„Udany zamach nie musiał być korzystny dla Polski”. „Ludność w Polsce to niesłychany motłoch, tak wielu Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców wojennych posłuży nam dobrze w pracach rolniczych” – pisał w 1939 r. w liście do swojej żony pewien niemiecki żołnierz.Wydawać by się mogło, że jest to cytat z Amona Goetha, Rudolfa Hessa, Heinricha Himmlera, czy nawet samego Adolfa Hitlera. Tymczasem autorem tych słów jest kreowany obecnie w Niemczech na bohatera pułkownik Claus von Stauffenberg. Wszystko przez to, że 20 lipca 1944 r. w kwaterze głównej Hitlera podłożył bombę, która miała zabić przywódcę III Rzeszy, będąc jednym z czołowych członków spisku.Warto dodać, że tego samego przywódcę, którego wcześniej gorliwie popierał. Był zwolennikiem wypowiedzenia przez Niemcy traktatu wersalskiego, aneksji Austrii oraz ataku na Polskę – w tym jej kolonizowania. Pewne zawahanie wzbudziły w nim wydarzenia kryształowej nocy, ale później nie przeszkadzała mu zbytnio eksterminacja Żydów. Brał udział w kampanii francuskiej, po zakończeniu której jeszcze bardziej ulegał prohitlerowskiej euforii. Zdanie zaczął zmieniać dopiero, kiedy III Rzesza zaczęła ponosić klęski na froncie wschodnim. Stauffenberg chciał ratować Niemcy.W lutym 1943 r. trafił do Afryki Północnej, gdzie został pierwszym oficerem sztabu generalnego. Stauffenberg nie był więc przypadkowym, szeregowym żołnierzem. Po awansie na podpułkownika 7 kwietnia 1943 r. został ranny. Stracił wówczas prawą dłoń, dwa palce lewej oraz lewe oko. Jednak, co w tej historii najistotniejsze, po wyzdrowieniu przeniesiono go do Berlina, gdzie został oficerem sztabowym Ogólnego Urzędu Sił Zbrojnych. Tam trafił pod skrzydła generała Friedricha Olbrichta, aktywnego członka antyhitlerowskiego ruchu oporu. Co ciekawe, do zaangażowania się w spisek Stauffenberga namawiał również jego wuj, Nikolaus Graf von Üxküll-Gyllenband.Zaczął rozumieć, że dalsze trwanie Hitlera przy władzy może całkowicie pogrążyć jego ojczyznę. Była to główna motywacja jego zaangażowania w antyhitlerowski spisek. Warto podkreślić, że w połowie lipca 1944 r. klęska III Rzeszy wydawała się nieunikniona.– Nadszedł czas, by coś zrobić. Ten jednak, który zdobędzie się na działanie, musi być świadomy, że przejdzie do historii Niemiec jako zdrajca. Gdyby jednak zaniechał działania, byłby zdrajcą własnego sumienia – miał powiedzieć podczas przygotowań do zamachu.Zobacz także: Skandal w Dreźnie. „Hajlowali” w mundurach SS [WIDEO]Kilka próbPo raz pierwszy próbował zabić Führera 11 lipca 1944 r. Wówczas mając ze sobą bombę, udał się na spotkanie z Hitlerem i Göringiem w Berchtesgaden. Ostatecznie porzucił swój plan z uwagi na brak Himmlera.Kolejną próbę zabicia niemieckiego przywódcy Stauffenberg podjął cztery dni po pierwszej – 15 lipca, kiedy to próbował podłożyć bombę w sztabie w Kętrzynie. Jednak i tym razem się nie udało. Trzecia okazja nadarzyła się niespełna tydzień później, 20 lipca. Hitler przebywał wówczas w Wilczym Szańcu niedaleko Kętrzyna. Od 1941 r. skryty w mazurskim lesie kompleks stanowił jego kwaterę główną. Przeprowadzeniu zamachu sprzyjało to, że w tym miejscu czuł się dość bezpiecznie. Przebywającego tam wodza III Rzeszy odwiedzało wielu przywódców państw zaprzyjaźnionych, jak Benito Mussolini (był tam kilkakrotnie). Było to miejsce, w którym zapadło wiele kluczowych decyzji dotyczących drugiej wojny światowej. 