Rozmowa z Karoliną Sulej, autorką książki „Era Taylor Swift”. - Wydaje mi się, że to jest w pewnym sensie głos całej demografii, bardzo demokratyczny. Taylor zaczynała jako gwiazdka dla nastolatków, w szczególności dla dziewcząt, natomiast dzisiaj słuchają jej ludzie w każdym wieku. Od bardzo młodych do bardzo dojrzałych. O ile kultura amerykańska nie cieszy się specjalną popularnością, o tyle ona już tak – mówi w rozmowie z tvp.info Karolina Sulej, autorka książki „Era Taylor Swift”. Za nami pierwszy z trzech koncertów, jakie piosenkarka zagra w Warszawie. W stolicy pojawiły się tłumy fanów, nie tylko z Polski. Na wejście na PGE Narodowy niektórzy czekali od wczesnych godzin porannych, wydali fortunę na gadżety związane z ich idolką. Byli w euforii, gdy przywitała się z nimi po polsku. Na czym polega jej fenomen? Dlaczego uznawana jest za „uniwersum popkultury” a na swoich koncertach gromadzi miliony fanów? Jedno z pytań, jakie zadajesz we wstępie do swojej książki, brzmi: „Czy można nosić róż i mieć poglądy?”. Czy w przypadku Taylor Swift jest to możliwe? Absolutnie tak. Taylor musiała jednak do tego zdania dorosnąć – róż jest tu metaforą dziewczęcości, bycia miłą, sympatyczną dziewczyną. Taylor musiała przekonać się, że nie musi rezygnować ze swojej osobowości cechującej się ciepłem i otwartością, żeby jednocześnie mieć jasno określone, głośno wypowiadane poglądy. Przyglądaliśmy się przez lata jak bardzo ambitna, utalentowana, ale jednak wychowywana pod kloszem dziewczyna, w takiej rodzinie z amerykańskiego przywileju, dorasta na naszych oczach. Staje się młodą kobietą, która chce mieć, a przynajmniej walczy o to by mieć władzę nad tym, co tworzy, o swoją pozycję w branży, a także o to jak są traktowane w niej inne kobiety. Jak dorasta artystycznie i wraz ze zmieniającą się branżą muzyczną staje się innowatorką. Zaczynała jako taka klasycznie miła, grzeczna, amerykańska „sweetheart”, amerykańska dziewczyna z sąsiedztwa, która lubi klasyczny czerwony kolor na ustach, krótkie sukienki, czy tzw. kobiece kolory. Wciąż nosi się jak dziewczyna z kanonu urody, ale jednocześnie te swoje atuty bierze pod włos, komentuje. Klasyka, norma, którą reprezentuje, jest uzupełniana o buntowniczy innowatorski rys, o auto-satyrę, o przenikliwe teksty i świadome zabiegi wizerunkowe. Taylor nie tworzy produktu, ale personę. Jest na scenie już od 15 lat – wciąż utrzymuje spójność przekazu, nadal jest „swoja własna”, chociaż się cały czas wymyśla na nowo. Można powiedzieć, że jest kimś więcej niż tylko gwiazdą muzyki. Raczej twórczynią uniwersum w rodzaju tych Harrego Pottera czy Disneya i liderką opinii. Ten róż w jej wydaniu kojarzy się z dziewczęcością, pewnego rodzaju wdziękiem, delikatnością i wrażliwością a jednocześnie ma ona dziś sprawczość, władzę, kieruje swoim życiem. Taylor pokazuje, że kobieta może być taka, jaką zapragnie. Nie ma w tych pragnieniach sprzeczności.Uniwersum popkultury. Co kwestionuje fenomen Taylor Swift? Użyłaś magicznego sformułowania „uniwersum popkultury”. Jak Ty to rozumiesz w jej kontekście? Uniwersum jest ważnym słowem w kontekście Taylor Swift, ale często używanym bez zrozumienia. Fenomen Taylor kwestionuje tradycyjne, chronologiczne postrzeganie kariery artysty - wydarzenia, nagrody, dyskografia. U Taylor