Może to państwo kosztować miliardy euro. Przestępcy wykorzystują bezdomnych i alkoholików z Polski jako „słupy” niemieckich firm. Może to państwo kosztować miliardy euro – dowodzi w swoim śledztwie redakcja Rbb z Berlina. Adrian Bartocha i Jan Wiese, dziennikarze publicznej rozgłośni Berlina i Brandenburgii (Rbb) opisują w swoim artykule śledczym, jak osoby żyjące na marginesie społeczeństwa w Polsce figurują na papierze jako dyrektorzy zarządzający niemieckich firm.Dziennikarze udali się do Legnicy, miejsca zamieszkania Tomasza Z., który według rejestru handlowego prowadzi firmę transportową z siedzibą w centrum Berlina. Na miejscu okazuje się, że w rzeczywistości mężczyzna jest alkoholikiem i mieszka w zapuszczonym mieszkaniu. W rozmowie z reporterami stacji Rbb mężczyzna przypomina sobie, że kiedyś ktoś zaczepił go przed sklepem, gdy nie miał pieniędzy na alkohol. Potem „wsiadł do samochodu i pojechał do Niemiec” – czytamy.Niektórzy już nie żyjąWedług Rbb w Legnicy zameldowanych jest jeszcze jedenastu innych dyrektorów niemieckich spółek GmbH. „Razem oficjalnie prowadzą stamtąd około 80 firm w całych Niemczech, wiele z nich w Berlinie, w tym firmy zajmujące się handlem samochodami, energią elektryczną i nieruchomościami, a także firmy budowlane, spedycyjne i ochroniarskie oraz firmy eksportowo-importowe” – opisuje Rbb.Część z „dyrektorów” w rzeczywistości już nie żyje, niektórych uznano za zaginionych. Jeszcze inni to alkoholicy i bezdomni. Żaden nie ma nic wspólnego z działalnością firm. Ich dane wykorzystano do przykrywki nielegalnych interesów w Niemczech, polegających m.in. na ukrywaniu zysków, przepływów pieniędzy, oszustw podatkowych, przemytu.Według cytowanego przez Rbb Ralfa Simona, śledczego z Wydziału Przestępczości Zorganizowanej w Urzędzie Celnym Policji Kryminalnej (ZKA) w Kolonii, tego typu przypadki można liczyć w tysiącach. Osoby wykorzystywane w charakterze „słupa” pochodzą z Polski, Rumunii czy Bułgarii. Korzystają z nich „wszystkie istotne organizacje przestępcze w Niemczech; czy to mafie, klany czy gangi motocyklowe – pisze Rbb.Ci sami tłumacze i notariuszeTymczasem niemieccy śledczy, którzy wpadli na trop, muszą przestrzegać skomplikowanych procedur, zatrudniać tłumaczy. Wszystko to trwa, a przestępcy zyskują cenny czas. Organom ścigania nie pomaga też prawo, które chroni notariuszy.Zmiana dyrektora zarządzającego firmy może bowiem odbyć się wyłącznie u notariusza i wymaga jego poświadczenia. Reporterzy Rbb sprawdzili setki umów notarialnych w niemieckich rejestrach handlowych. Przy około 70 umowach – wszystkich zawartych w imieniu legnickich „słupów” – obecny był zawsze ten sam tłumacz. Jak ustaliła redakcja, pochodzi on także z Legnicy i jest notowany w Polsce jako przestępca. Zdaniem jednego ze śledczych umowy są poświadczane u tych samych notariuszy, którzy są częścią procederu.„Jeśli oszustwo zostanie wykryte, pierwszymi osobami, które zostają objęte dochodzeniem, są odpowiedzialni za nie dyrektorzy zarządzający, czyli słupy” – czytamy. Prawo jednak chroni tajemnicę notarialną, dlatego nie muszą współpracować z organami ścigania. Śledczy mają związane ręce. Jeden z prokuratorów, z którymi rozmawiali reporterzy Rbb, szacuje, że szkody spowodowane tego typu działalnością wynoszą na terenie Unii Europejskiej od 50 do 60 mld euro rocznie.Czytaj również: Wolimy streaming niż kablówkę. Są wyniki badań