Prof. Agnieszka Legucka w rozmowie z portalem tvp.info. Osłabiony Zachód nie będzie w stanie kontynuować wsparcia militarno-finansowego dla Ukrainy. A to z kolei dałoby szansę Rosji na przełamanie frontu i zdobycie nowych terytoriów. Rosjanie chcą tak zdestabilizować sytuację, żeby cały Zachód przyszedł na kolanach do Putina, proponując mu ofertę współpracy – tłumaczyła w rozmowie z portalem tvp.info politolożka i analityczka prof. Agnieszka Legucka. Czy w tegorocznej kampanii do Parlamentu Europejskiego widoczny był wpływ rosyjskiej dezinformacji? Prof. Agnieszka Legucka, analityczka PISM i wykładowczyni akademii Finansów i Biznesu Vistula: Nie tylko był widoczny, ale część jej celów zostało osiągniętych. Najważniejszym elementem było wzmocnienie głosów eurosceptycznych w Europie. Nie tyle w samym Parlamencie Europejskim, co w poszczególnych państwach członkowskich. Rosjanie dbali też o to, żeby zmniejszyć frekwencję. Po to, żeby zohydzić Unię Europejską. Bardzo mocno uderzyli w trzech polityków: Josepha Borella, wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, Ursulę von der Leyen, przewodniczącą Komisji Europejskiej, i Emmanuela Macrona, prezydenta Francji. Szczególnie mocno zaatakowano Macrona i zapewne przyczyniło się do niskiego poparcia Francuzów dla jego partii. W przypadku przewodniczącej Ursuli von der Leyen wypuszczony został deep fake rozpowszechniany na YouTube, pokazujący ją jako członkinię partii Zielonych, która rzekomo zamieszana była w schemat korupcyjny.Mieliśmy także ataki hakerskie na strony mediów takich jak Polskia Agencja Prasowa czy strony dużych partii politycznych, np. CDU w Niemczech. Rosjanie skoncentrowali się na Zachodniej Europie, a w mniejszym stopniu na Polsce. W porównaniu do poprzednich kampanii dezinformacyjnych to zaangażowanie było powtarzalne, w tym sensie, że Rosjanie wiele nowego nie wymyślili, może tylko zwiększyli ilość reklam na Facebook’u, które np. zniechęcały do tego, co robi UE. Dolewali głównie oliwy do ognia w dyskusjach w mediach społecznościowych. W jakie grupy społeczne uderzyli najmocniej?Przede wszystkim w środowiska wiejskie i mieszkające na prowincji, szczególnie w trakcie protestów rolników, które odbywały się w całej Europie. Ich celem było zniechęcenie tej grupy wyborców do Unii. Szczególnie przydatna była narracja o „Zielonym Ładzie”. Rosyjska dezinformacja określiła ten program jako „czerwony ład” lub „zielony zad”, w zależności od tego, do której grupy społecznej kierowała przekaz. Drugim ważnym tematem był strach przed migracjami. A w kontekście polskim? Rosja rzadko przekonuje do swoich racji na rynku polskim. Zamiast tego wzbudza niepokój i wprowadza zamieszanie – po to, żeby społeczeństwo traciło zaufanie do instytucji państwowych i unijnych oraz procesów demokratycznych, takich jak wybory. Propagandzistom zależy, żeby wzbudzić w ludziach poczucie, że nic od nich nie zależy, bo wtedy nie idą do urn wyborczych. Czy w pani ocenie dobre wyniki dla partii prawicowych, nacjonalistycznych i populistycznych można powiązać z rosyjskimi działaniami dezinformacyjnymi? Rosjanie od lat działają za pomocą skrajnych środowisk. Działania zmniejszające frekwencję wyborczą dają pole dla partii skrajnych, które przedstawiają się jako antyestablishmentowe. Tak się teraz złożyło, że prawa strona sceny politycznej częściej powtarza rosyjską propagandę. Chociaż nie jest tak od zawsze. W czasach „zimnej wojny” to raczej środowiska lewicowe propagowały tezy komunistyczne. Stąd taki wysoki wynik skrajnie prawicowego AfD w Niemczech? AfD jest oczkiem w głowie Rosjan. Akcja prowadzona jest głównie za pomocą rosyjskich mediów społecznościowych, np. Telegrama i chińskiego TikToka, a także rosyjskiej telewizji propagandowej RT (dawniej Russia Today), która obchodzi blokady nałożone na nią w UE. Rosjanie cały czas adaptują się do sytuacji i konkretnego rynku odbiorców.W przypadku Niemiec koncentrują się na wschodniej części kraju, gdzie w dalszym ciągu są duże sympatie dla Rosji. Na nich można budować pozycję sprzeciwu wobec rządzących i Brukseli. We Francji bardzo wyraźnie było widać, że głównym celem ataku był Emmanuel Macron, który zrobił zamieszanie w rosyjskiej przestrzeni publicznej, gdy stwierdził, że nie można wykluczyć interwencji NATO na Ukrainie. W rosyjskich mediach widać było prawdziwą furię. A jednak Francuzi zaprosili rosyjskiego dyplomatę na 80. rocznicę lądowania w Normandii.Warto też dodać, że także ambasador Francji pojawił się na prezydenckiej inauguracji Putina. Francuzi chcą