takie linearne czytanie jej twórczości nie ma sensu, bo ona sama się często auto-cytuje, na meta poziomie komentuje to, co robi, wielokrotnie wraca do pewnych koncepcji, które się pojawiają na jej płytach, cały czas je modyfikuje, ponownie nagrywa swoje płyty, odkurza piosenki z archiwów. Nawiązuje do rozmaitych epok w muzyce czy gatunków, jak np. do lat 80., folku, czy lat 60. Obficie cytuje, mieści w tych lapidarnych popowych piosenkach wiele nawiązań do literatury czy pop kultury amerykańskiej. Można powiedzieć, że to jest przegląd przez taki amerykański literacki zasób, np. w formie powieści Hemingwaya czy wierszy Sylwii Plath. Pojawiają się w jej utworach nawiązania do amerykańskiego gotyku, czy angielskiego romantyzmu, ale też do klasycznych archetypów jak cheerleaderka czy futbolista, czy pewnych ikonicznych wydarzeń, jak na przykład bal maturalny. Tak jak już wspomniałam to jest opowieść o takiej „sweetheart”, która jest świadoma tego, co opowiada i bierze to w cudzysłów. Podobnie robi ze swoją twórczością i ze sławą, którą zyskała. Pojęcie uniwersum dotyczy też tego, w jaki sposób Taylor Swift zarządza swoim przedsiębiorstwem i komunikatami, które wysyła do swoich fanów - „rozmawia” z nimi za pomocą różnego rodzaju interaktywnych gier. Daje im zagadki tzw. „easter eggs” (jajka niespodzianki – przyp. red.) i w piosenkach, i w materiałach wizualnych, czy teledyskach. Każda jej płyta ma określoną estetykę. Stroje Taylor to też nie jest przegląd najnowszych trendów, ale stylizacje wybierane pod album. Wydaje mi się, że bez zbudowania uniwersum, nie byłoby możliwe stworzenie fandomu (społeczności fanów – przyp. red.)- zdecydowanie bliżej mu do cosplayerów, nerdów niż konsumentów płyt. Fani Taylor tworzą różnorakie grupy. Są m.in. tak zwani klauni, czyli ci, którzy najlepiej odnajdują się w poszukiwaniu zagadek i rozwiązań do nich. Są artyści DIY, którzy tworzą stylizacje nawiązujące do tego jak się ubiera Taylor przy okazji kolejnych płyt. A wszyscy Swifties noszą „bransoletki przyjaźni”, które są znakiem życzliwości, porozumienia, ich znakiem rozpoznawczym. Z kim z przeszłości i teraźniejszości zestawiłabyś Taylor Swift? Madonna, Michale Jackson? Beyonce? Absolutnie bym jej nie zestawiała z Beyonce, to są kompletnie inne bajki. Jeśli już, to ze wspomnianym przeze mnie na okładce magazynu „Książki” Bobem Dylanem, ale nie tylko z tych powodów, o których pisał „New York Times”. Porównano ją z nim ze względu na geniusz pisarski. Uważam, że podobnie jak Bob Dylan był w latach 60. i 70. taką gwiazdą na czas zmian kulturowych, tak i dzisiaj Taylor jest taką gwiazdą w naszych, liminalnych czasach. Różnica polega na tym, że Dylan działał w sferze rock and rolla, który stał się pop kulturą, był kojarzony z alternatywą. Natomiast Taylor od samego początku działała w samym środku branży muzycznej, w mainstreamie. Taylor zaczynała swoją karierę, jeszcze wtedy, gdy wychodziły płyty CD, ludzie chcieli się bawić, popularny był teen pop (młodzieżowy pop – przyp. red.) było dużo optymizmu w kulturze. Przez te lata, gdy dorastała świat się zmieniał, podobnie jak realia muzyczne. Ona to bardzo mocno odzwierciedlała w tym, jak się kształtowała jej kariera i w jaki sposób w tej branży muzycznej uczestniczyła. Z dziewczyny, która słuchała się