Dlaczego miasta się wyludniają. Polskie miasta powoli się wyludniają. W ostatnich pięciu latach ubyło ponad 33 tys. mieszkańców Łodzi i blisko 24 tys. mieszkańców Bydgoszczy. W aż czterech polskich miastach powiatowych liczba mieszkańców zmniejszyła się o ponad 10 proc. Polskie portale alarmują o zmniejszającej się liczbie mieszkańców Szczecina. Pomiędzy 2018 a 2023 rokiem ubyło ponad 13 tys. mieszkańców tego miasta. To pokłosie raportu przygotowanego przez szczeciński magistrat na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego z czerwca 2023 r. Na koniec tego miesiąca w Szczecinie było 390,3 tys. mieszkańców. Rok wcześniej 393 tys., a w 2018 roku – 403,3 tys.Przyczyną są wyjazdy za pracą, ale też przeprowadzki do ościennych gmin, które są tzw. sypialniami Szczecina. Każdego roku zgonów jest również więcej zgonów niż narodzin – podaje Polska Agencja Prasowa.Jak sprawdziliśmy, Szczecinowi daleko do czołówki najbardziej wyludniających się polskich miast. Dane są alarmujące.Łódź, Bydgoszcz, Zabrze, Bytom, Radom, Częstochowa - te miasta straciły najwięcej mieszkańcówSprawdziliśmy dane GUS o liczbie ludności miast na prawach powiatu. Dostępne są już najnowsze statystyki z 31 grudnia 2023 roku. I tak, w ostatnich pięciu latach najwięcej mieszkańców ubyło w Łodzi - 33,3 tys. osób. Na drugim miejscu jest Bydgoszcz, która straciła 23,7 tys. mieszkańców. Dalej największe spadki zanotowano w Zabrzu (-19,5 tys.), w Bytomiu (-19 tys.), w Radomiu (-17 tys.) i Częstochowie (-16,3 tys.). Spadki o co najmniej 10 tys. mieszkańców odnotowały ponadto Katowice, Sosnowiec, Kielce, wyżej opisany Szczecin, a także Wałbrzych oraz Lublin.Jeśli chodzi o spadek liczby ludności wyrażony w procentach, to najwięcej, bo aż 11,5 proc. ludności stracił Sopot. Niewiele mniej, 11,4 proc. mieszkańców, ubyło w Bytomiu. W Zabrzu - 11,3 proc., w Wałbrzychu - 10,9 proc., a w Piotrkowie Trybunalskim - 9,7 proc. W pierwszej dziesiątce znalazły się ponadto Konin (- 9,6 proc.), Świętochłowice (-9,2 proc.), Włocławek (- 9 proc.), Zamość (-8,8 proc.) i Chełm (-8,7 proc.).W poniższej tabeli przedstawiamy dane GUS o liczbie ludności w 66 polskich miastach na prawie powiatu według stanu na 31 grudnia 2018, 2022 i 2023 r.Kliknij, by powiększyć (Źródło: portal tvp.info)Tylko w sześciu miastach przybyło ludności. Najwięcej w Warszawie - 83,6 tys. Na kolejnych miejscach są Kraków (35,1 tys.), Wrocław (33,1 tys.), Gdańsk (20,7 tys.), Rzeszów (5,7 tys.) i Poznań (2 tys.). Najwięcej, w ujęciu procentowym, przybyło ludności Wrocławia (5,2 proc.), Warszawy (4,7 proc.) i Krakowa (4,6 proc.).Polskie miasta, czyli struktura wymieraniaGUS podaje ponadto prognozy zmiany liczby ludności skonstruowane na podstawie danych z Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań z 2021 r. Wynika z nich, że Łódź nadal będzie najbardziej wyludniającym się miastem w Polsce. W 2030 r. ma liczyć 621,4 tys. mieszkańców. Duże spadki ludności GUS prognozuje ponadto w Bydgoszczy. W 2030 r. ma tam mieszkać 308,1 tys. ludzi. Na dalszych miejscach prognoz na 2030 rok są Częstochowa, która ma liczyć 192,2 tys. mieszkańców, Sosnowiec (174 tys.) i Poznań (526,2 tys.). Kolejnymi najbardziej wyludniającymi się miastami mają być Katowice, Radom, Kielce, Zabrze i Gliwice.Procentowo największe spadki w 2030 roku są prognozowane w Koninie, który ma liczyć 61,3 tys. mieszkańców, Chełmie - 52,3 tys., Tarnowie - 94,7 tys., Jastrzębiu-Zdroju - 76,2 tys. i w Sopocie (29,6 tys.).Spadki prognozowane na 2050 r. są jeszcze bardziej alarmujące. W liczbach bezwzględnych najwięcej mieszkańców w stosunku do 2023 r. straci Łódź. Będzie w niej mieszkać 507 tys. osób. Największe spadki mają odnotować ponadto: Poznań - będzie liczył 451,5 tys. mieszkańców, Bydgoszcz - 246,9 tys., Częstochowa - 147,6 tys., Sosnowiec - 132 tys., a także Katowice, Szczecin, Radom, Kielce i Gdynia.Procentowo najwięcej w 2050 r. straci Konin, który będzie liczyć 44,7 tys. mieszkańców. Na dalszych miejscach będą Chełm z 38,3 tys. mieszkańców, Wałbrzych (70 tys.), Tarnów (72,1 tys.), Przemyśl (39,4 tys.).Eksperci GUS prognozują, że w 2030 r. mieszkańców będzie dalej przybywać tylko w sześciu miastach powiatowych. Warszawa będzie liczyć 1 mln 919,3 tys. mieszkańców, Kraków - 831,5 tys., Wrocław - 685,4 tys., Gdańsk - 495,5 tys., Rzeszów - 204,1 tys. Procentowo - powyżej 3 proc. - najwięcej zyskają Rzeszów, Kraków i Warszawa. W 2050 r. w relacji do 2023 r. przybędzie mieszkańców tylko trzech miast - Warszawy, Krakowa i Rzeszowa.Zabrze, Bytom, Radom, Częstochowa? „To są miasta, które są ofiarami transformacji”Spadki liczby ludności w Łodzi należy tłumaczyć niewielkim napływem nowych mieszańców - tłumaczy prof. dr hab. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego. - W Łodzi mamy również nadreprezentację seniorów i dużą liczbę zgonów - zauważa ekspert. Wspomina również o niższym poziomie wykształcenia ludności powyżej 40 roku życia, co przekłada się na wyższą umieralność.– Zabrze, Bytom, Radom, Częstochowa. To są miasta, które są ofiarami transformacji - mówi dalej profesor Szukalski. Zauważa, że Bytom i Zabrze odeszły od przemysłu węglowego i stalowego. Częstochowa utraciła ponadto funkcje stolicy województwa i nie kreuje już popytu na pracę. – Bydgoszcz nie potrafi znaleźć swojego miejsca na gospodarczej mapie Polski - ocenia Szukalski.Ale same dane o miastach nie oddają perspektywy ogólnopolskiej. - Proszę zauważyć, że te spadki ośmio, dziewięcio, jedenastoprocentowe długofalowo są niewielkie – ocenia prof. Szukalski. Jak mówi, w ciągu ostatnich 25 lat w 18 powiatach (na 380), liczba ludności zmniejszyła się o co najmniej 20 proc. W mniej niż jednej czwartej przypadków powiatów liczba ludności nie spadała, tylko rosła umiarkowanie. Szybciej w powiatach podmiejskich.Ekspert przestrzega przed błędnymi interpretacjami danych z Sopotu. Dane o ludności są charakterystyczne dla miejsc atrakcyjnych turystycznie. – Tam są fikcyjne spadki liczby ludności. Ludzie tam mieszkający wynajmują mieszkania, a sami się przeprowadzają. Sprzedają te mieszkania i budują domy 20 kilometrów dalej – tłumaczy Szukalski.Zdaniem profesora, krótko i średniookresowe prognozy GUSu są raczej wiarygodne. - Wydaje się, że o ile nagle ktoś nie otworzy granic i drastycznie nie otworzy polityki migracyjnej, to te prognozy się sprawdz – ocenia. Szukalski podkreśla, że najwięcej znaczą prognozy w perspektywie kilku, kilkunastu lat. – Te wieloletnie w większym stopniu wyrażają nasze obawy o przyszłość, niż to co naprawdę będzie – tłumaczy. Szukalski wspomina, że gdy GUS prezentował swoje prognozy w środowisku demografów, krytycznie podchodził do tych dotyczących dzietności. – Ale muszę się uderzyć w pierś. Było gorzej, niż zakładali – kwituje.