Może być uzbrojony. Rosyjski żołnierz, który niedawno zalewając się łzami, opowiadał o szturmie na ukraińskie miasto Wołczańsk, jest poszukiwany za dezercję z jednostki. Służby poszukują go jako osoby wyjątkowo niebezpiecznej. Jewgienij Zarubin w przeszłości służył w Grupie Wagnera, a później zaczął szkolić i dowodzić oddziałem byłych więźniów „Burza”. W połowie lipca opublikował w mediach społecznościowych dramatyczne nagranie, w którym opowiadał o wynikach szturmu swojej brygady. Mężczyzna zalewał się łzami, mówiąc o tym, że spośród 46 jego kolegów tylko 30 wróciło z misji żywych.- Z 46 osób wróciło 30, wielu braci zginęło. Przepraszam tych, których nie uratowałem – opowiadał. Żołnierz pod wpływem dowództwa opublikował później sprostowanie, w którym poinformował, że sytuacja wcale nie była tak zła, jak twierdził. W tym samym czasie w mediach społecznościowych zaczęły jednak pojawiać się wiadomości o poszukiwaniach kolejnych zaginionych żołnierzy po ataku na ukraińskie miasto Wołczańsk.Zarubin uciekł z jednostkiPortal ASTRA donosi, że niedługo po nieudanym szturmie Zarubin zbiegł z jednostki i jest obecnie poszukiwany przez lokalne służby za dezercję. Niewykluczone, że mężczyzna jest uzbrojony.– Nie wiemy, co się stało. Jak dotąd nie możemy znaleźć jego broni. W związku z tym szukamy go jako osoby szczególnie niebezpiecznej. Jeśli nie znajdziemy broni, złożymy wniosek o włączenie do poszukiwań służb federalnych – powiedział portalowi oficer wojskowy odpowiedzialny za poszukiwania mężczyzny.Czytaj także: Zełenski szykuje plan pokojowy. Podał datę