wytwórni i robiła to, co do niej należy, stała się osobą decyzyjną w skali całej branży. Z gwiazdy, która była popularną piosenkarką muzyki country i sprzedawała płyty, stała się globalną osobą publiczną, która trafia na okładki pism jako człowiek roku, a jednocześnie wciąż jest na listach przebojów na Spotify. Taylor pozostaje ludzka i autentyczna – pisze o potrzebie bliskości, odsłanianiu się przed sobą, byciu otwartym, poczuciu bezpieczeństwa. To jest to za czym my wszyscy w dzisiejszym chaosie tęsknimy. Jej życzliwość, to, że jest tak zwyczajnie miła i ciepła dla ludzi, rozbraja. To również moim zdaniem pokazuje, że dziś dzielenie na niszę i mainstream nie ma absolutnie żadnego sensu. Chodzi o prawdę, jaką przekazuje artysta i Taylor ją ma. Trafia w nasze tęsknoty, daje nam uziemienie. Przypomina, że w każdym z nas jest potrzeba pewnego rodzaju zwyczajności. Wydaje mi się, że coś takiego niesie ze sobą. Poza tą wspomnianą dziewczęcością, również swojskość. Robi to nie do końca świadomie, ale to stało się jej kluczem do sukcesu. Taylor Swift to nie Beyonce. Wybrała drogę emocjonalnej subtelności W książce piszesz o tym, że to fani zwrócili jej uwagę na to, że na każdej jej płycie to piosenka, która jest piąta z kolei, jest tą, która ma najważniejszy przekaz. Posłuchała ich i zaczęła tak robić. Z drugiej strony walczy o to, by inność, była akceptowana. Podobnie robi Beyonce, ale u niej bariera między fanami a nią jednak istnieje. Tak rzeczywiście jest. Beyonce jest diwą, królową. To nie jest osoba, która jest na tym samym poziomie, co inni śmiertelnicy. Taylor Swift obnaża swoje emocje, pokazuje je nam w zaufaniu - to inne obnażenie niż w przypadku wielu gwiazd, które używają częściej obnażenia cielesnego, swojej seksualności. Taylor wybrała drogę emocjonalnej subtelności, grania na strunach związanych z naszymi najgłębszymi lękami czy pragnieniami. Czy to jest taka typowa kariera a’la „american dream”? Z nikomu nieznanej dziewczyny z sąsiedztwa, która jeździ po konkursach talentów, jest pilnowana przez rodziców, nagle zdobywa sławę i rozgłos, staje się gwiazdą? Na początku na pewno taka była, a potem została przewartościowana, bo moim zdaniem Taylor do pewnego momentu, tzn. do wydania albumu „1989” i słynnej kłótni z Kanye Westem była dorastającym, zdobywającym kolejne szczyty „genialnym dzieckiem”. Jako 13-latka komponowała piosenki, jako 15-latka została zatrudniona przez branżę muzyczną, żeby pomagać pisać innym artystom. Gdy miała 16 lat zaliczyła swój debiut. To jest kariera wręcz niewiarygodnie prędka, jeśli chodzi nie tylko o piosenkarkę, ale też songwriterkę, czy kompozytorkę. Jest to, więc „american dream” w kontekście tego, że samym swoim talentem, ciężką pracą osiągnęła bardzo szybko wielki sukces, natomiast o tyle nie jest, że na końcu tej kariery, kiedy teoretycznie miała wszystko, ze świata muzyki country udany tranzyt do popu, wydarzyło się załamanie, które ten amerykański sen zamieniło w koszmar. Wszystko zaczęło się w 2009 roku na słynnej gali VMA. Gdy wokalistka odbierała nagrodę za najlepszy teledysk roku, Kanye wtargnął na scenę, zabrał zwyciężczyni mikrofon i powiedział, że Beyoncé bardziej zasłużyła na statuetkę. Sprawa zrobiła się poważniejsza, gdy kilka lat później w swoim kawałku Kanye West nazwał