysokie, i długie. Jestem osobą, która sama w siebie specjalnie nie wierzyła. Dobrze, że byli tacy, co wiedzieli, że to się tak skończy, jak jest w tej chwili – dodała. „Najważniejsze są te piosenki, z których się żyje”Mariusz Szczygieł zapytał wokalistkę o najważniejszą piosenkę w jej repertuarze. - Najważniejsze są te piosenki, z których się żyje, bez których publiczność nie wyobraża sobie koncertu wykonawcy. Mam takie – przyznała. Wymieniła „Żagiel”, "Odkryjmy miłość nieznaną" i „Być kobietą”. Alicja Majewska przyznała, że dziennikarze pytają ją, czy feministki nie mają jej za złe słów „Żagla”, w której padają słowa: „bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać". – Feministki mają mi za złe, ale powinny znać anturaż powstania tej piosenki. Piosenka była na festiwal o tematyce "człowiek i morze", więc [Wojciech – red.] Młynarski wybrał rybacką scenerię. Z potrzeby serca rysował mi swoje skojarzenia związane z piosenkami i mam taki obraz - łódeczka gdzieś w morzu, żagiel powiewa, a na brzegu, nakryte czarnymi chustami kobiety czekają, aż ta radości łza się pojawi na szczęśliwy powrót rybaków. Czasy się zmieniły, panowie przechodzą na urlopy tacierzyńskie, ale w pewnych zawodach pewnie nie aż tak, tak więc podejście feministyczne do tego trzeba zweryfikować – wyjaśnia piosenkarka. Dodaje, że kiedyś poznała kobietę, której mąż był marynarzem i przeżywała długie rozłąki z nim. – Ona twierdziła, że słuchanie tej piosenki pozwala jej trwać, a żeby nie podchodzić cały czas do magnetofonu, to na dwóch stronach kasety sobie nagrała tę jedną piosenkę i tak to leciało. Nigdy nie przeceniałam wagi naszego zawodu. Śpiewamy, bo kochamy śpiewać. Cudownie, że mamy dla kogo, czyli są ludzie, dla których nasze piosenki są bliskie, ważne – dodaje. Nie osobista, a dobra Jej zdaniem teraz wśród piosenkarek panuje moda, którą nazywa "każda Kasia sama sobie pisze piosenki". - Wykonawca ma być wiarygodny, a piosenka ma być dobra! Czy Maryla Rodowicz sama sobie pisała teksty? Nie! Głównie Osiecka. Czy Grzegorz Markowski z Perfectu pisał sam teksty? Nie! Pisali ci, którzy robią to lepiej i dlatego te piosenki są uniwersalne, budzą emocje, bo to jest ważne. Nie najważniejsze, że jest osobista, ważne żeby była dobra – podkreśla. „Najtrudniejszy jest brak porozumienia”Alicja Majewska przez wiele lat opiekowała się ciężko chorą mamą. – Dwanaście lat mama u mnie mieszkała. Po ciężkim udarze i z afazją. Do 84. roku życia biegała, fruwała, woziłam te pierożki, barszczyki, u mnie zawsze w lodówce była zupa pomidorowa. Mama mieszkała z Milanówku. I potem bardzo ciężki wylew. Był oczywiście okres rehabilitacji, mama wtedy była we Wrocławiu, u siostry, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że na próbę wezmę ją do Milanówka – mówi piosenkarka. Jak dodaje, szczęśliwie jej mieszkanie jest na ostatnim piętrze i przed laty majster zaadaptował też strych na dodatkowe pomieszczenie. – Jak mama zachorowała, mogła być w mojej sypialni, obok był pokój dla opiekunki. Mama po afazji nie chodziła, sadzało się ją na krześle, na fotelu, jadła z nami obiad. Mogłam to zrobić – opowiada. – Najtrudniejsze jest brak możliwości porozumienia. Przy świadomości, bo afazja polega na tym, że umysł pracuje tak samo, a ta niemożność wypowiedzenia się. Mama przez pierwszy rok nie wydawała żadnego dźwięku, żadnej artykulacji. Potem pojawiło się "a" i zamienniki, u mamy to było "lato, lato", ale to nic nie znaczyło. To "lato" było wyrażane z różną intencją. Mama nieraz była podenerwowana i wtedy to było: „lata, lato, lato, lat!" Ale miała dużo pokory. To jest totalne uzależnienie od środowiska – opowiada. – Miałam możliwość, w związku z mamy chorobą, przekazać jej moje uczucia. Mnie to pokazało siebie inną. Taką, jaką się nie znamy w żadnej sytuacji, nie wiemy, jak się zachowamy, dopóki nie będziemy sprawdzeni. Sprawdziło się, dlatego że miałam możliwość lokalową, mogłam robić na górze próby i normalnie żyć – podkreśla. „Najtrudniejsza jest bezsilność”Dodaje jednak, że miała przez cały dzień opiekę dla mamy. – Poznałam przez to różnych ludzi, różne były problemy. Z jedną z opiekunek się przyjaźnimy wiele, wiele lat. Jak już mama odeszła, to ona została na prawach członka rodziny. Gdyby taki okres nie nastąpił w moim życiu, to może miałabym wyrzut, że czegoś było za mało. Trzeba starać się tak żyć, jakby ten dzień był ostatnim w naszym życiu. Nie da się cały czas tego kontrolować, ale z tyłu głowy trzeba pamiętać o tym – podkreśla. Piosenkarka dodaje, że „najtrudniejsza jest bezsilność, gdy nasz bliski nie może przekazać emocji”. – Niemożność pomocy. Mama miała swój pokój, ze zdjęciami wnuków i prawnuków, ale wieczorem zdrowa osoba idzie na górę, w każdym momencie sobie światło zgasi albo włączy telewizor czy wypije wodę, a mama... Zostawia się człowieka, który jest tylko zdany na nas. I trzeba być bardzo wyczulonym na jego potrzeby – podkreśla. Dodała, że rozmawiała z kobietami, które opiekowały się swoimi niedołężnymi rodzicami, którzy w dzieciństwie nie okazywali im miłości. – To było bardzo trudne, bo żyły całe życie z niedosytem miłości rodziców, a potem, z racji człowieczeństwa, jednak trzeba po ludzku się zachować i opiekowały się tymi rodzicami. Myślę, że to jest wtedy dużo trudniejsze. Ja miałam co oddawać. Jeśli tego nie ma, to wtedy jest poświęcenie. Nieraz usłyszałam to od znajomych. To nie są poświęcenia. Poświęcenie to jest pewnie wtedy, kiedy ma się wiele za złe. Zaciska się zęby i robi coś dla drugiego. Dziennikarz zapytał, czy Alicji Majewskiej zdarza się czasem zakląć. – Rzadko, ale przedostatnio mi się zdarzało oglądając pewne wystąpienia klasy politycznej. Jak kierowca zajedzie mi drogę, to się wkurzam oczywiście, zdarzało mi się. Taka znów fantastyczna to nie jestem.