Insp. Dyjasz wskazuje na błędy śledczych. Samobójstwo poprzez strzał w tył głowy zdarza się bardzo rzadko. Przed 30 lat pracy w policji nie spotkałem się z takim przypadkiem, choć o nich słyszałem – powiedział insp. Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji, odnosząc się do sprawy Jacka Jaworka. Insp. Dyjasz w wywiadzie dla PAP powiedział, że sposób, w jaki Jaworek odebrał sobie życie poprzez strzał w tył głowy i dobór miejsca, w którym został znaleziony, „nie był wybrany przypadkowo”. – Tak zakamuflował swoje działania, tak zamataczył, że jeszcze po jego śmierci mamy wiele pytań, na które nie ma odpowiedzi – dodał. Pytany o to, jak często samobójcy decydują się na strzał w tył głowy odpowiedział: „bardzo rzadko”. – Przez 30 lat pracy w policji nie spotkałem się z takim przypadkiem. Bywały, słyszałem o nich, natomiast sam nigdy nie miałem takiego przypadku. Jaworek troszeczkę tak jakby zabawił się z organami ścigania: „To jeszcze wam utrudnię na koniec, pogłówcie się, czy czasami ktoś nie pozbawił mnie życia” – zaznaczył. Zdaniem insp. Dyjasza, Jaworek przez trzy lata „grał na nosie organom ścigania i tak samo zagrał na koniec”. Podkreślił jednocześnie, że Prokuratura Okręgowa w Częstochowie odrzuciła możliwość namowy bądź pomocy osób trzecich w targnięciu się na własne życie. Dodał, że w przypadku samobójstw zawsze bada się taką możliwość.„Pozwolono mu się wymknąć” Analizując błędy czy niedopatrzenia policji, które pozwoliły Jaworkowi pozostać nieuchwytnym na początku poszukiwań w 2021 r. insp. Dyjasz podkreślił, że pomimo blokady dróg i szeroko zakrojonych poszukiwań terenowych z użyciem śmigłowców, dronów oraz psów tropiących „ewidentnie pozwolono mu się wymknąć”. – To kładzie się cieniem na czynnościach policyjnych w pierwszych 48 godzinach, które są najważniejsze – ocenił. Były dyrektor Biura Kryminalnego KGP, wymieniając kolejne czynniki, które pozwoliły Jaworkowi pozostać do samego końca nieuchwytnym, przypuszcza, że być może źle zdiagnozowano krąg osób, które mogły pomagać mężczyźnie. Ocenił, że poszukiwanemu musiała pomagać co najmniej jedna osoba, na co wskazuje fakt, że w chwili samobójstwa nie był zaniedbany, miał czysty i schludny wygląd, nie był wychudzony, co wskazuje na dobre odżywianie. – Mam nadzieję, że prokuratura do tego dojdzie i ustali, kto mu pomagał i zobaczymy dalszą część spektaklu, który Jaworek nam zafundował – powiedział.Błąd śledczych Insp. Dyjasz odniósł się także do sprawy wypadku z 16 września 2023 r. na autostradzie A1 w Sierosławiu. W pożarze auta zginęła trzyosobowa rodzina – rodzice oraz ich 5-letni syn. Bezpośrednio po wypadku strażacy przekazali, że doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych, a w jednym z nich wybuchł pożar. Jak wynikało z rejestratora danych drugiego samochodu marki BMW – auto jechało co najmniej 253 km/h. Kierowca BMW – Sebastian M. nie został aresztowany i wyjechał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Pytany o to, dlaczego mężczyzny nie zatrzymano na miejscu wypadku, odpowiedział, że „czynników mogło być kilka” i przyznał, że sam był zdziwiony, że nie doszło do zatrzymania i zastosowania aresztu. – Biegli, którzy byli na miejscu zdarzenia, policjanci, którzy zakładam, że byli przygotowani profesjonalnie do oględzin i do badania miejsca wypadku drogowego, powinni i byli w stanie wskazać, że właśnie kierujący samochodem marki BMW bezpośrednio przyczynił się do tego tragicznego zdarzenia – ocenił. Insp. Dyjasz zauważył, że na samochodzie sprawcy były fragmenty lakieru z samochodu, w który uderzył, zeznania świadków świadczyły o jego winie, a w internecie opublikowane były filmy z szaleńczej jazdy kierowcy BMW. W jego ocenie pozwalało to policjantom na zatrzymanie Sebastiana M. na 48 godzin, a prokurator na bazie szczątkowych materiałów był w stanie uargumentować przed sądem zastosowanie tymczasowego aresztu. – Popełniono błąd – dodał. Odniósł się także do sprawy podejrzeń o pomoc kierowcy w ucieczce. – Prokuratura wyjaśniała tę kwestię. Z tego, co wiem, nadzór nad tą sprawą był wielokrotnie prowadzony przez prokuratora nadrzędnego i przez wyższą instancję. W policji też prowadzono postępowanie wyjaśniające. Nie znaleziono dowodów wskazujących na to, że umyślnie, czy w sposób celowy spowodowano, że kierujący tym samochodem jest w stanie w tej chwili unikać odpowiedzialności karnej – powiedział.