Mjr Robert Jeł nie katapultował się Podczas katastrofy wojskowego samolotu M-346 Bielik jego pilot Robert Jeł poniósł śmierć na miejscu. – Nie podjął próby katapultowania się – mówił na briefingu w 32. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Łasku gen. Ireneusz Nowak, Inspektor Sił Powietrznych. Był to bardzo doświadczony 41-letni pilot, mający na swym koncie wiele osiągnięć. Do zdarzenia doszło w piątek na lotnisku w Gdyni Kosakowie. Major lotnictwa Robert Jeł przyleciał do Gdyni z Dęblina i uczestniczył w treningu przed zaplanowanymi na sobotę pokazami lotniczymi w Gdyni. Miał on wylatanych blisko 2 tysiące godzin, z czego 1100 godzin na samych Bielikach. Jako pierwszy w Polsce przekroczył imponujący próg 1000 godzin na tym typie samolotu. O tym jak nietypowo na lotnisku w Dęblinie uczcił ten wyczyn wspominał w serwisie wojsko-polskie.pl. Lądowanie Closed Pattern– Przed lotem skrupulatnie przeliczyłem, ile czasu brakuje mi do osiągnięcia 1000 godzin i wyszło, że 22 minuty – wspominał major Jeł. – Nie przewidywałem z góry, czy wykonam tego dnia jakiś szczególny manewr w powietrzu, bo na pierwszym miejscu zawsze jest bezpieczeństwo – podkreślał. Po przeanalizowaniu sytuacji ruchowej nad lotniskiem major przejął sterowanie z tylnej kabiny, by osobiście wykonać lądowanie. – Poprosiłem kontrolera o zgodę na niskie przejście nad drogą kołowania. Następnie w okolicach wieży kontroli lotów przeszedłem w zakręt na wznoszeniu w celu wykonania lądowania z tzw. wąskiego kręgu „Closed Pattern” – opowiadał w serwisie wojsko-polskie.pl tragicznie zmarły w Gdyni Babich Dołach pilot Robert Jeł.Na miejscu przyczyny piątkowej katastrofy badają Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych i prokuratura wojskowa oraz Żandarmeria Wojskowa.W związku z wypadkiem odwołano uroczystości 30-lecia Gdyńskiej Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej.