O fenomenie wciąż żywej pamięci – pisze Anna J. Dudek. Kiedy o godzinie „W” zaczynają wyć syreny, zamiera ruch uliczny. Zatrzymują się samochody, tramwaje i autobusy. Przystają przechodnie. Tak miasto oddaje hołd powstańcom. Dla wielu warszawiaków to historyczne misterium, choć patriotyzm dziś definiują inaczej. Prawie 30 lat temu stołeczna „Gazeta Wyborcza” opisywała: „Na dźwięk syren tylko niektórzy (zwykle ludzie starsi) spoglądają na zegarki”. „Przystają. Młodsi pędzą przed siebie. Zatrzymuje się parę aut i kilka autobusów” – to fragment tekstu z 1996 roku. Teraz to się zmieniło, a pamięć o Powstaniu Warszawskim stała się integralnym elementem tożsamości miasta i wspólnoty jego mieszkańców. Także tych przyjezdnych. I przyczynkiem do refleksji o tym, czym dzisiaj jest patriotyzm. Most między generacjami Psycholog społeczny dr Konrad Maj z SWPS wyjaśnia fenomen wciąż żywej pamięci o powstaniu: „Choć decyzja o rozpoczęciu Powstania może być różnie oceniana, to pamięć o nim jest pokoleniowym mostem, opowieścią przekazywana z generacji na generację. Najstarsi – już niestety coraz mniej liczni – pamiętają tamten czas, garstka w nim walczyła. Ich dzieci, czyli nasi dziadkowie czy rodzice, mają w pamięci ich historie. Opowiadają je swoim dzieciom. To heroiczne opowieści o wielkim zrywie, przede wszystkim młodzieży. Główną rolę odgrywa w nich opór, nonkonformizm i odwaga, wartości, które dla młodych są magnesem i z którymi łatwo się im utożsamić, co wynika po prostu ze specyfiki młodzieńczego wieku. Jeśli mamy odejść, to na własnych warunkach – powiedzieli ci, którzy brali udział w powstaniu. Dla młodzieży to pokaz i dowód rebelii, siły charakteru, czyli czegoś niesamowicie dla nich atrakcyjnego”. Warszawa to powstanie, powstanie to Warszawa Ola, 25 lat, warszawianka: „Warszawa to Powstanie, Powstanie to Warszawa. Nie mam bohaterskich historii rodzinnych, ale w moim domu to zawsze była ważna data, choć mówiło się różnie. Pewnie dzisiaj nadmiernie romantyzujemy tę tragiczną historię, bo powstanie i historie tych, którzy w nim brali udział, zaczęło żyć własnym życiem, stało się legendą. Krwawą legendą”. Zobacz także: Ołdakowski o Powstańcach: Wyjątkowi w czasach pokoju i wojnyZ najnowszego, lipcowego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że zdaniem 61 proc. Polek i Polaków Powstanie było potrzebne. Dziś powstanie i pamięć o nim jest ważne dla 49 proc. respondentów, tylko 7 proc. deklaruje, że wydarzenie mało kogo interesuje. Dr Konrad Maj: „Powstanie Warszawskie to znaczący symbol Warszawy, dlatego pamięć o nim jest stale podtrzymywana. Co roku wręcz otoczone czcią, z biegiem lat liczba imprez rocznicowych nie maleje – przeciwnie, właściwie wciąż przybywają nowe. Dla młodych ludzi to nie tylko lekcja historii związana z najważniejszymi wartościami, ale też i symbol oporu i nonkonformizmu. W Powstaniu brała udział przede wszystkim warszawska młodzież, prawdopodobnie dlatego młode pokolenie czuje z powstańcami szczególną więź i ma potrzebę ich upamiętniania. Znają postaci powstańców i ich niesamowite biografie nie tylko ze szkoły czy muzeów, ale też z popkultury, bo wiele elementów powstania i opowieści o nim weszło do niej na stałe”. Powstanki o praworządności Zauważa, że na kolorowanych zdjęciach, podczas interaktywnych wystaw widzimy nie tylko piękną, przedwojenną Warszawę, ale i wspaniałych, młodych ludzi, którzy do złudzenia przypominają nas samych. – To pobudza wyobraźnię, buduje więź, powoduje łatwość skojarzeń i łatwego utożsamiania się z tą historią – dodaje. Zobacz także: 80 lat temu wybuchło Powstanie Warszawskie. Obchody rocznicy w TVPDr Maj podkreśla też, że w ostatnich latach takich dowodów niezgody na oportunizm nie brakowało. Były protesty w obronie wolnych sądów, edukacji, praw