Taylor Swift "suką". Kanye twierdził, że Taylor wiedziała o powstaniu tego wersu, ona twierdziła, że choć obiecał, że puści jej tę piosenkę, nigdy tego nie zrobił. Do akcji wkroczyła na dodatek Kim Kardashian, która rozpędziła narrację, że Taylor to krętaczka i kłamczucha. Sieć zalały emotikony i komentarze, że Swift robi z siebie ofiarę. Powstał nawet hasztag #TaylorSwiftIsOverParty (Taylor Swift Jest Skończona). Po raz pierwszy ktoś tak okrutnie potraktował celebrytkę.Na prawie rok wycofała się z branży, bo zobaczyła, że nie może nic zrobić dla swojej publiczności. Kiedy odzyskała siły wzięła te negatywne emocje i - trawestując Beyonce – wycisnęła jak cytryny i zrobiła z nich lemoniadę. Użyła ich w sposób twórczy, przepracowała tę traumę, która ją spotkała i zmieniła to w atut. Od tego momentu zaczyna się jej inny, bardziej autorski amerykański sen. W tej drugiej części swojej kariery negocjuje, czym amerykańska opowieść może być, na czym polega jej obietnica. Demaskuje sen jako koszmar. Stara się sama sobie pisać scenariusze, bo ten, który jej dotychczas napisano, okazał się fałszywą obietnicą. Myślała, że jak będzie miła, pracowita, każdemu będzie się starała podobać, to wszyscy będą ją lubili i będzie dobrze. Okazało się zupełnie inaczej. Postawiła na to, żeby mieć swoje zdanie, wypowiadać je głośno i nie martwić się, co się wydarzy. Czytaj także: „Swiftonomics” w stolicy. Przedsiębiorcy zarobią krocie na koncertach Taylor SwiftTaylor Swift walczyła o to, by mieć poglądy. Poparła Bidena, mówi o feminizmie Symbolicznym momentem jest chyba ten w filmie „Miss Americana” Netflixa, gdy wręcz błaga ojca, by mogła mieć własne zdanie w kwestiach politycznych. Tak, to jest bardzo przejmujące i bardzo symboliczne również dla wielu potyczek, które musiała stoczyć z patriarchatem, by móc przewalczyć cokolwiek. Może się wydawać, że tak wielka gwiazda ma pełnię władzy w swoim przedsiębiorstwie, tymczasem ona dopiero od pewnego czasu ma pełną decyzyjność. Po tej scenie w dokumencie Netflixa widać, bardzo bywało to upokarzające, ta walka o siebie. Ta walka o tę decyzyjność, możliwość wyrażania swoich poglądów została wygrana przez nią, w 2018 roku, gdy poparła jednego z senatorów. Tak a potem poparła Joe Bidena, gdy kandydował na prezydenta USA. Regularnie zaczęła odnosić się do kwestii politycznych. Mówiła otwarcie o feminizmie. Zachęcała do zapisywania się wyborów, popierała prawo do decydowania o własnym ciele, ruchy LGBTQ, Odkręcił się ten kurek z jej wypowiedziami na różne tematy, chociaż z drugiej strony jest jedną z bardziej ostrożnych gwiazd, jeśli chodzi o wyrażanie swoich opinii. Zdała sobie chyba sprawę, szczególnie po pandemii, jak wielką ma sławę i jak ogromny jest jej wpływ. To odpowiedzialna dziewczyna, która zabiera głos, ale przezornie, choć pewnie fani chcieliby, by mówiła więcej. Taylor Swift w pewnym momencie swojej kariery stała się obrończynią praw innych wokalistek. W walce o prawa autorskie do własnych utworów zdecydowała się od nowa nagrać dużą część swojej twórczości, poszła też na wojnę z największym serwisem streamingowym. 