20 lipca 1944 r. miał być tym dniem, który uwolni Niemcy od Hitlera. Już od samego rana planowano znaleźć odpowiedni moment na zamach. Ostatecznie spiskowcy postanowili wnieść bombę na salę narad. Było to dość proste z uwagi na to, że uczestnicy takich spotkań nie byli przeszukiwani. Stauffenbergowi udało się stanąć blisko Hitlera. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Zamachowiec po wejściu na salę położył teczkę z bombą bardzo blisko przywódcy III Rzeszy, po czym pod pretekstem ważnej rozmowy telefonicznej opuścił salę.Bomba wybuchła kilka minut później, około godziny 12.42, zabijając kilka osób. Hitler odniósł jedynie niegroźne rany. Dużą rolę w tym, że eksplozja nie odniosła takiego rezultatu, jak oczekiwano, miał upał. Z uwagi bowiem na wysokie temperatury okna w baraku, w którym odbywała się narada, zostały szeroko otwarte, co pozwoliło rozproszyć eksplozję. Na dodatek teczka, w której znajdował się ładunek wybuchowy, została przesunięta przez jednego z uczestników, sytuując ją tym samym w mniej dogodnym położeniu, za nogą grubego dębowego stołu.Warto również dodać, że Stauffenberg uzbroił jedynie jeden z dwóch planowanych ładunków. Na dobrą sprawę była to cała seria niepowodzeń. Początkowo narada miała bowiem odbywać się w bunkrze, co zupełnie inaczej rozłożyłoby siłę eksplozji i doprowadziłoby do śmierci wszystkich uczestników narady.Przeczytaj także: Rocznica lądowania w Normandii. Biden nawiązał do wojny w Ukrainie„Po stronie niemieckiej panowałby chaos”Historycy do dziś rozważają konsekwencje ewentualnego udanego zamachu na przywódcę III Rzeszy. Z jednej strony, wobec nadchodzącego wybuchu powstania w Warszawie, likwidacja Hitlera, która zapewne wprowadziłaby chaos w niemieckich szeregach, byłaby scenariuszem pożądanym.– Na korzyść powstania warszawskiego działałby fakt, że po stronie niemieckiej panowałby chaos. Udany zamach na Hitlera z całą pewnością wywołałby długotrwały zamęt w szeregach nazistowskich. Ponadto nie wiadomo, jakby się zachowała część oficerów. Część dowódców mogłaby się podporządkować nowej władzy, ale część mogłaby tego nie zrobić. Każdy konflikt wewnątrz systemu dowodzenia III Rzeszy oczywiście działałby na korzyść jej przeciwników, czyli powstańców – zauważył historyk Piotr M. Majewski.Z drugiej jednak strony, co oczywiste, zamachowcy nie zamierzali działać na korzyść Polski. Ich działaniom przyświecał interes III Rzeszy. Nawet jeżeli nie wszystkim było już po drodze z narodowym socjalizmem. Istniałoby realne zagrożenie dogadania się z zachodnimi aliantami, kosztem niektórych polskich ziem, których Niemcy po zdobyciu w 1939 r. nie zamierzały się zbyt chętnie pozbywać.