kobiet. Przestrzega jednak przed instrumentalizowaniem Powstania i pamięci o nim: „Trzeba zwrócić uwagę, że po powstańcze symbole i pamięć o tym wydarzeniu chętnie sięgają ugrupowania skrajnie prawicowe, narodowcy, kibice. Każdy ma prawo do pamięci, ale w tym przypadku jest ona po prostu wykorzystywana instrumentalnie w czysto politycznym i propagandowym celu. Sugerowanie, że kibice to kontynuatorzy walki zbrojnej o niepodległość jest nadużyciem, które zaburza myślenie o powstańcach jako o ludziach pewnych wartości: odwagi, miłości do ojczyzny, altruizmu”. Od lat jednak skrajnie prawicowe ugrupowania – w tym Stowarzyszenie Marsz Niepodległości czy Straż Narodowa – chętnie sięgają po symbole powstania, włączając je do swojej retoryki. Dwa lata temu organizatorzy marszu z centrum Warszawy do Placu Krasińskich, przy którym znajduje się pomnik ku czci Powstania Warszawskiego, po dotarciu na miejsce zdjęli ze stojaków flagi Unii Europejskiej, a na ich miejscu umieścili flagę Polski. W trakcie przemówienia Robert Bąkiewicz, ówczesny prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, mówił: „Oni walczyli nie o te wszystkie rewolucyjne hasła, które się dzisiaj pojawiają, nie o te hasła wyimaginowanej równości. Oni walczyli o konkret, o niepodległe, suwerenne państwo polskie (...) Dzisiaj jest wielu małych ludzi, którzy chcą tą ideę niepodległego i suwerennego państwa polskiego niszczyć. Są to ludzie, którzy uderzają w podstawy naszego bytu narodowego i chcą go zniszczyć”. Podczas 10. Marszu Powstania Warszawskiego padały też hasła w rodzaju: „tu jest Polska, nie Bruksela!”. Z kolei w ubiegłym roku Bąkiewicz wykorzystał okazję, by ...upomnieć się o reparacje wojenne. „Helmut, Helmut, nie udawaj, ukradł dziadek, ty oddawaj” – wykrzykiwał ze sceny”. Patriotyzm to zaangażowanie Młodzi, w tym pokolenie Z, patriotyzm definiują inaczej niż wcześniejsze generacje. Nie myślą o chwytaniu za broń, nie chcą zanurzać się w martyrologicznych opowieściach, nie interesują ich akademie ku pamięci. Ale: chcą się angażować. Dbać o to, w jakim kraju żyją, mieć wpływ na rzeczywistość. Owszem: walczą. Ale raczej o to, by mówić o katastrofie klimatycznej i jej przeciwdziałać. O swoją odrębność. O prawo do równowagi w życiu – kategorii, która dla „Zetek” jest szczególnie ważna. Od 2020 roku, czyli od ostatnich wyborów prezydenckich, widać wyraźny wzrost zainteresowania młodych sprawami politycznymi i publicznymi. Jak podkreślała dr Agnieszka Kwiatkowska, politolożka i badaczka z SWPS, to „najbardziej zaangażowane politycznie pokolenie młodych od czasów transformacji demokratycznej”. Pokazała to frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych; wyniosła 74 proc. Najwyższa w wolnej Polsce – w wyborach w 1989 roku głosowało o 11 proc. mniej osób. W grupie wyborców 18-29 lat zagłosowało, według badania exit poll IPSOS, 71 proc. osób, podczas gdy w poprzednich wyborach parlamentarnych w 2019 roku do urn wybrało się zaledwie 46 proc. – Zaangażowane obywatelsko pokolenie młodych obywatelek i obywateli Polski ma szansę zredefiniować znaczenie patriotyzmu, opowiedzieć miłość do ojczyzny w języku zrozumiałym dla pokolenia Z, bez szkolnych mundurków i pompatycznego tonu. W zamian za to młodzi zwracają uwagę na praktyczny wymiar wspólnoty państwowej i jej znaczenie dla codziennych wyborów – na konieczność reformy systemu edukacji, usprawnienia systemu opieki medycznej, ułatwienia młodym osobom wchodzenia w dorosłość w warunkach wysokiej inflacji i kryzysu na rynku mieszkaniowym, na konieczność globalnego działania w celu ograniczania zmian klimatycznych. Opowiadając się za państwem otwartym, tolerancyjnym i stanowiącym część demokratycznej wspólnoty narodów, pokazują, że patriotyzm nie musi być wykluczający i związany z nacjonalizmem. Szacunek