Zapraszamy do obejrzenia wyjątkowego dokumentu „Moja misja”. Ja nawet 30 lat po wojnie nikomu nie mówiłem, że w ogóle brałem udział w wojnie. My wszyscy chcieliśmy zapomnieć. Powinno się być, patrzeć i myśleć, ale człowieka też ciągnie, żeby uciec od tego wszystkiego do normalnego świata – przyznaje w dokumencie „Moja misja” Jan Karski, jeden z najważniejszych świadków Historii. Kim był człowiek, który alarmował Zachód o niewyobrażalnych zbrodniach popełnianych przez Niemców na Żydach w okupowanej Polsce i walczył o Prawdę o Polsce? Zapraszamy do obejrzenia wyjątkowego filmu, w którym Kurier opowiada o sobie. Urodził się 24 czerwca 1914 roku w Łodzi jako Jan Romuald Kozielewski. Jego pradziadowie ze strony matki służyli w armii Napoleona, zaś dziadkowie i wujowie walczyli w powstaniach listopadowym i styczniowym. Od najmłodszych lat przesiąkł więc duchem patriotycznym.Nie bez znaczenia było to, że dorastał w Łodzi – mieście wielokulturowym. Wychowywał się w kamienicy czynszowej przy ulicy Kilińskiego 71, w której większość lokatorów była pochodzenia żydowskiego. Sam pochodził z wielodzietnej rodziny katolickiej kultywującej Józefa Piłsudskiego; miał sześciu braci i siostrę .Rodzeństwo Karskiego również zapisało się w historii. Brat, Marian Kozielewski był komendantem Policji Państwowej Warszawy, a podczas niemieckiej okupacji organizatorem i pierwszym komendantem głównym Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego.Służba w dyplomacjiW Policji Państwowej służyli również bracia Edmund i Józef. Brat Stefan junior został natomiast żołnierzem Marynarki Wojennej, zaś siostra Laura w paramilitarnej organizacji Juzistek i była szyfrantką. Sam Jan postawił na służbę w dyplomacji.Ukończył studia na wydziale prawa i dyplomację na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie studiował w latach 1931-36. Był prymusem w Szkole Podchorążych artylerii konnej we Włodzimierzu Wołyńskim. Osiągnął stopień podporucznika.Był również osobą niezwykle ambitną, w latach 1936-39 uczęszczał na wykłady na renomowanych uczelniach w Anglii, Szwajcarii i Niemczech. Po odbyciu praktyki dyplomatycznej, w styczniu 1939 roku został zatrudniony w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, był sekretarzem dyrektora Biura Personalnego w resorcie. – Miał egzamin u hrabiego Morsztyna. Ten zadał mu pytanie, jaka jest ostatnia rzecz, którą dyplomata powinien zrobić przed przyjęciem. Karski odpowiedział: „siusiu”. Chodzi o to, żeby nie trzeba było potem pytać, gdzie znajduje się toaleta – opowiada portalowi tvp.info Waldemar Piasecki, przyjaciel, wieloletni współpracownik Karskiego i współautor wraz z Michałem Fajbusiewiczem dokumentu „Moja misja”. Niekorzystne wiatry historii nie pozwoliły mu na karierę urzędniczą, ale stworzyły jeden z najbardziej niezwykłych życiorysów. Po niemieckiej agresji walczył jako oficer 5 dywizjonu artylerii konnej. 24 września 1939 roku wzięli go pod Krasnobrodem do niewoli Rosjanie, którzy podstępnie ramię w ramię zaatakowali razem z III Rzeszą.W niewoli Rosjan i NiemcówTrafił do łagru NKWP w Kozielszczynie pod Połtawą. Jak tysiące innych oficerów nie padł ofiarą zbrodni katyńskiej, gdyż udawał zwykłego szeregowca i został objęty wymianą jeńców pomiędzy Niemcami i Związkiem Sowieckim. W grudniu 1939 roku uciekł z niemieckiego transportu w okolicach Radomia, przedarł się do Warszawy i z miejsca rozpoczął działalność konspiracyjną, zostając zaprzysiężonym przez brata, Mariana. Przyjął pseudonim „Witold”.W lutym i maju 1940 roku pojechał z pierwszymi misjami do rządu polskiego na uchodźctwie we Francji. Wybór był idealny. Karski znał biegle język francuski i angielski, posługiwał się również językiem niemieckim. Umiał też nawiązywać kontakty, rzecz niezwykle ważna w pracy konspiracyjnej. Sprawne posługiwanie się językami było warunkiem niezbędnym, by brał udział w niezwykle trudnych misjach kurierskich.Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku. W czerwcu 1940 roku podczas trzeciej misji wpadł w ręce Gestapo na Słowacji. Został poddany torturom w więzieniu w Preszowie. Obawiając się, że może nie wytrzymać kolejnych przesłuchań” podciął sobie żyły obu rąk, żeby nie ujawniać tajników swojej misji. Niemcy odratowali go i odesłali do okupowanej PolskiO tym, jak ważny był dla podziemia mówi fakt, że został odbity ze szpitala w Nowym Sączu przez żołnierzy Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS-WRN), na osobiste polecenie kierującego krakowską organizacją Józefa Cyrankiewicza, który konsultował się w tej sprawie z płk. Tadeuszem Komorowskim, wówczas Komendantem Obszaru Kraków Związku Walki Zbrojnej.Mordowanie więźniówAkcja kierowana przez Stanisława Rosieńskiego i koordynowana na miejscu przez podch. Zbigniewa Rysia zakończyła się częściowym powodzeniem. Niestety, kilku jej uczestników zostało ujętych i rozstrzelanych w sierpniu 1941 roku przez Niemców Biegonicach lub zostało zamęczonych w KL Auschwitz.Karski podjął służbę w Biurze Propagandy i Informacji Komendy Głównej Armii Krajowej. Jego najważniejszą misją było jednak zbieranie informacji o życiu podziemnego kraju oraz łączność z Delegaturą Rządu. Dwukrotnie przedostał się na teren getta warszawskiego, zaś w przebraniu SS-mana wszedł na teren obozu przejściowego dla Żydów w Izbicy, choć początkowo zidentyfikował go jako obóz zagłady w Bełżcu.Karski przygotował raporty na temat sytuacji, szczególnie Żydów. Dwa pierwsze powstały przy współudziale brata Mariana, przy czym pierwszy został napisany już w grudniu 1939 roku. Trzeci stworzył sam. Materiały były z pierwszej ręki. Powstały między innymi w oparci o rozmowę z Władysławem Bartoszewskim, który wcześniej przebywał w Oświęcimiu. Bartoszewski wspominał później Karskiego jako pewnego siebie, stanowczego, ale i wnikliwego rozmówcę.Niezwykle ważna była również rozmowa z Adolfem Feinerem, przedstawicielem żydowskiej konspiracji. Feiner poprosił Karskiego, by przekazał w Londynie, iż Żydzi są całkowicie bezradni, zaś „zagłada jest faktem”. Tłumaczył, że dotyczy to wszystkich Żydów, bez żadnych wyjątków i tylko nielicznych udaje się uratować polskiemu podziemiu.Holokaust– Cała odpowiedzialność spoczywa na potężnych aliantach. Niech żaden przedstawiciel w Lidze Narodów nie śmie tłumaczyć, że nie wiedział, co się tu dzieje! Rzeczywista pomoc Żydom może nadejść tylko z zewnątrz! – mówił Feiner latem 1942 roku. Przedstawiał konkretne dane wskazujące, że tylko z Warszawy wywożono od lipca tego roku 5 tysięcy osób dziennie — nikt nie wracał, ślad po nich ginął.We wrześniu Karski udał się do Londynu z najważniejszą misją. Trasa wiodła przez Poznań, Berlin, Brukselę, Lille, Paryż, Barcelonę, Madryt i Gibraltar. Raport zawierał informacje o strukturze, organizacji i funkcjonowaniu Państwa Podziemnego w okupowanej Polsce, które nie miało sobie podobnych w Europie. W części dotyczącej Żydów składał się między innymi z relacji naocznego świadka z getta warszawskiego i obozu tranzytowego w Izbicy.Rząd na uchodźctwie gen. Władysława Sikorskiego postanowił przekazać „Raport Karskiego” rządom Anglii i Stanów Zjednoczonych z apelem o pomoc. Najpewniej na jego podstawie szef MSZ Edward Raczyński przygotował i 10 grudnia 1942 roku przedstawił aliantom szczegółowy raport o Holokauście, pierwsze tego typu świadectwo.Szczególnie ważne w misji Karskiego była rozmowa z prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem w obecności ambasadora Jana Ciechanowskiego, do której doszło 28 lipca 1943 roku. Trwała godzinę i 15 minut, o pół godziny dłużej niż zakładał prezydent.Sekretarz stanu Cordell Hull miał później chwalić polskiego emisariusza przed ambasadorem Ciechanowskim, że wręcz zauroczył prezydenta, który we wszystko mu