– W rezultacie udany zamach na Hitlera nie musiał być korzystny dla Polski, bo spiskowcy chcieli tak negocjować pokój, by w granicach Niemiec zachować nie tylko te obszary, które były niemieckie przed 1 września 1939 r., ale również nowe nabytki terytorialne zdobyte po ataku na Polskę. Niemcy dalej mieliby korytarz pomorski, część Wielkopolski, Górny Śląsk - zamachowcy nie zamierzali z niczego rezygnować, a jedynie doprowadzić do zawieszenia broni z państwami zachodnimi, ponieważ nie widzieli sensu dalszego prowadzenia wojny – zaznacza Majewski.Nie udał się zamach, nie udało się również przejęcie władzy przez spiskowców. Tym samym operacja „Walkiria” okazała się klęską. Nazajutrz Claus von Stauffenberg wraz z innymi spiskowcami został rozstrzelany przez pluton egzekucyjny na dziedzińcu Bendlerblocku.Po tym zdarzeniu Hitler pogrążył się w swojej paranoi. Nie ufał już nikomu, nawet najbliższym współpracownikom.Zobacz także: Techno z nazistowskim pozdrowieniem na niemieckiej „wyspie bogaczy”. Nowe informacjeWilczy Szaniec: „ożyje” barak naradGrupa rekonstruktorów historycznych w zrekonstruowanym baraku narad w Wilczym Szańcu odtwarzyła naradę, podczas której przed 80 laty doszło do zamachu na Hitlera.Odwiedzający w sobotę teren byłej kwatery Hitlera mogli porozmawiać z rekonstruktorami, którzy opowiadali o swojej pasji. W baraku nr 17, gdzie była odtwarzana narada, jest nie tylko wiernie zrekonstruowane pomieszczenie, w którym 20 lipca 1944 r. o godz. 12.42 wybuchła bomba mająca zabić Hitlera, ale jest tam też prezentowany skutek wybuchu (ekspozycja na prawo od głównego wejścia do baraku). W tej części ekspozycji jest też odtwarzana kronika filmowa nagrana przez ekipę filmowców, którzy kilka godzin po zamachu dokumentowali wizytę Mussoliniego w Wilczym Szańcu. Właśnie z powodu tej wizyty Hitler przyspieszył południową naradę i płk Stauffenberg nie zdążył uzbroić drugiego ładunku wybuchowego. Na wyświetlanej kronice widać m.in., że Hitler wita Mussoliniego, podając mu lewą rękę, bo prawą – na skutek obrażeń – ma unieruchomioną.Barak, w którym doszło do zamachu, znajduje się na początkowym odcinku szlaku wiodącego przez teren byłej kwatery wojennej Hitlera (nr 3). Przy ruinach tego baraku stoi tablica pamiątkowa w kształcie otwartej księgi, w której zapisano informację o zamachu. Odsłonięto ją w 1992 r., w ceremonii brali udział m.in. synowie Stauffenberga: Berthold, Heimeran i Franz. Przy ruinach tego baraku znajdują się tablice z archiwalnymi zdjęciami, a naprzeciwko duża tablica poświęcona samemu Stauffenbergowi.Dokonany 20 lipca 1944 r. zamach na Hitlera, do którego doszło w Wilczym Szańcu, nie był jedynym zamachem na Hitlera, ale z całą pewnością jest najbardziej znanym. Na kanwie wydarzeń, do których wówczas doszło, powstał film wyreżyserowany przez Bryana Singera „Walkiria”, w którym w rolę zamachowca wcielił się Tom Cruise. Sam tytuł filmu nawiązuje do kryptonimu, pod którym przygotowywany był spisek na życie Hitlera.Wilczy Szaniec położony we wsi Gierłoż pod Kętrzynem był kwaterą, z której Hitler przez ponad 800 dni dowodził wszystkimi frontami II wojny światowej. Tu zapadały kluczowe decyzje, m.in. ta dotycząca krwawego stłumienia powstania warszawskiego i zrównania samej Warszawy z ziemią – te wydarzenia upamiętnia osobna wystawa w dawnych garażach na terenie Wilczego Szańca.Przeczytaj także: Kaczyński mówił o „hitlerowskich mediach”. Jest wniosek o karę [WIDEO]