dla własnej tożsamości narodowej i historii własnego państwa w pełni godzą z otwartością na inne kultury i narody – komentowała dr Agnieszka Kwiatkowska. Wskazywała, że „zaangażowane obywatelsko pokolenie młodych obywatelek i obywateli Polski ma szansę zredefiniować znaczenie patriotyzmu”. Jak? Opowiadając o miłość do ojczyzny w języku zrozumiałym dla pokolenia Z, „bez szkolnych mundurków i pompatycznego tonu”. Agnieszka, 41-letnia mama czworga dzieci (jej najstarszy syn ma 21 lat), mówi: „Od małego uczyłam dzieci, że trzeba pamiętać o korzeniach, zatrzymać się na minutę w dniu rocznicy powstania, ale nigdy też tego tematu nie narzucałam. Z ciekawością podpatrywałam, jak sami to odbierają, nie wbijałam im do głów tezy, że powstanie było słuszne lub nie. Przedstawiałam rację obu stron i czekałam, aż sami wyrobią sobie zdanie. Cieszę się, chcą ten temat zgłębiać. Nie tylko z podręczników, ale filmów i podcastów. Kilka dni temu córka zapytała mnie o to, kiedy pojedziemy do muzeum w Oświęcimiu. Zaproponowałam, że zaczniemy od spaceru po Wojskowych Powązkach, na których spoczywa kuzynka mojego taty, ciocia Danka, która w czasie Powstania była łączniczką i sanitariuszką na Woli. Czekałam, aż dorosną, by opowiedzieć im tę wyjątkową historię. Ale bez patosu. Chciałabym, aby była to dla nich taka lekcja życia. Bardziej o tym, że można wyjść nawet z piekła, przeżyć powstanie, żywiąc się marmoladą z buraków, wrócić rowerem do Polski z obozu pracy pod Berlinem, a potem przezwyciężyć strach i realizować marzenia, iść na wymarzoną medycynę na drugim końcu Polski. Z dala od bliskich”. Dzieciom chciała przekazać – tłumaczy dalej Agnieszka – że z nieśmiałej dziewczyny z Warszawy może wyrosnąć kobieta, która zostaje ordynatorem oddziału w koszalińskim szpitalu i organizuje walkę z gruźlicą w całym województwie, a po latach trudnego życia odnajduje dawną powstańczą miłość w Ekwadorze. Jej córka, 15-letnia Oliwia: „Łatwo przychodzi nam ocenianie powstańców, argumentowanie, że Powstanie Warszawskie było kompletnie bezsensowne i szkodliwe. Jednak czy potrafimy się postawić w ich sytuacji? Powstańcom chodziło wyłącznie o wolność, o niepodległość Polski. Wierzyli w siebie, chcieli się zemścić za te lata męczarni. Nie wygrali, ale się zjednoczyli. Wszystkim zależało na Polsce, co po raz kolejny pokazało, jaki nasz kraj jest silny i że nadzieja umiera ostatnia. Ważne byśmy o tym pamiętali. Ja na przykład czytam i oglądam filmy o Powstaniu, 1 sierpnia czczę minutą ciszy i z chęcią odwiedzam muzea historyczne (nie tylko tego dnia). Wciąż staram się pogłębiać swoją wiedzę. Cieszę się, że jestem warszawianką. Ale to oznacza też, że czuję się w obowiązku dbać o moje miasto”. Ania zastanawia się jednak, czy kategoria patriotyzmu nie jest anachroniczna. – Teraz nie ma patriotyzmu. Ojczyzna to utopia. Bo czy tak naprawdę jest ważne, w jakim języku mówisz? To nie ma znaczenia. Możesz być, gdzie chcesz, na całym świecie, tam, gdzie masz lepsze warunki, gdzie twoja rodzina jest bezpieczna, gdzie twoje dzieci mogą się rozwijać – mówi, dodając jednak, że w obliczu niebezpieczeństwa natychmiast się mobilizujemy. – Przykładem jest wojna na Ukrainie. Nie zastanawiałam się, nocowali u mnie uchodźcy, tabuny ludzi, ktoś potrzebował pomocy, więc robiło się wszystko, żeby mu pomoc. Wszyscy byli zaangażowani. A swoją drogą: nigdy nie doświadczyłam takiej ludzkiej dobroci i bezinteresowności jak wtedy – wspomina. Dr Konrad Maj konkluduje: „Nasze postawy ewoluują, postrzeganie się zmienia. Ludzie mogą być krytyczni wobec powstania, a jednocześnie ani go nie deprecjonować, ani nie wykorzystywać jego symboli do realizowania swoich interesów. Po prostu: pamiętać”. Zobacz także: „Warszawskie dzieci ‘44” . Nowa produkcja TVP oddaje hołd najmłodszym bohaterom