uwierzył. Roosevelt pod wrażeniem– Nigdy nie przypuszczałbym, że w takich warunkach można stworzyć tak starannie przemyślaną organizację. Chyba tylko Polacy mogli się na to zdobyć – ocenił. Dopytywał również jaką rzeczywistą siłą dysponują oddziały sowieckie działające na ziemiach polskich.Trudniej było przekonać Roosevelta w sprawie pomocy Żydom. Karski proponował wystosowanie ultimatum ze strony aliantów wobec Niemiec, że jeżeli nie przestaną mordować Żydów, będą bombardowane ich miasta. Wzywał też do bombardowania linii kolejowych prowadzących do obozów zagłady lub dostarczanie broni, pieniędzy oraz paszportów partyzantom i uciekającym przed zagładą Żydom.O braku zrozumienia powagi sytuacji przez Roosevelta świadczą jego słowa: „Policzymy się z Niemcami po wojnie. Panie Karski, proszę mnie ewentualnie wyprowadzić z błędu, ale czy Polska jest krajem rolniczym? Czy nie potrzebujecie koni do uprawy waszej ziemi?”.Karski się nie poddawał. Spotykał się w Stanach Zjednoczonych z wieloma wybitnymi osobistościami, politykami, duchownymi, przedstawicielami mediów, a nawet filmowcami z Hollywood. Żeby nie „nudzić” słuchaczy nauczył się raportu na pamięć i streszczał w ciągu 18 minut.Niestety, wszystko grochem o ścianę. Rozmówcy nie chcieli uwierzyć, że Niemcy przeprowadzają systematyczną zagładę całego narodu w fabrykach śmierci. Uważali, że to tylko propaganda rządu polskiego na uchodźctwie. Ludzie nie mogli uwierzyć w prawdę o Holokauście i wobec skali tragedii narodu żydowskiego można przypuszczać, że w swojej reakcji byli szczerzy.Trzeba dodać, że ważne osobistości w Anglii czy USA były oporne także na inne napływające relacje, w tym od samych Żydów. Świadczy o tym choćby tragedia Szmula Zygielbojma, który w proteście przeciw bezczynności aliantów wobec ludobójstwa Żydów po upadku powstania w getcie warszawskim, popełnił w maju 1943 roku w Londynie samobójstwo.BestsellerDopiero wyzwalanie obozów zagłady unaoczniło aliantom skalę barbarzyństwa Niemców. W tej sytuacji dominującą reakcją był szok. Nie można natomiast twierdzić, że informacje Karskiego dotarły do małej liczby osób. Napisał on książkę „Tajne państwo” (Story of a Secret State), która ukazała się w listopadzie 1944 roku w USA i z miejsca stała się bestsellerem, a jej sprzedaż sięgnęła 400 tysięcy egzemplarzy. Jej fragmenty przedrukowywała prasa. Od razu też podpisano umowy na tłumaczenia na francuski, norweski i szwedzki.Amerykanie dowiedzieli się nie tylko o heroicznej walce i cierpieniach Polaków, o roli i działaniach państwa podziemnego, ale również o zagładzie Żydów. Recenzje były entuzjastyczne. Sam Karski został również doceniony przez władze. Za swoją działalność został w latach 1941 i 1943 roku dwukrotnie odznaczony Orderem Virtuti Militari.Wojnę zakończył w stopniu porucznika Armii Krajowej. Wiedział, że nie ma dla niego miejsca w nowej Polsce, okupowanej przez sowietów. Bardzo dobrze poznał ich totalitarny, ludobójczy reżim jesienią 1939 roku. Osiadł w Stanach Zjednoczonych.Związał się z prestiżowym Uniwersytetem Georgetown w Waszyngtonie. Zdobył tu stopień naukowy doktora, a później profesora nauk politycznych. Przez 40 lat wykładał na Wydziale Służby Zagranicznej stosunki międzynarodowe i teorię komunizmu. Jednym z jego studentów był Bill Clinton, późniejszy 42. prezydent USA.Kawaler Orderu Orła BiałegoOjczyznę po raz pierwszy od 1942 roku odwiedził w 1974 roku, jako stypendysta Fundacji Fulbrighta. Po raz drugi przyjechał w 1991 roku z okazji przyznania mu doktoratu honoris causa przez Uniwersytet Warszawski. Podobny tytuł dostał łącznie na ośmiu uczelniach.W 1982 roku otrzymał tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata i posadził drzewko na terenie Instytutu Jad Waszem w Jerozolimie. Przyjął go prezydent Izraela. W 1994 roku otrzymał honorowe obywatelstwo państwa Izrael. 3 maja 1995 roku prezydent Lech Wałęsa odznaczył Jana Karskiego Orderem Orła Białego. W 1998 roku był nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.Zmarł w Waszyngtonie 13 lipca 2000 roku. W prasie odnotowano: „W Waszyngtonie odbył się pogrzeb emisariusza Armii Krajowej Jana Karskiego. W Waszyngtonie, w katedrze świętego Mateusza odprawiono mszę żałobną za duszę Jana Karskiego. Jan Karski zmarł w ubiegły czwartek w Waszyngtonie. Miał 86 lat. Żołnierz Armii Krajowej, dyplomata, w czasie wojny emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego starał się jako jeden z pierwszych zwrócić uwagę Zachodu na tragedię Żydów europejskich. W 2016 roku prezydent Andrzej Duda awansował pośmiertnie Jana Karskiego na stopień generała brygady. Pośmiertnie został również odznaczony Prezydenckim Medalem Wolności, czyli najwyższym odznaczeniem cywilnym Stanów Zjednoczonych. Trudno przecenić rolę Jana Karskiego w historii II wojny światowej, czy budowaniu stosunków polsko-żydowskich.Jaki prywatnie był prof. Karski? – Był osobą niezwykle skromną, dżentelmenem w starym stylu. O ogromnej kulturze osobistej. Zawsze elegancki, z idealnie dobranym strojem do danej okazji. Był przystojnym mężczyzną, wobec kobiet szarmancki, zresztą kobiety go uwielbiały. Gdy kogoś poznawał bywał skryty, ale potem się otwierał, wspaniale opowiadał – mówi portalowi tvp.info Waldemar Piasecki, współautor filmu dokumentalnego „Moja misja” stworzonego dla Telewizji Polskiej. Wieloletni sekretarz Karskiego podkreśla także jego niezwykłą ostrość umysłu, aż do samego końca. – Uwielbiał grać w szachy. Grał od piątego roku życia i rzeczywiście miał duży talent. Zresztą do szpitala tuż przed śmiercią został zabrany właśnie z partii szachów – wspomina autor biografii Karskiego.„Wybitny człowiek”– To był wielki człowiek, wybitny. U wszystkich wzbudzał respekt, a jednocześnie zawsze pozostawał skromny. Zawsze mówił prawdę, nie bał się wygłaszać ostrych opinii. Zdarzyło się, że na przyjęciu u prezydenta Billa Clintona było chyba z osiemnastu prezydentów. Szef protokołu się pomylił, przedstawiając gości i powiedział: prezydent Republiki Czeskiej Lech Wałęsa. Na co Karski powiedział: „I ten kretyn był moim studentem” – opowiada ze śmiechem wieloletni przyjaciel Karskiego.– Kiedyś policzyłem – jego studentami było około stu amerykańskich senatorów i dwustu kongresmenów, do tego prezydenci, nie tylko Clinton. Dobrze znał się z prezydentem Kwaśniewskim, Szimonem Peresem. Potrafił zadzwonić do prezydentów Kwaśniewskiego czy Wałęsy i ich zrugać – dodaje.Piasecki zwraca uwagę na niezwykłą kulturę osobistą prof. Karskiego i jego doskonałą umiejętność formułowania myśli. – Zawsze był ozdobą programów telewizyjnych, w ogóle mediów. Kiedyś prymas Józef Glemp przyjechał do USA i powiedział, że aborcja to Holokaust. Poproszony o komentarz Karski – doskonale wiedzący, że ten termin dotyczy zagłady konkretnego narodu i wrażliwy na wszelkie przejawy antysemityzmu – odpowiedział: „Jego Ekscelencja” - tu wymienił całą tytulaturę - „kardynał Józef Glemp raczy bredzić” – śmieje się dziennikarz.– Kiedyś w TVP Janina Paradowska zadała mu jakieś długie pytanie, coś dołożyła od siebie, a on – z perspektywy USA – celnie spuentował: „Pani widzi drzewa, a ja las”. – przypomina Piasecki. Jan Karski bacznie obserwował sytuację w Polsce, ale też zawsze szukał szerszego kontekstu. Był wielkim człowiekiem, o ogromnych dokonaniach, bez wątpienia jednym z najwybitniejszych Polaków.Historię Jana Karskiego spinają jego wspaniałe, pełne najgłębszego humanizmu słowa wypowiedziane w filmie dokumentalnym „Moja misja”. Widział Holokaust, okrucieństwa wojny, ale zawsze trzymał się ścieżki prawdy, marzenia o sprawiedliwym pokoju. Te słowa o II wojnie światowej są szczególnie aktualne także dziś, w kontekście rosyjskiego bestialstwa w Ukrainie. „Tam był Szatan, a chcemy wrócić do Boga”.