10-cyfrową fortunę zbudowały prawie w całości dzięki swojej muzyce sprzedaży płyt i występom na żywo. Taylor wspiera młodsze wokalistki, ma z nimi kontakt, przykładem jest tu Sabrina Carpenter czy Ice Spice. Widać, że jej zależy na komunikacji z kobietami, które w tej branży działają i też na tym, żeby nie tylko walczyć o kwestie artystyczne, ale też o sprawczość biznesową i finansową. Jest w tym aspekcie również bardzo utalentowana. Po części zawdzięcza to na pewno wyedukowaniu przez rodziców finansistów. Tay łączy dziewczęcą wrażliwość i uważność na świat, szczególnie ten biznesowy. W artykule w „Science & Medicine” opublikowanym przez Uniwersytet w Vermont, przedstawione zostały badania, które pokazują, że Taylor przez to, że sama przeszła etap walki z własnym ciałem i wręcz obsesyjnym odchudzaniem, ma pozytywny wpływ na swoich fanów. Pomaga im w walce z kompleksami. Sama przeszła przez ten etap, więc jest dla nich wiarygodna. Często zabiera głos, gdy ktoś próbuje wyśmiewać czyjś wygląd. Obecnie widzi swoje ciało przede wszystkim jako miejsce działania, a nie wyglądania. To, co robi i w jaki sposób odnosi się do życiowych, codziennych kwestii, ma dla ludzi znaczenie. Wystarczy tylko wspomnieć, że aż 20 procent Amerykanów będzie się sugerować tym, co powie na temat zbliżających się wyborów. Nie ma drugiej gwiazdy, która miałaby na sobie skupionych tylu projekcji, żądań od ludzi i uwagi.Koncerty Taylor Swift to kupowanie doświadczenia. Nie chcemy już przedmiotów, ale przeżycia A jak w tym wszystkim umiejscowić aferę ze śladem węglowym? Taylor Swift krytykowana jest za poruszanie się swoim prywatnym odrzutowcem. To była i pozostaje nadal kwestia problematyczna zarówno w przypadku Taylor, jak i innych celebrytów, którzy się poruszają samolotami. Oczywiście, ona się bardzo do roli kozła ofiarnego nadaje, ponieważ jest bardzo popularna i jest w trakcie trasy, którą odbywa samolotem prywatnym, więc nam tutaj cały czas smrodzi. Z tego powodu została wzięta na tapet w szczególności Jej management tłumaczy, że stara się rekompensować to, wpłacając pieniądze na rzecz powtórnego zalesiania terenów, tworzenia parków narodowych. Myślę, że to zostało tak skalkulowane, by podczas tej trasy, po prostu czuła się bezpiecznie. Musi być chroniona, nie może poruszać się transportem publicznym. To już jest taki status gwiazdy, że życie codzienne pomiędzy innymi ludźmi jest niemożliwe. Nie bądźmy więc hipokrytami. Ludzie chcą, żeby Taylor przyjeżdżała, by była, wykupują każdy koncert. Robią najazdy na kolejne miasta. To jest ogromna światowa potrzeba. To jest w dużej mierze kupowanie nie rzeczy, ale doświadczenia. Nie chcemy już przedmiotów, ale przeżycia i ono się w takiej formie, jak koncerty Taylor Swift, sprzedaje. W Polsce Taylor Swift będzie obecna przez trzy dni. Ten pierwszy koncert już wywołał ogromne emocje. Na ten występ i dwa kolejne przyjechała chyba prawie cała Polska… Myślę, że nie tylko cała Polska, ale też kraje ościenne i wielu Amerykanów. Wierzę, bo na wielu grupach fanów Taylor Swift jestem, że to będzie impreza wielokulturowa i wielonarodowa. Taki festiwal właściwie. Stadion Narodowy będzie żył tym przez te trzy dni. Sklepy przed Stadionem Narodowym mają być otwarte nawet w przeddzień koncertu, więc będzie pełno ludzi, którzy będą chcieli coś kupić związanego z Taylor Swift w Warszawie. Będą się po niej poruszać, chodzić na imprezy inspirowane Taylor, których jest zaplanowane całe multum. Zobaczymy, jak