Emocje w programie „Niebezpieczne związki” TVP Info. W programie poruszono problem z atakami na służby na polsko-białoruskiej granicy. I z tym jak pogodzić ochronę państwa z prawami człowieka. Gościni programu, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej odniosła się do ustanowienia strefy buforowej. O co chodzi? Od czwartku na około 60 km polsko-białoruskiej granicy w Podlaskiem obowiązuje czasowy zakaz przebywania. Objęty jest nim w większości obszar 200 metrów od linii granicy. W rejonie rezerwatów przyrody – 2 km od tej linii. – To strefa ograniczonego dostępu. Ograniczona do minimum. Idea jest taka, żeby mieć jakąś strefę blisko granicy, aby służby mogły operować, ale z minimalnym efektem dla mieszkańców i dla turystki – wyjaśniała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz Nie wyrzucać człowieczeństwa do śmietnikaMinistra przyznała, że migranci będą dalej wkraczać do Polski przez białoruską granicę, ponieważ „to jest sztucznie wygenerowana droga migracyjna. – Pamiętajmy jednak, że to są ludzie zmanipulowani. Doprowadzani do trudnych stanów psychicznych i źle traktowani. Nierzadko są wyposażeni w broń i przepychani przez granicę. Często z karabinami za plecami. Mają w Polsce odpowiadać za chaos i strach – wyjaśniła Pełczyńska-Nałęcz. Dopytywana czy da się pogodzić obronę granicy z prawami człowieka, przyznała, że „nie”. – To do czego powinniśmy dążyć to stawiać bezpieczeństwo jako coś superważnego, ale aby z tego powodu nie wyrzucać człowieczeństwa i naszych wartości do śmietnika. To jest cel Putina i Łukaszenki, abyśmy byli tacy jak oni – stwierdziła. Zmiana taktyki wysyłania migrantów do Polski Jacek Dobrzyński rzecznik koordynatora służb specjalnych stwierdził, że był przez dwa dni na granicy polsko-białoruskiej i rozmawiał z pilnującymi jej funkcjonariuszami i żołnierzami. – Oni nie oczekują orderów czy awansów, oczekują naszego wsparcia – powiedział. Z jego obserwacji wynika, że działania na granicy zmieniły się przez trzy lata. – Pierwsze przekroczenia granicy były w ten sposób zorganizowane, że na pierwszej linii faktycznie były kobiety z dziećmi, a za ich plecami mężczyźni, czasem agresywni. Teraz już nie ma kobiet, nie ma dzieci. Tam są - mówmy wprost- bandyci, którzy za wszelką cenę chcą się wedrzeć do Polski – przekonywał. Zwrócił uwagę, że szturmujący granicę są bezwzględni. Normą są ataki kamieniami czy konarami. A ostatnio nożami. – Polscy mundurowi nie atakują nie będąc atakowani. Używają też środków przymusu adekwatnie do sytuacji – dodał. Migranci poruszeni śmiercią żołnierza Ola Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej i mieszkanka Białowieży przekonywała, że od trzech lat nie spotkała w lasach agresywnego człowieka. – Spotykam zarówno kobiety i młodzież, ale także młodych mężczyzn. Nigdy nie czułam się zagrożona. Te osoby są pierwszymi ofiarami reżimu białoruskiemu. Nie widzimy tego, ale są zabijani. Są brutalnie traktowani, bici kolbami i szczuci psami. Są w desperacji i stanie zagrożenia życia i dlatego próbują się tutaj dostać – mówiła. Chrzanowska dodała, że w ostatnim czasie słyszała od napotkanych migrantów pytania o to co stało się z polskim żołnierzem. – Te osoby wyrażają współczucie i żal oraz brak zgody dla tego rodzaju zachowań – dodała, wskazując, że atak na polskiego żołnierza mógł być prowokacją białoruskich służb.