sobie zostawić furtkę na wypadek, gdyby trzeba było rozmawiać z Rosjanami. W razie czego chcą mieć wpływ dyplomatyczny na rozwiązanie konfliktu w Ukrainie. W ostatnim czasie bardzo mocno zmienili swoją narrację. Macron twierdził jeszcze dwa lata temu, że Putin musi „zachować twarz”. A teraz wchodzi w narrację Polaków oraz państw bałtyckich i powtarza rzeczy, które od dawna były dla nas oczywiste. Jaki interes ma Rosja we wspieraniu ugrupowań skrajnie prawicowych? Nie chodzi konkretnie o prawicę, ale wzmacnianie takich poglądów, które osłabią UE. Osłabiony Zachód nie będzie w stanie kontynuować wsparcia militarno-finansowego dla Ukrainy. A to z kolei dałoby szansę Rosji na przełamanie frontu i zdobycie nowych terytoriów. Rosjanie chcą tak zdestabilizować sytuację, żeby cały Zachód przyszedł na kolanach do Putina, proponując mu ofertę współpracy. Strategia eskalacji ma złamać chęć społeczeństw zachodnich do dalszego wspierania Ukrainy. Uda się jej to dzięki większej reprezentacji polityków eurosceptycznych w tej kadencji Parlamentu Europejskiego? Rosjanom udało się raczej namieszać w wyborach narodowych, a niekoniecznie w samym PE. W europarlamencie doszło do wzmocnienia ugrupowań centrowych, przykładem jest Europejska Partia Ludowa, która ma w tej kadencji więcej mandatów. Rosji udało się jednak wysłać do PE „krzykaczy”, którzy będą wnosić do debaty europejskiej rosyjskie hasła propagandowe. Natomiast w Niemczech i we Francji, które są motorem napędowym polityki i przyszłości UE, propaganda osiągnęła bardzo dużo. Niewątpliwie Rosjanie zwiększą w tych krajach swoją działalność przed tamtejszymi wyborami parlamentarnymi. Jakie przewiduje pani obszary zainteresowania rosyjskiej dezinformacji w następnych latach? To zawsze jest mieszanka strachu i pozytywnych skojarzeń. Przede wszystkim używać będą groźby broni atomowej i rozpoczęcia trzeciej wojny światowej. A także strachu przed rozpadem Federacji Rosyjskiej, co ma zmusić Zachód do tego, żeby wspierać Ukrainę, ale w ograniczonym stopniu. Na tyle, żeby nie wywołać reperkusji ze strony rosyjskiej.Drugi przekaz jest pozytywny i skierowany na rynek wewnętrzny, a także do krajów tzw. Globalnego Południa, na przykład w kwestii rosyjskich intencji pokojowych. Propagandziści będą przedstawiać Rosję jako bohatera pozytywnego, który został zaatakowany przez „podły” Zachód. W zależności od konkretnego państwa i grupy społecznej będziemy mogli zaobserwować kilka różnych wątków dezinformacyjnych, bo wpierw rosyjski wywiad dokonuje rozpoznania, co „boli” daną grupę społeczną.Rosjanie wykorzystują AI, cyberataki i klonowanie stron do złudzenia przypominające np. wiarygodne media, oficjalne instytucje. Ale metody działań Rosji już całkiem dobrze poznaliśmy. Teraz państwa powinny skupić się na wzmocnieniu komunikacji strategicznej. Przykładem może być prebunking, czyli pokazywanie obywatelom przyszłych możliwych narracji ze strony rosyjskiej – a także chińskiej – propagandy. Czy działania przeciwko dezinformacji powinny być prowadzone na szczeblu krajowym czy ogólnoeuropejskim? Najlepszym rozwiązaniem jest całościowe podejście, angażujące administrację publiczną – w tym w ramach współpracy międzynarodowej – sektor prywatny i obywateli. To niekończąca się praca, która nie powstrzyma naszych adwersarzy, ale może ograniczyć ich destrukcyjne działanie. Rosjanie kładą bardzo duży nacisk i pieniądze na kampanie dezinformacyjne. W porównaniu do działań wojennych jest to dużo tańsze, a w wielu przypadkach skuteczniejsze. Jakie grupy są najbardziej narażone na rosyjską dezinformację? Przede wszystkim grupy, które są krytyczne wobec czegoś. W zasadzie każda grupa, która jest „anty”. I można tu wstawić praktycznie wszystko: grupy antyunijne, antyamerykańskie, antyniemieckie czy antyszczepionkowe. Szczególnie w mediach społecznościowych: jeżeli jakaś informacja potwierdza ich przekonania, to łatwiej są w stanie w to uwierzyć. Dlatego kluczowe jest krytyczne podejście do tego, co czytamy, oglądamy w przestrzeni informacyjnej i nawet jeżeli nie chce nam się sprawdzać, czy dany news jest prawdziwy czy nie, to przynajmniej nie przesyłajmy tego dalej. Ja staram się śledzić wiarygodne konta, które „sprawdziły się” wcześniej i jeżeli coś wzbudza moje emocje, bulwersuje, to wtedy staram się to zweryfikować, bo może to być manipulacja. Prof. Agnieszka Legucka – polska politolog, doktor habilitowana nauk społecznych, prorektor Akademii Obrony Narodowej w latach 2015–2016, ekspertka w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.