Polityk PSL w programie „Sto pytań do” TVP Info. Marek Sawicki, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, nie obawia się rozpadu koalicji rządzącej i przedterminowych wyborów z powodu braku porozumienia w sprawie aborcji. – To nie jest mój problem, to problem Donalda Tuska. To on spajał tę koalicję i jeśli te sprawy chce stawiać na ostrzu noża, a nie były one w umowie koalicyjnej, to jego odpowiedzialność, a nie moja. Ja nikomu nie składałem obietnic – powiedział polityk w programie „Sto pytań do”. Na całą rozmowę zapraszamy w sobotę o godz. 20.00 do TVP Info. Legalizacja aborcji do dwunastego tygodnia ciąży była jednym z tematów rozmowy z posłem Markiem Sawickim w programie „Sto pytań do” TVP Info. Dziennikarz Maciej Kluczka z TOK.fm zapytał polityka, czy PSL nie obawia się, że głosując przeciwko projektowi Koalicji Obywatelskiej w sprawie złagodzenia przepisów aborcyjnych doprowadzi do rozpisania wcześniejszych wyborów. – Pan życie ludzkie traktuje jako politykę, ja traktuję jako prawo konstytucyjne. Chcę wyraźnie powiedzieć, że w konstytucji mamy pewne zapisy i na dzień dzisiejszy nie ma większości do jej zmiany, a życie jest chronione. Sąd w Radomiu orzekł, ze życie zarodka jest ważniejsze niż wola ojca, więc warto się nad tym zastanowić – powiedział Marek Sawicki. Chodzi o wyrok, który zapadł przed sądem rejonowym w Radomiu na początku sierpnia tego roku. Sąd orzekł, że prawo zarodka do urodzenia przez matkę jest ważniejsze od tego, czego chce ojciec dziecka. Spór sądowy toczył się między dwojgiem małżonków, którzy się rozwiedli. Wcześniej jednak w wyniku procedury in vitro zamrozili zarodek. Mieli troje dzieci, a po rozwodzie kobieta zdecydowała, że chce urodzić kolejne i sąd przychylił się do jej decyzji. „Ja nikomu nie składałem obietnic”Dziennikarz dopytywał polityka, czy nie obawia się jednak rozwiązania koalicji w razie różnicy zdań na temat aborcji. – To nie jest mój problem, to problem Donalda Tuska. To on spajał tę koalicję i jeśli te sprawy chce stawiać na ostrzu noża, a nie były one w umowie koalicyjnej, to jego odpowiedzialność, a nie moja. Ja nikomu nie składałem obietnic, ani przed tymi, ani przed poprzednimi wyborami. Ja do Sejmu nie jestem wrzucany przez nie wiadomo kogo. Mam określoną grupę wyborców, w której funkcjonuję od ponad 30 lat i z wyborów na wybory moje poparcie się nie zmniejsza – wyjaśnia poseł PSL. Dodaje, że jego wyborcy znają go i akceptują jego poglądy. – Jeśli państwo mówicie, że jest powszechne poparcie dla liberalizacji aborcji, bo tak się mówi, to jest proste rozwiązanie, które podajemy, chociaż nie jest zgodne z moim poczuciem wartości i ochrony życia. To przywrócenie kompromisu aborcyjnego, który przez wiele lat obowiązywał i który trybunał Julii Przyłębskiej zburzył. To już jest jakiś krok w kierunku, którego oczekują środowiska liberalizujące. Można ten krok zrobić. Druga rzecz: nigdy nie ośmieliłbym się napisać o kobietach, które wyszły na ostatni protest przed Sejm w sprawie depenalizacji aborcji, jak napisała to wiceszefowa „Faktu”, pani redaktor [Aldona – red.] Toczek. Ona napisała, że wściekłe kobiety wyszły na ulicę. No, ale te niewściekłe zostały w domu – przekonuje Sawicki. Nie boi się przedterminowych wyborów. – Niczego się już nie boję. W życiu pewne są dwie rzeczy – podatki i śmierć. Śmierć nikogo z nas nie minie – podsumował. Marek Sawicki przyznał, że uszanowałby wolę głosujących i zagłosował za liberalizacją przepisów aborcyjnych, jeśli w referendum większość by tego chciała. – Część dziennikarzy podchodzi do tego, jako do kwestii wiary, a ja podchodzę także jako do kwestii wykonywania prawa w Polsce. To prawo, póki co, w konstytucji jest zapisane. Jeśli chcemy je zmieniać, to zmieńmy je w sposób prawny, a nie na takiej zasadzie, że wprowadzamy ustawę i ustawowo zmieniamy zapisy konstytucyjne – dodał Sawicki.