będą widoczni i w jaki sposób Polska ich przyjmie. To jest wydarzenie rangi Euro, czy koncertu Michaela Jacksona na lotnisku Bemowo w 1996 roku. Gdy on występował, w Polsce zaczynał się kapitalizm. Nie można było jeszcze pewnych rzeczy kupić, zdobyć. Nie było tyle miejsca na to, żeby to wydarzenie zaistniało. Teraz jest. Jestem bardzo ciekawa tego, co się w tym czasie wydarzy. Będę chodzić po ulicach i to oglądać.Czyim głosem jest Taylor Swift i czyim będzie twoim zdaniem? Wydaje mi się, że to jest w pewnym sensie głos całej demografii, bardzo demokratyczny. Taylor zaczynała jako gwiazdka dla nastolatków, w szczególności dla dziewcząt, natomiast dzisiaj słuchają jej ludzie w każdym wieku. Od bardzo młodych do bardzo dojrzałych. O ile kultura amerykańska nie cieszy się specjalną popularnością, o tyle Taylor Swift już tak, bo jak prześledzić grupy „Swifties”, to są one rozmieszczone na całym świecie. Znajdziemy ich w południowej Azji, Tajlandii, Indonezji, Bangladeszu, ale też Pakistanie, Japonii, Australii, Brazylii, Argentynie, Turcji czy Chinach. Cały świat niezależnie od ustrojów politycznych rozumie ten jej przekaz, odbiera go jako życiowy, ludzki. To głos „everymana” a dokładniej „everywoman”. Dowód na to, że są różne odcienie wrażliwości. Wiele osób w Warszawie będzie się na ten koncert wybierać, więc bym chciała myśleć, że jest to głos pozytywnej zmiany w świecie i poczucia wspólnoty w czasach polaryzacji, marzenie o bezpieczeństwie w grupie o tym, że łączą nas podobne wartości, wzajemna życzliwość, przyjaźń. To rzeczywiście aż tak bezpieczne imprezy? Owszem. W sieci można znaleźć memy, których autorzy wyznają, że chcieliby się czuć tak bezpiecznie na świecie jak się czują na koncertach Taylor Swift. To jest inna propozycja globalizmu niż te, które widzimy w dzisiejszym świecie konfliktów i barier. Taylor jest punktem wyjścia i chciałabym, żeby była głosem nie tyle słyszanym szeroko, bo ona jest słyszana szeroko, ale szerzej dyskutowanym, docenianym, branym na poważnie, bo jestem przekonana, że ta artystka zostanie z nami bardzo długo nie tylko w obszarze muzyki. Na pewno będzie chciała tworzyć w innych dziedzinach, jak film czy literatura, ale kto wie, czy nie będzie chciała się jeszcze bardziej zaangażować w obszarze aktywizmu politycznego, czego bym jej życzyła. Która z piosenek Taylor jest twoim zdaniem najważniejsza albo najbardziej przełomowa? Trudno powiedzieć. Na pewno ważny jest album „Lover”. Z pozoru jest taki różowiutki i wydawałoby się słodziutki, ale jest tam bardzo wiele piosenek napisanych z bardzo precyzyjną ironią. Taką piosenką jest na pewno „The Man”, wymierzona w patriarchat. To jest piosenka o tym, jak Taylor byłaby traktowana, gdyby była mężczyzną. We wdzięczny sposób punktuje krytyków i tych, którzy jej źle życzą. To jest jej wielka umiejętność, która się w tej piosence manifestuje. Bierze te wszystkie przeciwko niej skierowane komentarze i potrafi je zebrać w bardzo cenną, lapidarną krytykę społeczną. Jakim cytatem z Taylor Swift zakończyłabyś tę rozmową? “No matter what happens in life, be good to people. That’s a wonderful legacy to leave”, czyli “Bez względu na to, co wydarzy się w życiu, bądź dobry dla ludzi. To wspaniałe dziedzictwo, które warto pozostawić”. Proste, banalne – a jakie trudne.