Pojawiły się nowe wieści. Centrum Łukasiewicz przyjęło swoją definicję komercjalizacji, niezgodną z przepisami prawa – przekazał Adrian Witczak z Koalicji Obywatelskiej. Sieć Badawcza Łukasiewicz miała być pomostem między polską nauką a gospodarką. Ma ogromny budżet, ale przez pięć lat istnienia nie dorobiła się strategii działania. Zmarnowanych pięć lat?– Pracownicy byli zaniepokojeni tym, jak wydatkowane są publiczne pieniądze. Byli zaniepokojeni o przyszłość instytutów. Informacje te konfrontowałam na posiedzeniu Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży z poprzednim prezesem Andrzejem Dybczyńskim. Odpowiedzi były wymijające. (…) Złożyłam szereg pytań do Centrum Łukasiewicz. Odpowiedzi na nie były zatrważające. Okazało się, że pensje rozrastającej się kadry kierowniczej sięgały kilkudziesięciu tysięcy złotych. 40-tu, 50-ciu, 60-ciu tysięcy złotych, plus premie – tłumaczyła Dorota Olko z Lewica Razem.Według najnowszych informacji pojawiły się tam za to wysokie pensje i „dziwne" aneksy do umów o pracę, które zostały podpisane przed zeszłorocznymi wyborami. – Nowy prezes przyznał, że działy się tam rzeczy niepokojące. Poinformował nas, że trwa kontrola NIK-u oraz audyt w Centrum Łukasiewicz. (…) Główny wniosek audytu to to, że przez pięć lat sieć Łukasiewicz, skonsolidowani instytutów sieci nie przyniosło żadnej wartości dodanej. Przez pięć lat ta instytucja nie dorobiła się strategii – dodała Olko.Sieć powstała w 2019 r. po przegłosowaniu przez PiS specjalnej ustawy. W marcu nowa władza przejęła stery Centrum Sieci Badawczej Łukasiewicz. – W marcu 2024 roku zatrudnionych tam było ponad 80 osób, z tego 26 na stanowiskach kierowniczych. Niepokojącym zjawiskiem była ogromna rotacja pracowników. Od chwili założenia Centrum zatrudniono 176 pracowników. Współczynnik rotacji wyniósł 43 procent – przekazał Adrian Witczak z Koalicji Obywatelskiej.Czytaj też: Nietypowy pomysł. Kraków walczy z upałami, a wywołał burzę