Kreml walczy ze swobodnym przepływem informacji. Władze Rosji biorą się za YouTube'a. Najchętniej w ogólne wyeliminowałyby funkcjonowanie tego serwisu w kraju. W najbliższych miesiącach zamierzają stopniowo ograniczyć parametry odbioru danych z YouTube'a, by zniechęcić jego użytkowników. To „zemsta” za usuwanie kanałów osób publicznych (rosyjskich blogerów, dziennikarzy, artystów), których „stanowisko różni się od zachodniego punktu widzenia”. „Do końca tego tygodnia prędkość pobierania YouTube na komputerach stacjonarnych może spaść do 40 procent, a do końca przyszłego tygodnia – do 70 procent” – zapowiedział szef Komisji Dumy Państwowej do spraw Komunikacji i Informatyki Aleksander Chinsztein, na swoim kanale na Telegramie. Podkreślił, że rozwiązanie dotyczyć będzie wyłącznie komputerów stacjonarnych i laptopów, a nie będzie to miało wpływu na komunikację mobilną. Według rosyjskich mediów wynika to z faktu, że sprzęt spowalniający nie jest w stanie analizować ruchu w sieci komórkowej.Zobacz także: Ukraińskie oddziały wydostały się z kotła. „Nerwowa i trudna operacja”Putin nie chce YouTube'aJuż w połowie lipca pojawiła się informacja, że rosyjski rząd planuje zablokować YouTube. Napisał o tym propaństwowy portal Gazeta.ru, powołując się na źródło bliskie administracji prezydenta Putina.Portal Meduza podał także, że Roskomnadzor (krajowa agencja cenzury) dysponuje narzędziami do samodzielnego „dławienia ruchu”. YouTube, z 93 milionami użytkowników w Rosji, został nazwany „ostatnim bastionem wolności słowa i informacji” w kraju.Zobacz także: Podejrzany o zabójstwo Iryny Farion wpadł. To młody piłkarzSieć mobilna ma się dobrzeW miarę jak Kreml nasilał na witrynę, aby blokowała „niepożądane” treści, takie jak filmy antywojenne, obserwatorzy stwierdzili, że całkowity zakaz funkcjonowania YouTube'a w Rosji, to tylko kwestia czasu.Według nieoficjalnych informacji od źródeł zbliżonych do Kremla, obecnie aż 90 procent ruchu w YouTube pochodzi z sieci komunikacji mobilnej.